poniedziałek, 24 sierpnia 2015

28 ,,Bliskość śmierci zawsze sprawia, że staramy się żyć lepiej"

- Tak. Wracamy - przyjaciel objął mnie ramieniem, na co nieśmiało się uśmiechnęłam. Coraz bardziej jego obecność mnie krępowała. Dziwne, ale prawdziwe.
- To super. Nie wiem ile czasu jeszcze mi zostało...
- Hope, nie mów tak -przerwałam jej. Uśmiechnęła się słabo. Była słaba. Coraz słabsza i słabsza....
Widać było, że teraz to jej stan jest gorszy niż stan malutkiej Naomi, której już z nami nie ma w tym mieście. Została przeniesiona, a wróci, jeżeli wyzdrowieje. Ma 60% szans na wydostanie się z sideł raka. Dzielna, mała dziewczynka. Kochana Naomi.
- Sama dobrze wiesz, jak jest. Musisz się z tym pogodzić. Nie odejdę, dopóki będziecie o mnie pamiętać. Ale Laura... Już czas.
Nie rozumiałam jej teraz. Wydostałam się z objęć Rossa i spojrzałam na nią smutno.
- Czas na co?
Bałam się, że powie ,,na śmierć" co by mnie tylko dobiło. Na szczęście miałam pełną świadomość tego, że Hope żyje i żyć będzie.
Prawda?
- Na powrót do szpitala, Lau. Już niedługo muszę tam wrócić. Ze mną jest coraz gorszej. I nie zaprzeczajcie. Tak bardzo chcecie wierzyć, że ja nie umrę tak szybko, że zaczynacie naprawdę mieć jakieś chore iluzje.
Miała rację. Mieliśmy za wielką wiarę, choć była zwykłą bańką mydlaną, która pęknie, jak Hope umrze. Wiedziałam, że jej stan się już nie polepszy, a ona po prostu umiera.
Ale czasem ludzie tak bardzo chcą wierzyć w kłamstwo, że przyjmują je za prawdę.
- Kiedy wracasz? - głos tym razem zabrał Ross.
- Jutro - odszepnęła.
Westchnęliśmy z Rossem. Teraz nikt się nie odzywał. Tkwiliśmy w głuchej ciszy.
<Następny dzień>
- Kiedy macie zamiar zacząć? - spytał nasz menager.
- Jak najszybciej - odpowiedziałam równo z Rossem.
Właśnie razem z nim udałam się do wytwórni płytowej. Hope była w szpitalu, ale obiecali zrobić koncert przed szpitalem, tak, aby mogła go obserwować ze swojego okna. Jest za słaba na to, by zejść na dół czy nawet wstać z łóżka.
Przez noc jej się pogorszyło, więc w szpitalu znalazła się już w nocy.
- Możemy zorganizować wam koncert jutro, ale czy macie wystarczającą ilość piosenek?
- Myślę, że na powrót do kariery starczą nam te cztery, które napisaliśmy - tym razem głos zabrałam ja.
- No dobrze. Jak chcecie. Roześlę info na facebook'u i oficjalnej stronce waszej dwójki. Kochali was jako Inimitable, ale teraz chyba nazwy zmieniać nie będziecie, co?
Spojrzałam na Rossa. Wiedziałam ile to dla niego znaczy, więc szybko zaprzeczyłam.
***
- Jak się czujesz? - spytałam przyjaciółki. Uśmiechnęła się słabo. Wyglądała okropnie. Wrak człowieka...
- Dobrze - powiedziała ochrypniętym głosem - Kiedy macie koncert?
- Już jutro - powiedział Ross. Nie mógł wydusić z siebie ni krzty uśmiechu czy jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
Bał się, że ją straci. Od jakiegoś czasu ja tracę wszystko, co mam. A Hope jest dla niego wszystkim.
- Rodzice do mnie dzwonili - zaczęła.
Ross westchnął. Ja też chciałam, ale zdałam sobie sprawę, że przecież tak na dobrą sprawę ja nie mam rodziców. Mój tata... Przecież mnie zostawił. Wiem, że nie podpisał dokumentów o wyparcie się praw rodzicielskich, ale dla mnie nie ma za dużej różnicy.
- I co mówili? - spytał.
- Powiedzieli, że jutro mnie odwiedzą. Będą mieli niespodziankę, bo przecież wydacie koncert.
Dla niej to wszystko było takie proste. Zaskakujące, że na łożu śmierci można dostrzec coś pozytywnego. Hope jednak zawsze była optymistką, a tego jej zazdrościłam.
Śliczna, mądra i wiecznie nastawiona z uśmiechem do życia. Znalazła pozytywy nawet w najcięższej sytuacji bez wyjścia.
Ja byłam pesymisto-realistką. Częściej byłam realistką, ale zdarzało mi się mieć typowo mroczne myśli.
Ross był bardziej optymisto-realistą. Świadczyło nawet o nim to, jak nakrzyczał na mnie, że Hope wcale nie umiera.
Optymiści twierdzą, że żyjemy w najlepszym okresie czasowym. Pesymiści boją się, że właśnie tak jest.
A realiści? Oni znają prawdę o tym, co ma się wydarzyć. I wiedzą, że ten świat będzie lepszy, choć wymaga to czasu..
Ja też bałam się prawdy, ale kiedy ją poznałam - zmieniłam zdanie.
Najgorsza prawda jest lepsza, od najlepszego kłamstwa. Tego się trzymajmy.
- Wizyty są skończone. Proszę wyjść - powiedziała pielęgniarka, wchodząc do pomieszczenia. Przytuliłam przyjaciółkę i razem z Rossem udaliśmy się do wyjścia...
***
Witajcie kochani! Pierwsze co: nowy blog.
Pisany narratorem przemiennym (raz Ross raz Laura) a fabuła nie dość, co nie podobna do mnie, to jeszcze bardzo nietypowa.
Zacznę go jak skończę tego bloga (czyli niedługo), ale prolog już jest. Mam 17 obserwatorów, ale liczę, że wszyscy, którzy obserwują tego bloga będą obserwować tamtego.
I bardzo o to proszę.
Do napisania!

33 komentarze:

  1. Wybitny rozdział <3
    Z opisu wynika że jestem optymisto-realistką :D
    Czekam na ich koncert :3
    Weny życze i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Biedna Hope +Laura i Ross.
    Koncert ich.
    Od początku byłam optymisto-realistką, chociaż czas pesymistość się pokazuje ale mała cząstką. Bardziej optymisto-realistka. ;)
    Czekam na next ♡ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cytując kochaną Lauren.
    Wybitny rozdział!
    Jesteś fantastyczna w tym co robisz więc bardzo się cieszę, że się rozwijasz :D
    Pamiętaj, że będę cię czytać mimo wszystko!
    Martwi mnie stan Hope.
    Wiem, że umrze, ale tak ciężko mi to przyswoić.
    Przywiązałam się do niej. A może po prostu nie chcę widzieć załamanego Rossa?
    Nie wiem, w każdym razie jest mi przykro.
    Koncert z czterema piosenkami? Jakoś tak biednie xD
    Ale ważne, że pomyśleli o Hope i tym szpitalu.
    Szkoda, że relacje Raury się popsuły :/ Mam nadziej3, że niedługo stanie się coś co całkowicie temu zaprzeczy ^^
    Przydałby się jakiś zwrot akcji :D albo coś w ten deseń ^^
    Anyway!
    Nie mogę się doczekać jak to z nimi będzie!
    ~~invisible~~

    OdpowiedzUsuń
  4. Śmierć Hope to bardzo smutna perspektywa. Myślę, że "nie dasz jej umrzeć".
    Wciąż czekam na Raurę i dziękuję za rozdział. Wyszedł spoko, choć stać Cię na więcej ;)
    Życzę weny i pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział świetny szkoda ze hope nie długo nas opusci ale ten blog pokazuje życie ...kazdy nas zostawia , rani , opuszcza , chyba ze to nasz najlepszy przyjaciel/przyjaciolka choć też jest z tym różnie ja akurat jestem typową pesymistką z przejawami realizmu rozdział jest super na koncercie pewnie się coś wydarzy ... I sory ze nie skomentowalam wcześniej ale nm nowy blog pewnie bd tak samo super jak ten i wszystkie poprzednie czekam na next kocham czekam pa<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Hope :'c
    Oby ich koncert się udał i coś ich może połączy ^^
    Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział <3
    Biedna Hope :/
    Do nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na kolejną część ;) opowiadanie jest super ;) w pewnych momentach nawet płakałam taki przypływ emocji :) strasznie się przywiązałam do twoich blogów jak na razie czytam wszystkie :) są extra

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam!
    Jejku, to jest takie przykre, gdy Hope mówi rzeczy w stylu "nie wiem ile czasu jeszcze mi zostało...". To musi być bardzo ciężkie dla Rossa i Laury, ale dla samej Hope też - w końcu chce ich na to przygotować, nie mydlić im oczu.
    Jak dobrze, że Naomi dostała się pod naprawdę fachową opiekę! Ale jednak szpital bez niej to na pewno nie to samo i pewnie panna Lynch już to zauważyła.
    Podobało mi się "posegregowanie" bohaterów według ich spojrzenia na świat, znamy teraz lepiej ich tok myślenia, dobrze, że zwróciłaś na to uwagę w taki nieinwazyjny sposób :)
    Naprawdę szkoda, że ten blog powoli dobiega końca! Jednak mimo wszystko korci mnie by się dowiedzieć, co się stanie. Czekam na następne rozdziały!
    A tymczasem - życzę dużo weny i chęci!
    Pozdrawiam, Ayati!

    OdpowiedzUsuń