wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 5 ,,Dobrze wiem, kim jestem. Musiałam sobie tylko przypomnieć"

<Następny dzień>
Miałam tego wszystkiego dosyć. Wczoraj była sobota. Uwielbiałam sobotnie poranki. Ale wczorajszy dzień, który był sobotą, był okropny. Pierw wytwórnia, potem ten czarny gwiazdor, a teraz Dylan...
Czy jaj jestem konfliktowa?
Odkąd pamiętam, taka właśnie byłam. Zawsze. Wykłócałam się i wygrywałam. Taka ja. Ale od śmierci rodziców, zapomniałam, kim byłam. Pozwalałam siebie traktować jak śmiecia, dać sobą pomiatać, robić wszystko dla innych... Nie miałam własnego zdania.
Dlatego jedno zawdzięczam Dylanowi. To, że umiał mi przypomnieć, kim jestem. Tak naprawdę.
Nie jestem śmieciem. Nie jestem zabawką, którą można odłożyć lub wyrzucić, jak się znudzi.
Jestem człowiekiem i mam swoje prawa. I do tego dążę.
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana. Ale nie płakałam, o nie. Ness nie mogłaby usłyszeć mojego głosu, gdy płaczę.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
-A może to tylko przywiązanie?-czemu Van jest taka mądra?
-Nie wiem. Sama już nic nie wiem. Może dam mu jeszcze jedną szansę?-spytałam.
-Powinnaś zrobić, jak ty uważasz. W końcu, jeżeli mu wybaczysz to ty będziesz się z nim użerała, nie ja.
-Mam zamiar jutro z nim pogadać-dodałam.
-Która to wasza kłótnia?-spytała Ness.
-Pierwsza tak poważna. Pierwszy raz mnie okłamał, a ja na niego nakrzyczałam.
-Tak jak na tego gościa?-spytała rozbawiona.
-Tak. Tak jak na tego gościa-zaśmiałam się.
-Laur, mama i tata wrócili z pracy. Zadzwonię później.
-Okey. Pozdrów ich-dodałam z uśmiechem.
Ten dzień zapowiadał się na stracony. Nick nagrywał demo tego palanta, ja siedziałam w domu i miałam zamiar wcinać lody, oglądając nudne komedie romantyczne.
Dzień idealny... Tak... Wyczujcie ten sarkazm....
***
-No way! Nie gadaj!-krzyknęła Van. W radiu leciała spokojna muzyka, my zajadałyśmy, a raczej konsumowałyśmy, chipsy, batoniki, MMS'y oraz lody. I czemu jesteśmy szczupłe? Chociaż nie. To pytanie powinno brzmieć inaczej: Dlaczego ONA jest szczupła?
-No serio mówię!-zaśmiałam się.
-Jak ty mogłaś mu tak powiedzieć? A co na to ten szatyn?-spytała.
-Brunet albo smoła. To na bank nie szatyn. Ale odpowiadając na twoje pytanie: był mega wściekły. Ale przyszłaś ty-zaśmiałyśmy się.
-Ja działam cuda-odpowiedziała śmiejąc się.
-Może powinnam częściej z ciebie korzystać?-obie parsknęłyśmy śmiechem.
-Dobra Laur. Ja spadam do domu, bo tak się składa, że jest już ciemno. Pozdrów wujka-powiedziała po czym ubrała się i wyszła.
Ja za to sprzątnęłam ze stołu, włożyłam naczynia do zmywarki i poszłam do siebie.
Zdjęłam okulary, umyłam się i przebierając się w piżamę poszłam spać.
<Następny dzień>
-Laura no! Szybciej!-krzyczał mój wujek.
-Już! Okularów znaleźć nie mogę!-krzyczałam. Wujek miał mnie zawieźć do szkoły, ale co ja zrobię, że właśnie zapomniałam, gdzie są.
-Weź inne!
-Innych nie mam... Są!-krzyknęłam i zbiegłam na dół jak torpeda.
-Jadłaś śniadanie?-spytał.
-Zjem na stołówce-odparłam i szybko wsiadłam do auta.
***
-Kiedy on będzie?-spytałam.
-Podobno przychodzi po wuefie. A że wuef mamy pierwszy...
-Jak myślisz? Jak wygląda?-takimi pytaniami zasypywałam Vanessę.
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią i śmiechem jednocześnie.
-Ha. Ha. Ha-odpowiedziała sarkastycznie.
-Oj no weź!
-Ty i tak masz Dylana-wytkała mi język.
-Tsa-powiedziałam dość cicho. Siedziałam z Ness i liczyłam punkty, podczas gdy dziewczyny grały w siatkówkę. Ness ma zwolnienie z wuefu, a ja tak się spieszyłam, że zapomniałam stroju na zmianę.
-Co jest? Nie gadałaś z nim?-spytała.
-Nie. W tym problem. Może ja go zbyt surowo potraktowałam?
-Jest dziś w szkole. Pogadaj z nim-dodałam.
-Ale sama nie wiem. Ja chyba nie chcę mu wybaczyć...
-Laura!-ktoś krzyknął wchodząc na naszą połowę sali, oddzieloną kotarą.
-To Dylan-powiedziała Ness. Spojrzałam w jego kierunku. Patrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Postanowiłam do niego pójść.
-Poradzisz sobie?-spytałam.
-Nie wiesz? Nie potrafię liczyć punktów na tym-powiedziała z ironią pokazując na tabliczkę z punktami. Przewróciłam oczami i poszłam do Dylana.
-Co chcesz?-spytałam obojętnie.
-Przeprosić-powiedział skruszony.
-Po co?-spytałam.
-Laura, ja nie chcę, byśmy tak skończyli.
-Kto tak skończy to skończy. Ja sobie bez ciebie poradzę-dodałam.
-Ale mi na tobie zależy!-prawie krzyknął.
-Jak komuś na kimś zależy, to ma się na względzie dobro tej osoby-wysyczałam.
-To już nie mogę mieć koleżanek?
-Przecież nie o to mi chodzi! Ja nie jestem zazdrosna o jakieś cizie z naszej klasy, czy o to, że masz koleżanki. Chodzi mi o kłamstwa i o to, jak mnie traktujesz. I jeszcze wiesz, że ja i Nicky się nie lubimy, ale zaprosiłeś ją.
-Bo to moja koleżanka.
-Ale mojej przyjaciółki nie zaprosiłeś!-krzyknęłam.
-Bo jej nie lubię!
-Aha! Ty Vanki nie lubisz, więc jej nie zaprosiłeś, a ja nie lubię Nicky, ale to masz gdzieś, tak? Egoista!-krzyknęłam.
-Przestań! Może powinnaś polubić Nicky?
-A może ty Vankę?
-A jak nie chcę?
-To nie oczekuj tego samego ode mnie!-krzyknęłam i wyszłam z sali.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i poszłam do higienistki, pani Stayson. Jest to kobieta po trzydziestce, która zawsze mi doradza. To do niej idę, jak nie chcę znów moimi problemami obarczać Ness. Chociaż i tak ona widziała te szopkę.
-O hej Laura-powiedziała z uśmiechem.
-Dzień dobry. Mogę?-spytałam.
-Tak. Co tym razem?-spytała.
-Dylan-odpowiedziałam naburmuszona.
-Co zrobił?-spytała siadając obok mnie.
-Okłamał mnie. Twierdził, że nie chodzi do szkoły, bo jest chory, ale nie był. Spotykał się z innymi. Potem zrobił mi przyjęcie na przeprosiny, ale zaprosił tam osobę, której nie lubię i twierdził, że muszę ją polubić. Ale nie zaprosił mojej przyjaciółki, bo stwierdził, że jej nie lubi i nie ma zamiaru. Czy to nie dziwne?
-Dziwne Lauro. Myślę, że ten związek jest trochę toksyczny. Dylan nie liczy się z twoim zdaniem i najwyraźniej nie szanuje cię. Jeżeli dasz mu szansę to będzie twoja decyzja, ale będziesz musiała się liczyć z tym, że być może on będzie jeszcze gorszy. Jeżeli mu nie dasz, to się nie przekonasz, czy w ogóle mu zależy. Powinnaś z nim szczerze porozmawiać.
-Ale ja nie chcę-westchnęłam.
-Rozmowa jest najlepszym wyjściem. Wyjaśnienie czego od siebie chcecie w związku. Być może on tego tak nie widzi, jak ty. A w ogóle chcesz mu wybaczyć?-spytała.
-Chyba nie. Mam po prostu dość. Chodzimy ze sobą już dwa miesiące, ale ja czuję, że to o wiele za długo.
-Nie wiem. Sama zdecyduj. Za dwie minuty dzwonek, więc idź na lekcje.
-Dziękuję za radę-powiedziałam po czym wyszłam.
Ale nadal nie wiedziałam czego chcę.
***
Następną lekcją była wychowawcza. mamy dwie takie lekcję w tygodniu. Po chwili ciekawość mnie nieźle zżerała.
Przesiadłam się na lekcji i zamiast z Dylanem usiadłam z Van. Po chwili do klasy weszła nasza pani.
-Zacznę od najważniejszego dla was. Nowy uczeń, którego tak wyczekujecie-no niech pani powie! Krzyczałam w duchu.
Ale kiedy tylko wszedł serce mi zamarło...
***
Nowy :)
Komentujcie kochani!
Mały zwiastun:
***
-Skąd go znasz?-oho. Jaka zazdrość i furia na jego twarzy.
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
***
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...