czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 6 ,,Kto niczego się nie spodziewa nie doznaje rozczarowań"

-To nowy uczeń-do sali wszedł jakiś blondy. Naprawdę kogoś mi przypominał. I to bardzo! Jak się tak na niego patrzyło. Tylko musiałam poznać jego imię.
-Cześć. Jestem Ross Lynch, mam tyle lat, co wy. Co tam jeszcze mogę powiedzieć... Lubię aktorstwo i muzykę-powiedział i się uśmiechnął.
Błagam, powiedzcie, że on nie jest z Californii. Albo, że na świecie jest więcej Rossów Lynchów!
-A skąd jesteś?-jedna z dziewczyn w klasie (co ja gadam... wszystkie!) zaczęła się ślinić na jego widok.
-Z Californii-odparł z uśmiechem. Siedziałam w tak zwanej ,,oślej ławce" więc mnie zapewne jeszcze nie widział.
Ale ja go poznałam. To on! Na bank, to on! Tyle, że wtedy był brunetem!
-Mówiłeś, że interesujesz się muzyką, tak?-spytała nasza pani.
-Tak. Jestem teraz w wytwórni ,,Immortals Records"-jak tylko wypowiedział te zdanie zrobiło mi się słabo.
Czego ja się spodziewałam? Przecież to wytwórnia mojego wujka! Chciałam, by przyszła jakaś nowa dziewczyna lub nowy chłopak. A nie ,,coś"!
Po chwili spojrzał na mnie. Jego promienny uśmiech zastąpił pierw szok, a potem złość. Pokiwał głową z przymrużonymi oczami. Całe to zajście musiało wyglądać komicznie. I wyglądało.
Jedynymi osobami, które zobaczyło między naszą relacją coś dziwnego, byli Dylan i Van. Tym pierwszym się nie przejęłam.
-No dobrze. Ross, usiądź gdzieś na wolne miejsce-powiedziała pani. Widziałam jak Kelsy trzyma skrzyżowane palce, jakby to miało jej pomóc w tym, że wybierze miejsce obok niej. Ale nie. On miał większy tupet. Usiadł za mną i Vanessą!
-Witam nowe koleżanki-odezwał się po cichu. A raczej wysyczał.
Mimo to, non stop jego gały patrzyły na mnie.
-Nie sądziłam, że ze smoły wyjdzie blond małpa-dodałam zaciskając zęby.
-Widzisz... My celebryci musimy być ostrożni, by nie zostać rozpoznani. Więc peruka jest dobra na wszystko, okularnico-tak chce się bawić?
-Już myślałam, że nic mnie gorszego dziś nie spotka, niż oglądanie twojej twarzy.
-Chyba siebie w lustrze nie widziałaś-dobry jest. Trafił w mój czuły punkt. Jeden z wielu. Mimo to, większość mnie tak nazywa, bo jestem mało atrakcyjna. I dlatego postanowiłam zmienić temat. I tak mnie to za bardzo nie ruszyło. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć (i nie mam zamiaru), ale i tak wiem, że jest brzydki.
-Nie spodziewałam się tutaj akurat takiego czegoś jak ty.
-Spodziewaj się niespodziewanego, bo potem będziesz miała takie sytuacje, jak ta. Będziesz rozczarowana-to jego ostatnie słowa do mnie, na tej lekcji. Cały czas widziałam, że Dylan nas obserwował i aż kipiał ze złości, jak Lynch coś do mnie mówił.
Z jednej strony byłam zła, że zostałam obrażona i pokonana, ale z drugiej... Dylan wreszcie zaczął się mną interesować. Wiem, że to nie jest najlepszy sposób, na to, by być dumnym, ale zawsze jakiś.
***
Gdy tylko lekcja dobiegła końca wyszłam z klasy. Lynch nie zdążył, bo dziewczyny go osaczyły.
-Skąd go znasz?-oho. Jaka zazdrość i furia na jego twarzy.
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, tak jak moje nie obchodzi ciebie-wysyczałam.
-Ty!-krzyknął, gdy tylko Lynch wyszedł roześmiany z klasy. Dylan do niego podszedł z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Słucham?-spytał spokojnie Lynch.
-Odwal się od MOJEJ dziewczyny-powiedział. Podeszłam do nich.
-Jeżeli się nie uspokoisz będziesz mógł mówić, BYŁEJ dziewczyny-powiedziałam patrząc na Dylana. Nie zareagował. Teraz blondyn domyślił się, że chodzi o mnie.
-Ale ja nic do niej nie mam-powiedział z uśmiechem.
-A przez pół lekcji, to z kim gadałeś?-spytał wściekły.
-Zostaw go, rozumiesz? Mam prawo rozmawiać z kim chce, a tobie nic do tego. Idź lepiej do Nicky-wysyczałam.
-Jak możesz tak mówić?! Ja cię kocham! Nie widzisz?!
-Nie! Nie widzę! Mam cię dość! Myślisz, że jestem twoją zabawką?! Albo jakimś śmieciem?! Nie będziesz mną nigdy więcej pomiatał!-krzyknęłam pełna furii. Wtedy żałowałam swych słów, ale cieszyłam się, że potem stało się coś nieprzewidywalnego.
-To twój chłopak?-spytał Lynch. Nie odpowiedziałam. Było mi wstyd.
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...
***
Doszłam do mojego sekretnego miejsca. Jest to opuszczony ogród. Oszklony szkłem, ale nieprzezroczystym. Znalazłam tam kiedyś dziurę, weszłam i zobaczyłam gąszcz roślinny. Była tam śliczna ścieżka, wokoło było pełno róż. Jak się szło dalej był tam mały ogród, ale odgrodzony od świata. Wokoło las, mała rzeczka i mini wodospad. A tam pianino. I od teraz to moje miejsce.
Zaczęłam jeździć palcami po klawiszach. Dawno mnie tu nie było.
Jednak zanim zaczęłam grać zobaczyłam, że na jednym z drzew jest domek. I drabinka.
Weszłam po niej i zobaczyłam coś dziwnego.
Była tam... Gitara... Czyli ktoś tu jeszcze jest?
Albo ktoś zostawił ją, albo ktoś też zna to miejsce.
Nie przejęłam się tym zbytnio, więc zeszłam i zaczęłam grać:

I've been wishing for something missing
To fill this empty space
To show the person behind the curtain
So you'll understand
Who I really am

Skończyłam grać, ponieważ tyle tekstu tylko miałam napisane w pamiętniku.
Moja mama była piosenkarką. Ten tekst był jej... Postanowiłam go skończyć.
***
Kolejny rozdział. Co tu dużo mówić... Nie wiem, czy będę ciągnęła jeszcze tego bloga. Zobaczymy ile mi sił i czasu zostanie. A na dole macie mały zwiastun:
***
-Jesteśmy jeszcze razem, no nie?-spytał.
-Nie wiem, czy to można nazwać związkiem-odparłam.
-Laura, ja cię proszę. Chciałem cię przeprosić. Wiem, zachowałem się głupio i nierozsądnie. Dopiero teraz widzę, że ty i Ross... Wy...
-Nie przepadacie za sobą? To chciałeś powiedzieć?
-Tak. Dokładnie. Myślałem, że on chce mi cię odbić.
***
-To naprawdę nie było celowo!-krzyknęłam do Vanessy. Ona jako jedyna miała do mnie wąty za to, że zniszczyłam spotkanie Rossa i Nicky.
-Nie. Weszłaś do szatni chłopaków od tak. Bo zapach ci się podobał.
Choć głupio było się przyznać zapach perfum Rossa mi się podobał.
***
-Masz tak głupie imię, że pomyliłam je z marką perfum-powiedziałam łapiąc się za bolący nos.
-Następnym razem nie zaczynaj Marano-wysyczał mi prosto w twarz po czym poszłam do łazienki. Nie miałam ochoty go słuchać. A najgorsze było dopiero przed nami...