Dom. Z czym wam się kojarzy to słowo? Oaza spokoju, w której można się odstresować? A może ciepło rodzinne, które zastaje się, gdy przekroczymy próg mieszkania? Dla innych może być też przeciwieństwem tego, co właśnie powiedziałam. Do takich osób należę ja.
Kiedyś wracałam radosna, będąc pewna, że zaraz spotkam uśmiech na twarzy brata, ciepłe słowo mamy i krzepiące powitanie taty.
Ale teraz gdy wchodzę, czuję się obca. Jakbym była elementem z innej układanki.
Z rodzicami nie widziałam się sporo czasu. A raczej migały mi ich przelotne spojrzenia i oschłe: ,,hej". A przynajmniej od strony taty. Mama nie witała się ze mną już sporo czasu.
Tego dnia nie zapomnę do końca życia.
Weszłam do domu i rzuciłam w pustą przestrzeń: ,,już jestem". Nikt nie odpowiedział. Z kuchni wyszła mama. Wyglądała jak upiór. Wory pod oczami widoczne były z odległości kilometra. Miała czerwone policzki, jakby właśnie płakała. I patrzyła na mnie z pustką w oczach. To nie była moja mama...
- Coś się stało? - spytałam. Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie, a ja na nią. Dostałam gęsiej skórki patrząc na matkę, która nie widzi we mnie córki, a obcą kobietę. Nic nie mówiła. Wzięła głęboki wdech i zaniosła się płaczem, po czym uciekła.
Zachowywała się co najmniej dziwnie. Tuż po tej sytuacji do domu wszedł tata.
- Już jesteś? - spytał.
- Jak widać. Co się stało mamie? - spytałam.
- Czyli tak mocno to widać? Co zrobiła? - spytał zaniepokojony odstawiając torbę z zakupami na stół w kuchni.
- Ale co jej... - nie dokończyłam.
- Cierpi na głęboką depresję. Kochanie. Pamiętaj, że mama cię kocha. I obojętnie jaką głupotę powie, ona cię bardzo kocha. Ale potrzebuje samotności. Wszelki kontakt z nami ją rozjuszy.
- Mówisz, jakby była chora - dodałam.
- A nie jest? - spytał retorycznie.
- Jak długo? - powiedziałam z obawą. Po jego odpowiedzi zacisnęłam mocno powieki.
- Wiemy od tygodnia.
Co ze mnie za córka... Nie interesowałam się nimi, kiedy tego potrzebowali. Nawet nie wiedziałam, że mama jest chora. A teraz nawet nie mogę z nią rozmawiać, bo nie jest przy zdrowych zmysłach.
Nie wiedząc kiedy rozpłakałam się. Żałośnie zeszły ze mnie wszystkie emocje, jakie w sobie tłumiłam od dłuższego czasu.
Tata po prostu podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się więc w jego ojcowskie ramię i dałam upust łzą. Tego potrzebowałam.
***
Jeszcze tego samego dnia około godziny dwudziestej poszłam, a raczej pojechałam do Hope.
Na miejscu, kiedy doszłam do jej sali... Nikogo nie zastałam. Strasznie się bałam, że przewieźli ją na oddział specjalny. Słyszałam cudze kroki, więc odwróciłam się w ich stronę. Ross.
- Gdzie Hope? - spytał zdyszany.
- Myślałam, że ty mi powiesz - dodałam zaniepokojona.
- Kazała przyjechać później, więc jestem. Ale już dwa razy jestem pod tą salą, a po Hope ani śladu! - powiedział i usiadł na jedno z ,,poczekalnych" krzesełek.
Po chwili zastanowienia, postanowiłam, że się do niego dosiądę. Dziwne, że po tygodniu bez rozmowy potrafię do niego ot tak podejść.
- Na pewno nic jej nie jest - dodałam, starając się, by moje słowa brzmiały jak najbardziej realistycznie.
- Pewnie sama w to nie wierzysz...
- Ross, to zawsze ty mówiłeś, że ona z tego wyjdzie. Ty jedyny w to wierzyłeś - zaczęłam mu przypominać... To on mnie oskarżył o brak wiary w Hope.
- Tak, dopóki nie zrozumiałem jak poważny jest jej stan.
- Może gdzieś ją przewieźli? - kolejna nie udana sugestia.
- Tak, zapewne na oddział specjalny.
- Ross ogarnij się, ona z tego wyjdzie! - powiedziałam ciut za głośno.
- Mów - zaczął.
- Co mam mówić?
- Masz ciemne oczy, płakałaś. Wahania nastroju i nienaturalne zachowanie. Co się stało?
Mówiłam, że on dobrze mnie zna? Widocznie nawet ja siebie nie znam tak dobrze. Brakuje mi tego, tylko bez tej nienawiści. Chciałabym znów być nazywana jego przyjaciółką..
- Moja mama ma ciężką depresję - powiedziałam spuszczając głowę.
- Przykro mi - dodał.
- To moja wina. Nie gadałam z nimi tak normalnie od śmierci Alexa. Nie interesowałam się nimi. Wszystko przeze mnie - głos mi się załamał.
- Laura, to nie twoja wina - przytulił mnie do siebie, a ja z trudem hamowałam łzy.
- Co wy robicie? - spytał jakiś głos. Jak oparzeni się od siebie oderwaliśmy.
- Hope! - krzyknęliśmy i rzuciliśmy się na nią, by ją uściskać.
- Przepraszam, ale nie mogłam dostać wypisu. Stąd to spóźnienie - dodała ze smutkiem. Nienawidziła być spóźniona.
- Jaki wypis? - spytał Ross.
- Dostałam wypis ze szpitala. Gdzie idziemy? Na plażę, lody? Hmmm?
- Przecież byłaś w ciężkim stanie... - powiedziałam.
- Lekarze powiedzieli, że mam się oszczędzać, ale mogę wyjść. Póki nie zacznę się inaczej czuć mogę wrócić do domu - powiedziała z uśmiechem.
- Tęskniłem - słyszałam słowa Rossa. Szkoda, że nie mówił tego do mnie...
***
Jeszcze tego samego dnia poszliśmy na naszą ulubioną plażę. Hope nie może surfować, biegać, skakać... Praktycznie musi leżeć, siedzieć bądź chodzić. A z tym ostatnim nieraz też są problemy, bo może być zmęczona.
Hope odkąd pamiętam była szczupła. Ale teraz po chemii... Wygląda, jakby miała anoreksję. A raczej jej początki.
- Słuchajcie, muszę pogadać chwilkę przez telefon - powiedziała siadając na hamak.
- Z kim? - spytał Ross podejrzliwie.
- Z moim lekarzem. Super mężczyzna. Tylko czasem gada ponad godzinę... Więc jak chcecie, to idźcie po surfować.
- Bez ciebie? - spytałam.
- Laura, proszę was. Ja muszę na razie być sama. Chwilkę, okey?
Domyśliłam się, że musi spowiadać się niemal ze wszystkiego i nie chce, byśmy to słyszeli. Dlatego razem z Rossem wbiegliśmy do wody. Ale nie chciałam surfować. Wiem, jak Hope to kochała, więc to by sprawiło jej przykrość, że ona nie może. Ross też nie brał deski.
- Jak się trzyma? - spytał Ross, kiedy tylko woda sięgała nam do pasa. Zrozumiałam, że pyta o mamę.
- Nawet mnie nie poznaje. Traktuje mnie, jakbym nie była jej córką - dodałam.
- Za to nasi rodzice niedługo wyjeżdżają - powiedział Ross.
- Jak to? - spytałam.
- Dostali pracę gdzie indziej. Chcieli, byśmy pojechali z nimi.
- I co? - spytałam.
- Nie chcieliśmy cię tu zostawiać. Cierpisz, a w tej sytuacji masz tylko nas.
CHCIELIŚMY. NAS. Te słowa zapamiętałam. Czyżby Ross też nie chciał mnie zostawiać?
- Tylko was? - spytałam.
- A kogo jeszcze? Tak szczerze. Na kogo możesz jeszcze liczyć? - spytał.
- Na Hope na pewno - westchnął. Podszedł bliżej mnie. Mniej więcej stanął na odległość metra.
- Na mnie też możesz liczyć - powiedział patrząc prosto w moje oczy.
Staliśmy profilami do zachodzącego słońca. Woda mieniła się na barwę czerwoną, niebieską i żółto-pomarańczową. Było przyjemnie i ciepło. Bez wiatru. Tylko my i Hope...
- Naprawdę? Ostatnio jakoś nie pokazujesz tego - prychnęłam, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- Ja po prostu... My...
- My? - spytałam czekając na odpowiedź.
- To zbyt trudne, Laura. Zbyt trudne....
- Nie możesz mi powiedzieć?
- Mogę. Ale nie chcę - dodał.
- Dlaczego? - po tym pytaniu, nie wytrzymał.
- Zawszę cię lubiłem, okey? Nigdy nie chciałem, byśmy się znienawidzili. Dopóki Alex nie powiedział mi kilku istotnych faktów, o których nie miałem pojęcia. Jest jak jest. Nie mam zamiaru cię nienawidzić, ale nie wiem, czy kiedykolwiek wrócimy do tego, co było.
- A czy według ciebie, było cokolwiek? - spytałam.
- Tak. Było. Byliśmy my - przyjaciele. Pisarze piosenek... Brakuje mi tego, ale nie chcę znów czegoś zepsuć i wejść na jeszcze gorszą relację.
- Czyli wprost mi nie powiesz, o co chodzi? Ani co Alex ma do tego? - spytałam. Milczał. Zaskoczona byłam tym, co powiedział. Nie miałam pojęcia, co mógł mu powiedzieć Alex. Dlaczego Ross nie chce wrócić do przyjaźni, ale czemu też rozmawia ze mną i mówi, że mogę na nim polegać.
Po chwili wyszeptał:
- Nie. Niestety nie, Lau...
Ostatni raz powiedział moje zdrobnienie... Dwa lata temu... Poczułam ciepło od środka, że wreszcie to powiedział, że coś zaczyna się układać, polepszać. Że oboje chcemy cokolwiek zmienić na lepsze.
Zrozumiałam też jedno:
- Potrzebujesz na to czasu? - spytałam.
Uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Przecież wiesz. Obiecuję ci, że postaram się jak tylko będę mógł, by choć trochę polepszyć to wszystko. Ale daj mi czas.
Miałeś dwa lata. Ale słowo OBIECUJĘ rozwiało to wszystko.
- Okey. Dam nam czas. Ross... Czy ja... Czy mogę... Ehh... - motałam się spuszczając głowę. Zaśmiał się i powiedział:
- Tak Laura, możesz mnie przytulić.
Przewróciłam oczami, ale mimo to jak powiedział, tak zrobiłam.
Czuję, że jesteśmy na najlepszej drodze do naprawienia tego wszystkiego...
***
Kochani!
Zacznę od najważniejszego dla mnie. Chodzi o pewną grę online: Second Life.
Gra, gdzie możecie pisać z innymi (zazwyczaj po Angielsku), choć są oni z całego świata, macie własnego avatara itp.
O co mi chodzi?
Jestem użytkowniczką tej oto gry i chciałabym, aby niektóre z was do mnie dołączyły - na chacie grupowym pisałybyśmy ze sobą :D
Dla zainteresowanych - co zrobić, by grać.
Wchodzicie na oficjalną stronę second life i wybieracie avatara. Piszecie swój e-mail, login i wybrane przez siebie hasło, po czym ściągacie to na komputer. Następnie wchodzicie w folder, w jakim została pobrana gra. Wyświetla się (o ile się nie mylę) setup.exe i instalujecie grę. Następnie poprzez Second Life Viewer uruchamiacie grę. Podajecie login i hasło i pojawiacie się w grze.
Wystarczy tylko kilknąć w chat i taki mały plusik (dodaj znajomego). Wpisujecie moją nazwę {Abileyson}, po czym (jak wyskoczy moja nazwa w wyszukiwarce) dodajecie mnie lub piszecie do mnie. Cała filozofia. Ja was mogę przenieść ,,do mnie" i wtedy popisałybyśmy.
Bardzo mi na tym zależy! Aby zrobić to jeszcze dziś. Pisać kto będzie w komentarzach (liczę na chociaż jedną osobę). Piszcie mi jak się nazywacie, to może sama was znajdę.
Druga sprawa: dedykację. Dla Invisible, Szkoladki (mojej szoko :D) oraz dwóch innych dziewoi: Karci Lynch oraz Lauren Coolness.
Kochani - liczę na waszą odpowiedź!
Do napisania!
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co Alex powiedział Rossowi i czy wrócą do przyjaźni.. . Chciałabym
Czekam na next <3
P.S.1. Dziękuję za dedykt.
P.S.2. Nwm czy wezmę udział.
Świetny rozdział, a co do tej gry to w najbliższym czasie uniemożliwia mi to mój komputer więc szkoda :( ale czekam na next <3
OdpowiedzUsuńCo Alex powiedział Rossowi.?Najważniejsze że ich przyjaźń wraca :D Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńKolejny wspaniały rozdział, pełen wątpliwości i tajemnic.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co Alex powiedział Rossowi...
Może Alex bał sie że Lau i Ross będą razem..
Nie wiem...
W każdym razie muszę ci przyznać, że nie spodziewałam się iż Hope będzie mogła wychodzić ze szpitala. Ale na szczęście jednak moje myśli się nie sprawdziły.
Boję się, wiesz czego?
Boję się, że biedna Hope umrze. Boję się też, że jeśli (nie daj Boże) umrze to tak wspaniale to opiszesz, że pęknie mi serduszko.
Mam nadzieję, że opowiadanie nie skończy się szybko. Wręcz przeciwnie, niech trwa jak najdłużej, a ja obiecuję Ci, że będę czytać!
Znowu się zozpisuję...
Nie wiem czy masz jeszcze siłę to czytać, ale jestem pewna, że w kolejnym rozdziale zaskoczysz nas czymś ciekawym.
Nigdy nie wiem jak zakończyć wypowiedź...
Ross i Laura.. ich rozmowa w wodzie.
To było takie urocze <3
Jestem uzależniona od tego opowiadania!
I wcale nie chce ani nie potrzebuje żadnego odwyku!
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Wierna czytelniczka ~~invisible~~
P.S. A co do gry, to może wieczorem coś wykombinuje ;)
Dzięki za dedyk.
OdpowiedzUsuńCo do gry, pomyśle nad tym, wiec nie mówie ani tak, ani nie.
Mam za sobą wszystkie części HP które z pewnością pogorszyły mój wzrok przez te 6,5 dnia.
Relacja Rossa i Laury jest serio bardzo interesująca :)
Teraz wzburzyłaś moje myśli niczym sztorm i fale nie umieją się uspokoić. ;)
Jak zwykle życzę weny i pozdrawiam ;*
Cudowny < 3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Ross i Laura znowu będą się przyjaźnić :)
Co do tej gry, to może się zajerestruje. Nie obiecuje, ale się postaram; ) I dziękuje ci za dedyk :*
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Super! Szczególnie część z Raurą <3 No, co ty tam jeszcze wymyślisz? Seocnd Life? Dziewczyno... Kto chce z tobą pisać? xDDD Nie no żart. Ja jestem tą, która chce xD Dobra... Spadam, bo mi odwala. Narka ;)
OdpowiedzUsuń~Darkness
Ś
OdpowiedzUsuńW
OdpowiedzUsuńI
OdpowiedzUsuńT
OdpowiedzUsuńN
OdpowiedzUsuńY!!! Juz się nie mogę doczekać nexta!!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ale szkoda mi Laury. Przezywa tragedie za tragedią i kiedy zdaje się, że gorzej być nie może okazuje się, że jej mama ma depresję. Współczuję jej pomimo tego, że jest fikcyjną postacią. Mam nadzieję, że chociaż jej relacje z Rossem polepszą się. Czekam na nowy rozdział z niecierpliwoscią.
OdpowiedzUsuńCzytam tego bloga od niedawna i bardzo mi się podoba... =D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny.. =D