czwartek, 30 lipca 2015

18 ,,Jedyne słowa mające jakieś znaczenie, to te, którymi wyznaje się miłość"

*Dzień następny*
Dziś zaliczamy kręgielnie. Kolejny dzień, jaki możemy spędzić z naszą kochaną przyjaciółką. Od rana byłam już wyszykowana.
Delikatne kreski, legginsy, biała tunika i moje kochane, znoszone już trampki. Mój strój na dziś.
Nie lubiłam się stroić, ale nie chciałam wyglądać też jak jakiś lump.
Po skończonym śniadaniu od razu poszłam do Lynchów. Razem poszliśmy do kręgielni.
Podczas podróży Hope zaczęła temat.
- Dziś rano, nasi rodzice opuścili LA - powiedziała smutno.
- Przykro mi - powiedziałam smutna.
- Mówili, że będą tu co dwa tygodnie i zostaną na kilka dni. Także jestem troszkę spokojniejsza - dodała z uśmiechem. Lekkim, jakby zarysem na jej twarzy, ale jednak mogę o nim powiedzieć ,,uśmiech".
- Jak się trzymacie? - spytałam.
- Nawet ok - ku mojemu zaskoczeniu ta odpowiedź należała do Rossa.
- To dobrze. Moja mama jak na razie nie wychodzi z pokoju, za to tata zostaje w pracy po godzinach, by nie przychodzić do pustego mieszkania - powiedziałam wzdychając.
Hope o mojej mamie dowiedziała się wczoraj wieczorem. Później niż Ross. No właśnie... Czasem jednak mam wrażenie, że on nadal jest mi bliższy niż Hope.
Doszliśmy do planowanego miejsca z lekkim opóźnieniem. Powodem było nasz zagadanie na różne tematy. Widzę jak Ross się stara, byśmy nadal się przyjaźnili. Czasem nadal jest sarkastyczny, ale nie tak bardzo, jak ostatnie dwa lata temu.
***
- Tak! - krzyknęła pełna euforii, gdy zbiła wszystkie kręgle.
- Jakim cudem? - spytałam z wyrzutem, gdyż ja zbiłam maksymalnie jednego. Za to Ross też jednego... Nie zbił...
- Do tego trzeba mieć talent - zaśmiała się i przybiła piątkę Rossowi.
- Więcej z wami tu nie przyjdę - powiedziałam udając fochniętą. Tak naprawdę zawsze byłam w to kiepska, a nikt mnie nigdy nie uczył.
Po chwili Ross przewrócił oczami na pewne ,,gesty" Hope. Podszedł do mnie, a raczej stanął nade mną, gdyż siedziałam i złapał moje dłonie, pomagając mi wstać.
Mocno zaskoczona jego gestem po prostu szłam tak, jak mi ,,kazał". Po chwili obrócił mnie w stronę toru, a sam stanął za mną. Podał mi jedną z kuli, dotknął wierzchu mojej dłoni i pomógł mi się ustawić.
Po chwili powiedział mi prosto do ucha:
- A teraz rzuć, o tak - po czym kierując moją ręką wyrzucił kulę, która zbiła wszystkie kręgle.
Szczęka mi opadła. Ja pełna euforii rzuciłam się na jego szyję, niczym psychofanka na swojego idola. Ku mojemu zaskoczeniu - odwzajemnił uścisk.
Gdy otworzyłam oczy Hope szczerzyła się do mnie i pokazywała kciuki w górę, więc po prostu oderwałam się od Lyncha jak poparzona.
***
Wróciłam do domu padnięta, gdy było już grubo po północy. Nie pytajcie, co robiłam. Ważne, że z przyjaciółmi miło spędziłam czas.
W domu było bardzo cicho. Kapcie taty były w przedpokoju, to oznacza, że nie ma go w domu. Westchnęłam cicho, zdjęłam swoje buty i poszłam do góry wziąć odprężającą kąpiel.
Sama nie wiem kiedy, ale w szybkim czasie zasnęłam.
***
- Co dziś robimy? - spytałam, właśnie wychodząc z domu. Wczorajsza noc minęła mi ,,bez zarzutu", ale mimo to, nadal czuję niedospanie.
Ross i Hope uśmiechnęli się szeroko do mnie, po czym Ross powiedział:
- Zabieramy cię do szpitala.
- Wiem, że uważasz mnie za psychiczną, ale ja wcale nie mam zamiaru tam iść - zażartowałam, na co przewrócił oczami.
- Teraz idziemy do Naomi. Ciebie nie ma czasu nigdzie zawozić - zaśmiał się. Udałam obrażoną.
- No tak. Zapomniałam, że w tym towarzystwie jestem niekochana - powiedziałam odwracając głowę.
- My cię kochamy! - powiedziała Hope i mocno mnie przytuliła.
- My? - spytałam. Ross milczał. ie powiedział nic, na ten temat, ale zwinnie go zmienił.
- Mamy mało czasu, więc ruchy - powiedział, po czym całą paczką poszliśmy do szpitala.
***
- Witaj Naomi - powiedziałam, siadając na skraju jej łóżka. Bliźnięta usiadły na krzesłach obok. Rodziców małej nie było. Jest za wcześnie. Zapewne lekarze nie pozwolili im siedzieć tak długo i wysłali ich do domu, by odpoczęli.
Naomi była blada, miała sińce pod oczami, a jej małych loczków nie było. Podobnie jak rzęs i brwi.
- Wspaniale się czuję - powiedziała słabym głosem - A lekarze nie pozwalają mi zobaczyć innych dzieci. Obiecałam, że do nich pójdę...
- Naomi - zaczął Ross - My wiemy, że jesteś silną dziewczynką, ale nie możesz iść do tych dzieci teraz. Jak będziesz się jeszcze lepiej czuła, to na pewno ich zobaczysz.
- Nie prawda. Do tej pory odwiedziła mnie moja przyjaciółka, Darcy. Odwiedziła mnie wczoraj w południe. Wiecie dlaczego lekarze jej na to pozwolili? - spytała. Jej małe, błękitne oczka zaniosły się łzami, a wargi zaczęły drgać.
Nie sądziłam, że mała, 6-letnia dziewczynka może być taka wrażliwa.
- Dlaczego? - spytała Hope.
- Bo już wieczorem... Leżała w kostnicy. Zimna, bez bicia serca... Była sierotką - dodała zanosząc się łzami.
Ja też poczułam drganie warg i mocne ciary na ramionach. Widząc ten smutek i tą żałość na jej twarzy widziałam... Siebie.
Jeżeli Hope odejdzie, ja sobie tego nie wybaczę.
Pierwszy zareagował Ross. Podszedł do niej i przytulił jej drobne ciałko. Wszyscy płakaliśmy. Po chwili doszła Hope, a na koniec - ja. W takim grupowym uścisku wszyscy łączyliśmy swój ból.
Ból, który przechodziliśmy widząc tę umieralnie...
Najgorsze jest to, że Hope tu wróci. Już wkrótce...
***
Witajcie kochani. Ja za bardzo nie jestem zadowolona z rozdziału, bo pisałam go na siłę. Mam do skończenia cztery OS'y i nie wiem, za którego się zabrać. Poza tym, liczba osób, które komentują spadła. Nie mam sił, staram się pisać, a widząc tą liczbę komów, a raczej osób komentujących po prostu nie chce mi się pisać.
I przypuszczam, że niedługo nie będzie mnie na bloggerze. Dlatego staram się pisać rozdziały teraz.
Więc proszę - komentujcie.
Do napisania!

17 komentarzy:

  1. Uwaga, uwaga!
    Zaraz wszyscy tutaj zebrani, będziecie świadkami przestępstwa, jednak mam nadzieję, że zachowacie tajemnicę. Otóż zamierzam zamknąć w swojej piwnicy tu oto obecną Abi i zaopatrzeć ją jedynie w zapasy wody, jedzenia oraz internetu.
    Dlaczego?
    Otóż dlatego, że nasza biedna pisarka załamuje się chwilowym spadkiem komentarzy.
    O nie kochana! Tak nie będziemy się bawić!
    Bądź silna!
    Nie możesz poddawać się przez chwile słabości.
    Musisz udowodnić, że mimo, że jest ciężko to ty dzielnie dajesz sobie radę!
    Gdybyś odeszła z bloggera to uwierz, że stacilibyśmy nie tylko wspaniałe opowiadania e, które uczy życia, ale także osobę, która jako jedna z nielicznych potrafi przekazać w pełni najskrytsze uczucia i emocje.
    Abi, nie muszę Ci mówić, że jesteś wspaniała, bo już powinnaś być tego świadoma, jednak powinnaś pamiętać, że prawdziwy talent (taki jak twój) trafia się rzadko.
    Uszanuję twoją każdą decyzję, ponieważ Ty jesteś autorką.Jednak znasz moje zdanie ;)
    Co do rozdziału.
    Napisałaś, że był robiony na siłę, ale jakoś tego nie odczułam. Był dość uczuciowy dlatego eż interesujący.
    Sprawa Naomi.
    Jezuu. Jest mi jej tak strasznie szkoda. Ona rozumie o wiele więcej niż powinna. Jest bardzo mądra i dlatego łatwiej ją skrzywdzić. Ta mała, urocza dziewczynka jest na tyle delikatna, że nie da się jej nie pocieszyć. A co jeśli umrze? Jak zniesie To Hope? Jak zniesie to Laura? Czy Ross ją wtedy pocieszy?
    A co z Hope?
    Mam wrażenie, że na razie jest dobrze, a później stanie się coś strasznego.
    Dobrze myślę? Jezu.
    Ross i Lau. To urocze, że Ross stara się zachować przyjaźń. Ale co mu w tym przeszkadza?
    Co powiedział mu Alex? Dlaczego odsunął się od Lau?? Jak zakończy się ta opowieść?
    Na te wszystkie pytania, mam tu znaleźć odpowiedzi młoda panno.
    (Co z tego, że jestem w twoim wieku)
    Także ten, Abileyson.
    Nie poddawaj się i walcz!
    Pamiętaj, że masz wiernych czytelników.
    ~~invisible~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam sie z invisible :-)
    Rozdzial jest cudowny, nie poznlabym ze byl pisany na sile. Żal mi Naomi :-(
    Nadal zastanawiam sie, co powiedzial Alex Rossowi. To ciekawe :3
    Ej, ludzie komentujcie!!
    Pozdrawiam i zycze milego dnia :-)
    (Sorki xa bledy ale pisze na tableecie i nie chce mi sie poprawiac) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :3
    Wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu i przeczytałam, wszystkie rozdziały. A po napisaniu tego komentarza zabieram się za OS. Blog jest świetny, taki prawdziwy. Po części rozumiem Lau bo też straciłam bliską mi osobę, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie ( chociaż moja wyobraźnia jest naprawdę dobrze rozwinięta) jak to jest stracić kogoś takiego jak brat, albo czuć, że niedługo straci się też najlepszą przyjaciółkę. Nie mam brata bliźniaka, mój jest ode mnie starszy i chociaż często doprowadza mnie do szału nie wiem co bym zrobiła. A moja najlepsza przyjaciółka to najbardziej szalona i "głupia" osoba jaką znam i nie wiem co bym zrobiła gdybym dowiedziała się że jest tak poważnie chora. Podziwiam Lau jak potrafi to wszystko znieść i ciebie, za to jak doskonale potrafisz to opisać. Masz prawdziwy talent i nie możesz się poddawać przez małą liczbę komentarzy. Ja na poprzednim blogu też tak miałam , a właściwie na koniec nie było ich wcale, ale nie poddałam się i założyłam nowego bloga, z którego jestem naprawdę zadowolona. To opowiadanie jest piękne. Żal mi Naomi, ta mała dziewczynka tak dużo rozumie, I jestem strasznie ciekawa co Alex powiedział Rossowi.
    Zamierzam czytać to opowiadanie do ostatniego słowa, możesz na mnie liczyć.
    Nie poddawaj się!
    Pozdrawiam i życzę duużo weny
    Do nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział, jak zwykle jest w nim bardzo dużo emocji. Pojawia się radość i smutek. To, że wywołujesz w czytelnikach emocje jest zdecydowanie komplementem. Cieszę się, że Ross coraz bardziej przekonuje się do Laury. Nie mogę doczekać się nowego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz wielki talent do pisania.Jak ja czytam te sceny w szpitalu czy jak się cieszą to ja rycze.Ja nie wiem czy że mną jest coś nie tak ale no porostu świadczy to o tym jak bardzo dobra jesteś w tym co robisz.Szkoda mi jest Naomi.Ale zarazem ciesze się że relacje pomiędzy Lau a Rossem się zmieniają na lepsze.Czekam na nexta. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny<3
    Strasznie duzo emocji i to lubie:) Masz wielki talent, wiec masz nie watpic w swoj talent.
    Ej, dlaczego ciebie moze nie byc na bloggerze? Hm?
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam:*
    Twoja Czekoladka♥
    Zapraszam: nie-chce-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :*
    Nie mam ochoty ani weny aby się rozpisac...
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Jestem sobie taki anonimek, który nigdy niczego nie komentuje :) Z powodów prostych (czytaj: z lenistwa). Ale tak sobie pomyślałam, że ponieważ Bardzo Lubię to opowiadanie, a ty prosisz o wsparcie to w sumie czemu nie napisać komentarza, żebyś przynajmniej wiedziała, że masz taką cichą fankę XD Chciałabym ci tylko powiedzieć (a raczej napisać), że masz ogromny talent i mam szczerą nadzieje, że w przyszłości pisanie nie będzie TYLKO hobby ;) Mam też małe pytanko: ile masz blogów? Bo jak wchodziłam na twój profil na bloggeru, to tam pisało, że trzy, ale jak czytałam w opisach różnych rozdziałów, to tak mi wychodziło więcej... (chyba, że coś źle policzyłam, znowu... ;)). Jeśli masz tylko 3, to mogłabyś mi polecić jakieś/jakiś blogi/blog, który czytasz i go lubisz? Byłabym bardzo wdzięczna :D Oczywiście byłabym bardziej wdzięczna, gdyby się okazało, że jesteś jakąś inteligentną maszyną, która od teraz będzie dodawała 4 rozdziały dziennie :) Ale to jest CHYBA niemożliwe :'( "CHYBA", bo zawsze można mieć nadzieję XD. Pozdrawiam i życze duuuużo weny :)
    ~Marta

    OdpowiedzUsuń
  9. E! Nie patrz na komenatrze! Robisz to dla siebie i nas <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku, świetny rozdział!
    Czekam na następny :*
    Czasami brakuje komentarzy, ale jednak są wierni czytelnicy pamiętaj o tym <3

    OdpowiedzUsuń