sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 4 ,,Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia"

-Vanka no?! To ten koleś. On nawet ładny nie jest. Co dopiero przystojny-odparłam.
-Aj przesadzasz. Idziemy?
-Nie. Dopiero jak on pójdzie.
No i tak czekałyśmy jakieś 6-7 minut, aż gościu sobie pójdzie. ,,Co za szczyl" - pomyślałam.
Wreszcie pojechał. Oczywiście limuzyną. Gościu zapewne jest nadziany. A co jak zleci prasę, by o mnie pisali?
-Możemy już iść?-spytała zniecierpliwiona Vanessa.
-Tak. Chodź-odparłam.
Szłyśmy szerokimi korytarzami wytwórni Nicka. Potem jazda windą i znów korytarze. Po chwili znalazłyśmy się przed gabinetem Nicka.
-O, hej Laura-powiedział jak tylko weszłyśmy-Witaj Ness.
-Cześć Nick-jakoś tak wyszło, że ona zwraca się do niego po imieniu.
-Przyszłam z piosenkę-odparłam.
-Laura? A możemy to przełożyć? Nie mam czasu aż do następnego tygodnia.
Przyznam, że zrobiło mi się przykro, jak tak powiedział. Ale co tam. Życie przecież jest krótkie, więc muszę je wykorzystać. Już niedługo.
-Jasne. Na za tydzień?-spytałam.
-Na za dwa. A mogę cię o coś poprosić?-spytał. Podeszłyśmy z Ness bliżej biurka.
-O co chodzi?-spytałam.
-Podoba ci się?-pokazał mi przykładowy szablon płytowy. Był czarno biały drugi zaś kolorowy.
-Który lepszy?
-Moim zdaniem oba są ładne, ale czarno biały ma coś takiego w sobie, że zachęca do kupna. Przyciąga wzrok i nie jest taki tęczowy. A ten wygląda jak jakiś oryginał, który trudno dostać-dokończyłam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odparł.
-A kogoś promujecie?-spytała Vanka.
-Tak. Tego ,,gościa" którego Laurencja oblała kawą-zaśmiał się.
-Co?!-krzyknęłam poirytowana. Wybrałam ten ładny szablon na okładkę dla tego czegoś?
-Cieszę się, że mi pomogłaś Lauro-zaśmiał się wujek.
-Wybierz te kolorowe! Wybierz te kolorowe!-krzyczałam na Nicka.
-Po kolorowych chce się rzygać tęczą-dodał Nick.
-On zapewne sra skittelsami, więc będzie miał komplet-powiedziałam obrażona.
-Kochana... No przykro mi. No ale co zrobisz?
Skierowałam się do wyjścia. Sama. Miałam dość. Mój ulubiony dzień. Piątek. I w dodatku zepsuty.
,,Postaraj się go polubić" - takiej treści dostałam sms-a od Vanki.
,,Po co?" - taka była moja odpowiedź.
,,Może wtedy on cię polubi" - dla niej odpowiedzi się takie proste.
,,Ja nie jestem piątek. Mnie nie muszą wszyscy lubić" - ale zapomniała, że ze mną nie wygra. Skierowałam się ostatecznie do wyjścia. Po chwili jednak wyciągnęłam telefon. Pomyślałam, że warto zadzwonić do Dylana.
-Cześć-powiedziałam, gdy za piątym sygnałem chłopak odebrał.
-Witaj Ekhu Ekhu Laura-nie ma to jak udawać kaszel.
-Miło, że pamiętasz jeszcze moje imię-sama nie wiem, co mnie wkurzyło. To, że mnie oszukiwał czy to, że wybrałam tej małpie super szablon.
-Co ci?
-A jak myślisz?-coraz bardziej mnie irytował. Pierwszy raz w życiu.
-Możesz jaśniej? Nie potrafię się domyślić.
-Możesz mi powiedzieć, co robiłeś z Amandą? Nie udawaj, że nie wiesz kim jest Amanda. Widziałam cię-okey. Powiedziałam prawie prawdę. Tu prawie nie robi zbyt dużej różnicy.
-Tylko z nią gadałem.
-Zajadając lody, a mnie kłamiesz, że chory jesteś!-krzyknęłam oburzona.
-Laura, przestań. Zadzwoń może jak się uspokoisz, co?-spytał.
-Nie decyduj mi, co mam robić! Może w ogóle nie zadzwonię!-krzyknęłam.
-Laura no! Ja cię kocham, wiesz o tym-te słowa podziałały na mnie jak balsam. Od razu się uspokoiłam.
-No wiem. Ja ciebie też.
-Ale mimo to, nie wierzysz mi?
-Sama nie wiem. Chyba nie chcę ci wybaczyć-zawsze szczera. Poznajcie moją cechę!
-A co będzie z nami dalej?-spytał.
-A co ja? Wróżka?-spytałam zaskoczona jego pytaniem.
-Laura no...
-No co Laura. Dylan proszę cię. Mam zły dzień, jeszcze ty mi go psujesz tym, że mnie kłamiesz. Nie jesteś chory. Nie wiem czemu nie mówisz mi prawdy, ale mam wrażenie, że ja już nie jestem dla ciebie taka ważna.
-Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejsza-kolejne kłamstwo? Zapewne. Ale zakochani nie widzą nic.
-Jeżeli mnie zranisz to nie wiem, co ci zrobię.
-Nie zranię cię. Bo nie rani się osób, które się kocha-dodał.
Wtedy mu nie wierzyłam. I żałowałam. Bo w poniedziałek dopiero okazało się, że to ja nie miałam racji.
-Pa-odpowiedziałam.
-Pa-usłyszałam tylko jak się rozłączył. Ja jednak miałam dziwne przeczucie. Jak by coś się miało zaraz stać.
Ale może to tylko przeczucie?
Schowałam telefon do kieszeni. Nie chciał się zmieścić, więc spojrzałam na kieszeń i starałam się go upchać. I wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
-Ja chyba śnię...-odparłam, kiedy ktoś, kto właśnie mnie staranował powiedział ,,sorry" i wyciągnął ku mnie rękę. Jak się okazało był to ten sam pacan z wytwórni. Wciągnął więc szybko rękę, jak tylko mnie rozpoznał. Ja przynajmniej rozpoznałam. Jego włosy są czarne jak smoła, nie da rady zapomnieć tego czegoś. Na szczęście pół twarzy zakrywały okulary przeciwsłoneczne, więc tej smoły (znam jego imię, ale fajnie sypać przezwiskami) trudno nie zauważyć. Przynajmniej na twarz patrzeć nie muszę...
-Mi to mówisz?-spytał. nagle jego wyraz twarzy był... zły?
Chłopak był w ubraniu sportowym, co jedynie może oznaczać, że poszedł pobiegać. Jak tylko chciałam spojrzeć mu na twarz, to akurat słońce raziło mnie w oczy.
-Odwet, tak?-spytałam zaciskając pięści i wstając na równe nogi.
-Nie wiedziałem, że na ciebie wpadnę.
-Ty żeś mnie staranował!
-A ty mnie poparzyłaś!
-To było wcześniej!
-Ale staranowałeś mnie teraz! Czas określony, teraźniejszy! A tamto BYŁO!
-Więc o tamtym zapominamy, a wyszczególniamy to?
-Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak egoistycznego!-musiało to dziwnie wyglądać. Ja i on w parku. Drzemy się na siebie... Ludzie się gapią...
-Laura!-ktoś za mną krzyknął.
-A więc ty to Laura, tak?-spytał.
-Jak żeś na to wpadł?-spytałam z ironią udając zaskoczenie. Przymrużył oczy.
-Laura, no!-po chwili koło mnie była Ness.
-Ja spadam. Lepiej nie zatruwaj innym powietrza, wieśniaczko.
Powiedział po czym odbiegł.
-Czy ty właśnie się zaczęłaś z nim kłócić?
-A nie widać?-spytałam z sarkazmem.
-Laur... No błagam cię. To nie w twoim stylu. Co jest?
-Może zmieniłam styl?
-Rozmawiałaś z Dylanem?-bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
-Tak. Mówił, że mnie kocha i nigdy nie zrani.
-I co? Wierzysz mu?
-Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Ness. Jestem jakby dziecko we mgle, któremu każdy pokazuje kierunek. Ale każdy daje mu inny kierunek i nie potrafię wybrać, co jest prawdą.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?-spytała.
Znała mnie na wylot. Kilka tajemnic w mojej głowie nadal nie wyszło na jaw. I ja chciałam, by tak zostało.
-Nie-skłamałam. Jak ja chciałam to komuś powiedzieć! Ale jak?
-Na pewno?-oczywiście, że nie. Ale co ja mam zrobić.
-Tak Ness. Im mniej wiesz, tym lepiej-odparłam idąc do domu.
Łzy napłynęły mi do oczu na samo wspomnienie tych tajemnic, które głęboko siedziały w mojej głowie. Jednak kilkanaście mrugnięć okiem i łzy wpadły do kanalików. Tak było zawsze.
Nigdy nie płakać w miejscu publicznym.
Nie okazywać swojej słabości.
Nie dać się ludziom...
Nie dać się zranić...
Kochać ponad wszystko...
Takie moje małe prawa, które zmieniałam od czasu do czasu. Ale niektóre z nich były zasadami. Prawa się zmieniają, zasady - nie.
Jak płakałam w domu, a Ness mówiła, że zaraz wychodzimy wystarczył mi dobry makijaż i nałożenie ,,maski" z uśmiechem i nikt o niczym nie wiedział. I to uwielbiałam najbardziej.
<Następny dzień>
Tak! Sobota! Dzień wolny od przygód! I od szkoły, która też jest przygodą!
Ale mimo to, nadal czułam, że ciekawość mnie zżera od środka. Byłam ciekawa nie tyle, co do mojego chłopaka, jak do nowego ucznia.
Jak ja bardzo chciałam nową przyjaciółkę!
Nie że Van mi się znudziła. Po prostu chciałam więcej przyjaciół...
Ale jak ja potem żałowałam tych myśli... Oj, jak bardzo.
Po chwili ktoś do mnie zadzwonił.
-Halo?-spytałam. Byłam już ubrana. Po śniadaniu i przyszykowana całkowicie. Poza tym była dwunasta...
-Cześć Laura-od razu rozpoznałam ten głos.
-Co chcesz?-spytałam nalewając sobie do kubka wody.
-Możemy się spotkać?-spytał.
-Że teraz?
-Że teraz-powtórzył po mnie.
-W jakim celu?
-W celu... Nie będę ci mówił. Spotkajmy się na Wall Street i tyle, okey?
-Przy fontannie?-spytałam.
-Tak. To pa-odparł.
Jak byłam ubrana? W dzwony - popularne jeansy jakieś... cztery lata temu. I sweterek. Chociaż upał był niezły...
Była to moja ,,obrona". Miałam full kasy, ale z niej nie korzystałam. Może czas to zmienić?
Wzięłam klucze, dopiłam wodę, szklankę zostawiłam na blacie, w razie, gdyby znów zachciało mi się pić i wyszłam, zamykając drzwi na klucz.
Nicka znów nie było, więc raz dwa dotarłam na Wall Street. Po chwili zobaczyłam Dylana.
-Hej-to było moje jedyne przywitanie, ku jego zaskoczeniu.
-To dla ciebie-powiedział podając mi bukiet róż. Choć nie lubię prezentów.
-Po co chciałeś się spotkać?-spytałam. Miałam też kolejną zasadę, którą on znał: ,,Z chłopakami spotykam się tylko w miejscach publicznych". No chyba, że chłopak jest moim narzeczonym bądź mężem.
-Chodź-powiedział pokazując mi jakiś zakątek.
Było tam większość uczniów z naszej klasy. W tym Nicky... I Amanda, choć ta nie była z naszej klasy.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?-spytałam.
-To dla ciebie. Chciałem, byś poszła z nami do kina. Wtedy z Amandą planowaliśmy spotkanie integracyjne...
-Na które zaprosiłeś Nicky-odpowiedziałam zaciskając zęby i przerywając mu jednocześnie.
-Bo też jest z naszej klasy.
-Ale Van tu nie ma-odparłam.
-Lauro... Nie ułatwiasz.
-Może ja ci w ogóle życie zatruwam i utrudniam, co?-spytałam.
-Przestań tak mówić.
-To ty przestań! Oskarżasz mnie, o to, że utrudniam ci przeprosiny. Nie musiałbyś mnie przepraszać, jakbyś mnie nie okłamał. Poza tym, zaprosiłeś Nicky, wiedząc, że jej nie lubię. Skoro tak bardzo chcesz jej się przypodobać, to może ją na randkę zaproś!-wybuchłam.
-A może tak zrobię!-on też krzyknął. Nagle uspokoiłam się, a on zdał sobie sprawę, z tego, co powiedział.
-Laura, to nie tak...
-To idź do niej-syknęłam i rzuciłam mu w twarz różami tak, aby trafił na jak najwięcej kolców, po tym mimo, że mnie wołał po prostu uciekłam.
Kolejna tajemnica tylko dla mnie. Mógł się powstrzymać i tego nie mówić. Nie mówię, że jestem winna. Ale im mniej by mi powiedział, a nawet gdyby to była prawda, to ja jej nie chciałam znać...
***
Witojcie! Dziękuję za 15 komów pod rozdziałem 3 ;) postanowiłam zrobić tak: rozdziały będą tym szybciej im więcej komów ;) komentujcie!
Mały zwiastun:
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
***
-Jak myślisz? Jak wygląda?
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią.
***
-(...) a ty chcesz mu wybaczyć?
-Chyba nie. Mam po Prostu dość.


Także do napisania!

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 3 ,,Poczucie humoru jest dobrym sposobem, na ukrywanie bólu"

Wróciłam do domu. Zamówiłam na wstępie pizzę, bo nie chciało mi się gotować. Zresztą wujek i tak musi zrobić zakupy. Spojrzałam na zegar. ,,Jest już piętnasta czterdzieści siedem". W moich oczach zebrały się łzy. To wszystko działo się tak szybko...
Każda opowieść czymś się kończy. Opowieść dwojga ludzi, których znałam skończyła się minutę przed szesnastą. Bo to właśnie wtedy nastąpiła katastrofa.
Podobno wypadkiem ludzi można nazwać, kiedy zginie do 6 osób. Tu zginęło dwoje mi znanych i czterdzieści siedem innych, ważnych dla jakiś ludzi. Być może gdzieś na świecie też znajduję się Laura, która straciła swoich bliskich i cierpi tak samo jak ja. Ale nie daje po sobie tego poznać. Jest silna. I tak jak ja nigdy nie płacze publicznie. To uwłaszcza godności. Pokazuje słabość i bezsilność.
-Halo?-podniosłam słuchawkę dzwoniącego telefonu.
-Jesteś na chacie?-skąd ja znam ten głos? Pewnie stąd, że słucham go codziennie.
-A co? Chcesz wpaść?
-Tak. Mam dla ciebie ważne info-dokończyła.
-A o kim?-spytałam nalewając sobie soku do szklanki.
-O twoim kochasiu-dodała po chwili. Aż sok upuściłam.
-No way...-powiedziałam do siebie.
-Coś się stało?
-Tak. Wylałam sok na podłodze. Nessi, przyjedź za chwilkę, okey? Ja też mam dla ciebie newsa.
-Dobra spoko. Do zobaczenia!-rozłączyła się. A ja musiałam iść po jakąś ścierkę, by to wytrzeć.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Vanka! Mówiłam, że masz przyjechać później!-krzyknęłam zanim doszłam do drzwi. Byłam pewna, że osoba za drzwiami mnie słyszała. Otworzyłam z impetem drzwi i pożałowałam swoich słów.
-To pani zamawiała pizzę?-spytał jakiś młody, przystojny brunet. Dostawca pizzy, no super...
-Tak. To ja-zaśmiałam się nerwowo.
-Sześć dolarów-powiedział podając mi pudełko z zawartością. Rzuciłam mu sztuczny, zażenowany uśmiech i cała czerwona, podając mu kasę, zamknęłam drzwi.
-Czemu to ja mam takiego pecha?-spytałam sama siebie, opierając się o drzwi.
Zastanawiałam się w tamtym momencie, jak dokładnie wyglądał chłopak, który został przeze mnie poparzony. A raczej chłopak, który zmarnował moją kawę.
Nie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Nawet nie pamiętam, jaki kolor włosów miał. Jedyne, na co zwróciłam uwagę, to jego oczy. Takie podobne do Dylana...
-Witam i o zdrowie pytam!-zaśmiała się Vanka. Czemu ja się nie domyśliłam, że ta włazi do mieszkania bez pukania?
-Vanka! Przez ciebie się ze wstydu prawie spaliłam.
-A co było?-spytała.
-Tuż przed tobą, ktoś pukał do drzwi. Zaczęłam się wydzierać, tak jakby do ciebie, a to gościu od pizzy-moja kuzynka skomentowała to śmiechem i krzykiem:
-Zamówiłaś pizzę?! Jaką?
-Z serem, szynką i pieczarkami-dodałam przewracając oczami. Oczywiście, Ness poszła od razu skonsumować posiłek. A jakże by inaczej...
-No mów o tym newsie-dodałam.
Pokazała mi palcem do góry, przełknęła kawałek i powiedziała:
-Ty zacznij, bo ja jem.
-No to słuchaj-zaczęłam-Idę do wujka, do wytwórni, a tam jakiś koleś!
-Ładny?-spytała.
-Ness! Nie przerywaj. No więc ja szłam sobie z kawą, a ten koleś zaczął się drzeć. Patrze w górę, a ten koszulkę ma mokrą..-znów nie dokończyłam.
-Oblałaś obcego kawą?
-Ness! Tak. Oblałam go, a ten nazwał mnie cizią! Rozumiesz? A potem okazało się, że to nowy w wytwórni. Jakiś gwiazdor-dokończyłam.
-Osz! Z twoim szczęściem daleko nie zajdziesz. Współczuję. A co na to wujek?-spytała.
-No zły był i kazał mi go przeprosić.
-A ty zapewne stwierdziłaś, że to jego wina, on ci zmarnował kawę, ale i tak musiałaś go przeprosić, więc byłaś mega złośliwa-nikt nie zna mnie tak dobrze, jak ona.
-Bez przesady. Powiedziałam mu, żeby zmienił garderobę, bo koszulkę miał obleśną, więc przepraszam go za to, że mu ją zniszczyłam. Ale on powinien mi podziękować!-powiedziałam udając obrażoną.
-Oj Laur, Laur... Niedobra dziewczynka-zaśmiała się popijając sokiem.
-A ty? Powiedz mi tę wiadomość, bo ciekawa jestem.
-Uważaj, bo jak ci powiem, to padniesz.
-Ciekawe, co mi takiego powiesz-mruknęłam.
-Twój kochaś wcale nie jest chory!
-A skąd ty to wiesz?-spytałam.
-Bo go widziałam. I to nie z byle kim! Pamiętasz Amandę?
-Amandę Drew? Tę czarną z klasy obok?-spytałam.
-Tak. Dokładnie! Był z Amandą w parku!
-Może ci się przewidziało?-powiedziałam. Choć mało pewna byłam. Van nigdy nic się nie przewiduje.
-No mówię, że pewna byłam! A w dodatku, byli na lodach!
-Może to zwykłe spotkanie?-tak było zawsze. Byłam ślepa co do kwestii Dylana.
-Laur przestań żyć złudzeniami! Może powinnaś wreszcie zmienić chłopaka? Tyle osób teraz by cię chciało. Jesteś ładna i inteligentna. Poza tym chodziłaś z Dylanem!
-Chodzę z Dylanem-poprawiłam ją-Ale nie jestem ładna i inteligentna.
-Wmawiaj sobie. Dobra, ja i tak tu nic nie wskóram. Sama będziesz musiała się przekonać o tym, jaki on jest naprawdę. Ale zanim to nastąpi, to jaki film oglądamy?-spytała.
Zaśmiałam się szczerze.
-Jakiś na pewno.
<Następny dzień>
Piątek. Ostatni dzień w tym tygodniu, w którym idziemy do szkoły.
Jak zwykle ja i Ness byłyśmy razem na lekcjach. Coraz trudniej jest się skupić na zajęciach, jak w czwartek dojdzie do ciebie info, że w poniedziałek mamy nowego ucznia.
-Marano? Możesz powtórzyć, to co właśnie powiedziałem?-Nicolas nie dawał mi spokoju. Pan od matmy.
-Przepraszam, ale nie jestem pewna, co do tego, o czym pan mówił.
-Nie rozumiem-dodał zdziwiony. Van spojrzała na mnie i krzyknęła przez szept:
-Co ty robisz?!
-No bo jeżeli nie jestem pewna co do tego stwierdzenia i tego, że to prawda, to chyba raczej powinien to pan mi udowodnić lub po prostu dać mi spokój, bym się tego nie uczyła, prawda?-spytałam. Nauczyciel zaśmiał się pod nosem.
Podszedł do mojej ławki i powiedział:
-Ciekawa teoria panno Marano. Za każdym razem coraz bardziej się szkolisz na to, jak odwrócić moją uwagę od tego, że mnie nie słuchałaś i nie masz pojęcia o czym mówiłem.
Pan Nicolas był mężczyzną w średnim wieku z okrągłymi okularami i brodą oraz włosami niczym pan Kleks. Dlatego często na niego wołaliśmy ,,Kleks".
-Przepraszam, ale nie mogę się skupić na sinusach i kosinusach w tym momencie.
-Laura, czy to ma związek z twoim chłopakiem?-spytał.
-Tak.
-Jeżeli tak jest, to powinnaś przestać o nim myśleć na czas szkoły lub wcześniej powyjaśniać sobie z nim trochę spraw. Proszę cię, abyś uważała na mojej lekcji, bo niedługo test. Mimo to, tym razem za nieuwagę nie dostaniesz oceny negatywnej. Puszczę to płazem, ale uważaj-dodał.
I tak spędziłam resztę lekcji. Przyciśnięta do muru, pytana co chwilkę, uważając.
***
-Naprawdę nie mogę uwierzyć, że ci odpuścił!-Ness nadal się zachwycała dzisiejszą sytuacją.
-Urok osobisty-zaśmiałam się.
-Po prostu cię lubi-powiedziała kończąc jeść watę cukrową. Było już po lekcjach, więc razem wybrałyśmy się do parku.
-A może odwiedzimy Nicka?-spytała Van.
-Jak tylko chcesz. I tak muszę mu pokazać piosenkę.
-Musisz czy chcesz?-jak ona lubi łapać za słowa.
-Oba na raz-zaśmiałyśmy się.
Szłyśmy rozmawiając o wszystkim i niczym. Tak jak zwykle to z nią bywa. Uwielbiałam z nią spędzać czas. Moja jedyna prawdziwa przyjaciółka. Bo Dylan nie odbiera ode mnie telefonów...
-Ness stój!-krzyknęłam raz dwa.
-Co jest?-właśnie byłyśmy za rogiem budynku. Przy wejściu do wytwórni.
-Widzisz go?-przed wejściem szedł jakiś gościu.
-Tak? I co z tego?
-To ten, co wczoraj go kawą oblałam-dodałam zaciskając pięści. Wiedziałam, że będę musiała go widywać, bo pracuje u wujka, ale że teraz?
-Przystojny-nie ma to jak wsparcie Ness....
***
Kochani, wiecie, że mam przerwę. Ale tu póki co mam napisane rozdziały. Zachęcam do komentowania, bo mam wrażenie, że wraz z zawieszeniem nowego bloga i wznowieniem tego - moi obserwatorzy po prostu odeszli.
Dziękuję tym, co zostali. Nie wiem, kiedy next.
Postanowiłam (bo piszę rozdziały z wyprzedzeniem) że będę wam dodawała małe zwiastuny :)
A więc zapowiedź czwartego rozdziału:
-Który lepszy?
-Moim zdaniem oba są ładne, ale czarno biały ma coś takiego w sobie, że zachęca do kupna. Przyciąga wzrok i nie jest taki tęczowy. A ten wygląda jak jakiś oryginał, który trudno dostać-dokończyłam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odparł.
-A kogoś promujecie?-spytała Vanka.
-Tak. Tego ,,gościa" którego Laurencja oblała kawą-zaśmiał się.
-Co?!-krzyknęłam poirytowana. Wybrałam ten ładny szablon na okładkę dla tego czegoś?
***
-Czy ty właśnie się zaczęłaś z nim kłócić?
-A nie widać?-spytałam z sarkazmem.
-Laur... No błagam cię. To nie w twoim stylu. Co jest?
-Może zmieniłam styl?
-Rozmawiałaś z Dylanem?-bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
-Tak. Mówił, że mnie kocha i nigdy nie zrani.
-I co? Wierzysz mu?
-Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Ness. 
***
-Laura, to nie tak...
-To idź do niej-syknęłam
Do napisania.