wtorek, 9 czerwca 2015

07 ,,Człowiek uczy się mówić bardzo wcześnie. Milczeć - bardzo późno"

<Miesiąc później>
Przez ten miesiąc nie wydarzyło się nic, co mogłoby mieć wpływ na zmianę naszego nastawienia. Oczywiście państwo Lynch starali się zaakceptować chorobę Hope. Ale chyba każdy wie, że rodzic nigdy nie pogodzi się z faktem, że być może jego dziecko niedługo umrze. Przecież to dzieci chowają swoich rodziców, a w tym przypadku - może być na odwrót.
Ross mimo wszystko starał się nie pokazywać, jak bardzo dotknęła go wiadomość o chorobie siostry. Chciał być dla niej wsparciem i był. Potrafił tylko dla niej się uśmiechnąć, zabrać ją w jakieś ciekawe miejsca (mnie też zabierali ze względu na Hope) oraz robić miliony rzeczy. Swój smutek chował sam dla siebie, a problemy utkwiły w nim.
Za to ja nadal nie mogłam się otrząsnąć. Nawet nie udawałam, jak bardzo boli mnie to, że po stracie najbliższej mi osoby, stracę kolejną cząstkę siebie. Hope była moją cząstką, a Alex - połową.
Starałam się oczywiście być wsparciem dla Hope, ale nie mogłam. Nie mogłam udawać, że nic się nie stało, jak się stało. Hope umierała.
A może według mnie umierała? Tak bardzo przeżyłam stratę Ala, że aby mniej cierpieć, wmawiam sobie, że Hope umrze. By załagodzić mój ból po jej stracie.
-Mogłabyś się chociaż uśmiechnąć-powiedział Ross.
Hope miała chemioterapię. Co kilka dni przyjeżdżała do szpitala. A my z nią.
-Mam udawać, że jestem szczęśliwa?-spytałam ironicznie.
-Mamy być jej wsparciem.
-Przestań, ja cię proszę. Niedawno straciłam brata, a na jej śmierć nie jestem gotowa. Na jego też nie byłam, ale to, w jaki sposób umarł Al... My nie wiedzieliśmy kiedy. A z Hope? Przecież ona umiera na naszych oczach!
Wiedziałam, że sprawiłam mu ból tymi słowami. Znałam go za dobrze, by tego nie dostrzec. Mimo wszystko, wysyczał tylko:
-Hope nie umiera.
Wiedziałam, że bardzo chce w to wierzyć. Że chce, aby śmierć Hope była nie prawdą. Ale co ja mogłam zrobić?
-Może i nie umiera, ale na pewno nie jest ,,żyjąca"-dodałam.
Ross nic się nie odezwał. Od jakiegoś czasu starał się nie kłócić ze mną, kiedy z nami była Hope. Nadal był wredny i chamski, to fakt, ale dla siostry zrobiłby wszystko. Zupełnie jak ja, dla Alexa...
-Schodzisz już?-spytałam.
-Nie. Nigdzie nie idę-krzyknął z góry. Przekręciłam oczami. Weszłam do jego pokoju. Co zastałam.
-Och, Alex-zaśmiałam się. Próbował zawiązać krawat, ale nie wychodziło mu to. Szedł właśnie z naszym demem do wytwórni. Tam je zostawialiśmy, a nasze kawałki były w radiu.
Zazwyczaj Al je zanosił i ładnie się przy tym ubierał.
-Daj-wzięłam od niego krawat i powoli zawiązałam.
-Widzisz? To nie trudne-zaśmiałam się.
-Czemu tobie zawsze to wychodzi?-spytał.
-Może miałeś urodzić się dziewczynką? A ja chłopcem-oboje się zaśmieliśmy.
-Jak wyglądam?-spytał.
-Extra, jak zawsze zresztą.
-To ja lecę-uściskał mnie i wyszedł.
Znów odpłynęłam myślami do tamtej sytuacji i na samą myśl, jedna, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
By Ross jednak tego nie zauważył, spuściłam głowę i wierzchem dłoni otarłam ją.
Jednak on też mnie zna za dobrze...
-O jakiej sytuacji tym razem?
Mimo, że się nienawidziliśmy, często potrafiliśmy ze sobą normalnie gadać. Czasem nam tak wychodziło.
-O tym, jak zanosił kolejną płytę-powiedziałam uśmiechając się lekko.
-,,I wanna see your smile"?-spytał Ross.
-Tak-dodałam z większym uśmiechem.
-Pamiętam, jak ją nagraliśmy. Fajnie wtedy było-dodał.
-Tak. Ale to już było. Czas przeszły, dokonany. I nic go nie wróci.
Ross na chwilkę zamilkł. Widziałam, że nad czymś intensywnie myśli. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
-No powiedz to w końcu.
To chyba dodało mu otuchy.
-A pamiętasz... Jak...
-Jak?-spytałam.
-Jak...-nie dokończył, bo wtedy właśnie weszła Hope.
-Część wam. To co? Idziemy?
Zaskakiwał mnie jej entuzjazm. I to, że lekarze pozwalali jej szpital opuszczać po chemii.
Spojrzałam ukradkiem na Lyncha. Spuścił głowę i nic nie powiedział. Więc po prostu wyszliśmy razem z Hope.
-Hope!-zanim wyszliśmy usłyszeliśmy jakiś głos. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kogo właśnie spotkałam...
***
Przepraszam kochani, że dziś tak krótko. Mam problemy z pisaniem, bo uczę się grać na pianinie na poprawę oceny z muzyki oraz uczę się jak obliczyć pole i objętość czworościanu z danej krawędzi ,,a" wykorzystując teorię o przekątnych i twierdzenie pitagorasa :/ Mnóstwo pracy -.-
Także kochani nie wiem, kiedy next. 
Proszę, komentujcie!
Rozdział z dedykiem dla Ewci i Lauren <3
Do napisania!

16 komentarzy:

  1. Super!
    Hope trzyma się dobrze, a biedna Lau źle ;(
    Czekam na next!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótki ale i tak świetny jak zawsze ;)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział! :D
    Świetny i najlepszy :*
    Jestem ciekawa kto to byl...
    Przedsmak mi zrobilas xD
    Czekam na ciąg dalszy :D
    Pozdrawiam,
    Sashy 🎤

    OdpowiedzUsuń
  4. Rossik się chciał rozgadać ( może pogodzić) a ty mu.nie dalaś! Oj oj! Jak teraz czuje się Lau?

    Matko... Jak ten Ross cierpi w sercu. Jak Lau przeżywa! Opisujesz to z taką prawdziwością! Prawdziwym talentem.
    W takim momencie?!?!! Akurat teraz, kiedy ja się nikogo niespodziewam! Haha. I tu fajnie, że nie wiem, bo zachecasz mnie do czytania coraz to bardziej! Kocham tą twoją historie. Szczerze mówiąc... Jesteś chyba jedyną bloggerką pisząco tak poważnie, ujmująco, zachęcająco i zajebiście naraz!

    Dziękuję za dedykacje... Tylko ja zawsze nie wiem za co xD
    Matma -_- ona nawet bloggerom nie pozwala się rozwijać xD mam nadzieję, że wyjdzie ci te ,,pole" o twierdzeniu pitagorasa...xD najlepsze jest to, że ja nic nie rozumiem! xD

    Czekam, ale to wiesz! Ty dobrze wiesz, że MASZ TĄ MOC ! :*:*:*:*:*:*:*:*":"::-::::*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A powinnaś wiedzieć, za co :D Za to po prostu, że jesteś!
      Ja kocham matematykę, ale muszę jeszcze poćwiczyć te wzory :/
      Właśnie nie piszę poważnie :( Ani zachęcająco, ani jakkolwiek inaczej jak napisałaś.
      Niestety, ale to nie talent, a... Sama nie wiem jak to określić :/

      Usuń
  5. Nie wiem co napisać :/

    Rozdział jest świetny.
    Tyle moim skromnym zdaniem.

    Pozdrawiam cieplutko :*
    Ktoś.
    PS. Dzisiaj tak jakoś nie mam weny na pisanie komów...

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :*
    Hope się trzyma, Ross udaje, a Lau źle.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog jest beznadziejny i głupi. Nie lubię go :/ Fabuła też oklepana. USUŃ GO!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, że pofatygowałeś się, aby przeczytać mojego bloga i jeszcze z anonima go z hejtować. Jeżeli ci się nie podoba, to nie wiem czy wiesz, ale możesz skorzystać z opcji bez wstawiania komentarzy. Staram się jak mogę, by pisać te blogi, ale oczywiście liczę się z tym, że są na świecie takie osoby jak ty. Jeżeli masz choć na tyle odwagi to powiedz mi to prosto w twarz, albo z konta google, a nie z anonima :)

      Usuń
    2. No co ty, żeby takie coś i jeszcze do tego z anonima....
      Rozumiem że ci się ten blog nie podoba, bo każdy ma inne zdanie i bla bla bla..., ale mógł byś zachować swoją opinie dla siebie lub przynajmniej jak już musisz się tym podzielić to z konta z Google, a nie z anonima. Możesz też do cholery poprostu nie wchodzić na tego bloga, a nie robić takie coś! To poprostu chamstwo! Ugh! Abi jest świetną bloggerką, pisarką i jest dobra w tym co robi. A jeśli ci się to nie podoba to spadaj na drzewo lub załorz swojego bloga i zobaczymy!
      ( przepraszam cie Abi za wyrarzenia, ale musiałam)

      Usuń
  8. Rozdział mega Cudowny i zajebisty i....aż brak mi słów:)
    Ross nie dus tego w sobie! Lau przykro mi poprostu! Hope mam nadzieje że wyzdrowiejesz!
    Ty dlaczego akurat musiała wejść Hope kiedy Ross miał coś Lau normalnie do powiedzenia?! Dlaczego? !
    i do kogo nalerzy ten głos? Kogo zobaczyli?
    Jestem strasznie ciekawa:B
    czekam na next i życze powodzenia przy matmie i gry na pianinie;)
    Pozdrawiam"*
    Twoja Czekoladka♥

    OdpowiedzUsuń
  9. next next next :D

    OdpowiedzUsuń