wtorek, 11 sierpnia 2015

20 ,,Między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka linia"

- Od kiedy wiesz? - spytał.
Był z deka zmieszany, ale nie chciał dawać tego po sobie poznać. Ha! Oczy go zwiodły.
Kochałam patrzeć w jego oczy, bo mówiły o nim wszystko. Ciągle zmieniały barwy, ale niestety niektórych jego wyrazów jeszcze nie potrafiłam odczytać.
Za czasem się jednak nauczę.
- Od ostatniego wypadu w kinie - powiedziałam podnosząc mimowolnie kąciki ust w górę.
Spuścił głowę parskając delikatnie pod nosem z lekkim uśmiechem.
- Jesteś bardziej inteligentna niż myślałem. Dlatego nie skupiłaś się w ogóle na filmie? - spytał unosząc na mnie swój wzrok. Miał delikatny, nieśmiały uśmiech, jakby pierwszy raz rozmawiał z dziewczyną. Patrzył na mnie jakoś inaczej, bardziej jak na przyjaciela niż na wroga.
- Czy to cokolwiek zmienia? - spytałam czekając na odpowiedź. Wyczekiwałam tego, on jednak milczał dalej się we mnie wpatrując swoimi oczyma.
- To zależy tylko od ciebie - powiedział po dość długiej chwili milczenia i spuścił wzrok na swoje splątane dłonie.
Bawił się nerwowo przejeżdżając opuszkami palców po swoich żyłach. Miał silne i duże dłonie. Odkąd pamiętam zawsze dużo ćwiczył.
- Jeżeli to moja ma być decyzja, to bardzo dużo się zmieni - dodałam.
Zmarszczył brwi i znów na mnie spojrzał.
- Na lepsze czy na gorsze? - spytał.
- To zależy od punktu widzenia - poszerzyłam uśmiech, na co on przewrócił oczami.
- Więc? - spytał.
Z uśmiechem na ustach nie chciałam więcej go ,,męczyć". Mocno go do siebie przytuliłam i powiedziałam:
- Po dwóch latach wracamy do tego co było, Ross.
- Ja... - zaczął, ale nie było mu dane skończyć.

Zanim zaczniecie czytać, włączcie tę piosenkę: ( https://www.youtube.com/watch?v=s_oJtJCPDoo )

Usłyszeliśmy nagle jakiś huk, który oznaczał, że coś spadło na podłogę. Szybko się od niego odsunęłam i zbiegłam na dół, myśląc, że to tata wrócił i coś zrzucił na podłogę. Co jak co, ale tata nigdy po sobie nie sprzątał.
Weszłam do kuchni, ale nic nie zauważyłam. Dopiero wchodząc do salonu widziałam, co naprawdę się stało.
Szok, złość, ból, smutek, zaskoczenie, niepewność, niedowierzanie - taka mieszanka wypełniła moje serce, kiedy zobaczyłam dany widok.
Oczy zaniosły mi się płaczem, zaczęłam ciężko oddychać. Jakby nagle płuca przestały mi pracować.
Brałam głębokie wdechy łapczywie biorąc powietrze i dusząc się tym jednocześnie.
Ross próbował mnie uspokoić pocierając dłonią moje plecy. Serce waliło mi jak oszalałe, ale robiło to tak boleśnie, jakbym umierała.
Pisnęłam cicho z bólu i wydusiłam z siebie bezsilne tchnienie.
Ross podbiegł do jej ciała i sprawdził tętno. Wtedy miałam jeszcze małą nadzieję, że to wszystko to jakiś chory żart. Za późno...
W dłoniach miała tabletki antydepresyjne. Przedawkowała... Na moich oczach umarła!
Skuliłam się pod ścianą kiedy pokiwał głowę na nie i zadzwonił po pogotowie. Nie kontaktowałam, co się właśnie dzieje. W jednej chwili mam mamę, a w drugiej? Życie jest tak ulotne...
Skuliłam się i ciężko zanosiłam gorzkimi łzami. Zaczęłam się dusić płaczem, łzami, uczuciami..
Ból fizyczny. To nie boli tak bardzo jak nasza delikatna psychika, która w tym momencie mi się załamała.
Nie wiem, kiedy. Przyjechała karetka. Rozmawiali z Rossem. Ostatnie, co widziałam to jej ciało w czarnym worku... Wynosili je. Zaniosłam się ponownie duszącymi łzami, i zaczęłam bardzo szybko oddychać. Brakowało mi tchu. Ross widziałam, że wysłał sms-a. Chyba do Hope.
Usiadł koło mnie i objął przyjacielskim ramieniem. Wtuliłam się w niego znów płacząc tyle, na ile miałam siły...
***
Hope przyszła do mnie jakieś piętnaście minut później. Jeszcze płakałam, a wargi mi drżały. Jednak byłam przemęczona sama sobą. Alex... Mama... Kogo jeszcze śmierć mi zabierze w tym wieku? Kto będzie następny?
Następne pięć minut zajęło mi zasypianie w ramionach starego/nowego przyjaciela. Nawet nie wiem kiedy i jak, ale zasnęłam.
*Dwa dni później*
Mama. Mama. Mama. To były moje myśli. Hope i Ross przychodzili codziennie, by mnie wesprzeć w potrójnej tragedii.
Nie tyle po śmierci mamy i Alexa, ale stało się jeszcze coś. Nie, nie ze mną. Również nie z Hope. Ani Naomi.
Mój tata się wyprowadził. Zostawił mnie. Samą. Stwierdził, że bardziej mi nie pomoże, a nawet zaszkodzi, bo za bardzo kochał mamę i niestety jestem zbyt do niej podobna.
Czyż moje życie nie jest piękne?
- Jak się czujesz? - spytała Hope, wchodząc do mojego pokoju z tacą herbat.
Ross nie opuszcza mnie na krok od rana do wieczora.
- To ja powinnam cię wspierać - dodałam z lekkim wyrzutem. To ona jest chora. Ona ma prawo cierpieć.
Czułam bardzo spuchnięte powieki, bo boję się zasnąć. Śni mi się mama. Policja już była, byłam w szpitalu, ale ojciec załatwił wszystko związane z pogrzebem.
Ciągle płaczę po nocach, ale boję się powiedzieć o tym przyjaciołom.
- Nie prawda. Ty też masz prawo czuć się źle. Pal licho ze mną. Daj już spokój z użalaniem się - powiedziała siadając koło nas.
- A Naomi? - spytałam.
- Lepiej się czuje, a przynajmniej wmawia tak wszystkim wokoło. Rozumie, że nie możemy przyjść. To mądra dziewczynka. Prosiła tylko, byśmy odwiedzili ją w dniu pogrzebu. Rodzice są z nią - powiedziała.
Cień uśmiechu wdarł mi się na twarz, a ja mocniej wtuliłam się w przyjaciół.
- Ross? Pójdziesz po cukier? Zapomniałam przynieść - powiedziała Hope. To dziwne, że pozwoliła mu pójść. A nawet go tam wysłała. Domyśliłam się, że Hope chciała być ze mną sama przez chwilkę
Ross po chwili ociągania wyszedł z pokoju, uprzednio gładząc wierzch mojej dłoni, tak jakby mówił ,,Znów mi przykro".
- Więc? - spytałam.
- Nie mówiłam ci czegoś, a powinnam. Ale było mi tak ciężko...
- Hope, o co chodzi? - spytałam zmartwiona.
Uniosła wzrok w górę i przygryzła obie wargi. Po chwili zaśmiała się nerwowo z oczami pełnymi łez i powiedziała z nerwowym uśmiechem:
- Ja i Alex byliśmy parą. Tydzień przed jego śmiercią. Zanim wjechał w tego tira napisał mi wiadomość, że już jedzie. To nie przez kierowcę tira umarł, a przeze mnie - zaniosła się płaczem.
Teraz znów powróciło ukłucie w sercu. Tego się nie spodziewałam. Ile mnie jeszcze czeka???
- Jak to? - spytałam, kiedy jeszcze do mnie nie docierało.
Zaniosła się płaczem.
- No-Normalnie... Lekarze mi powiedzieli, że trzy sekundy przed śmiercią miał zamiar wysłać sms-a, który do mnie nie doszedł. Treść: ,,Już nie mogę się doczekać, aż im powiemy". Mieliśmy wam powiedzieć...
Nie chciałam słuchać dalej, ale ona nawet nie kończyła. Zaczęła przepraszać, mówić, że to jej wina i rzeczywiście - na tamtą chwilkę czułam na nią ogromny gniew. Raz - nie powiedzieli mi. Dwa - przez nią on nie żyje! Mój mały brat umarł przez głupiego sms-a...
- Już jestem - Ross wszedł do pokoju, ale patrząc na nas, zmarszczył brwi - Co jest? - spytał.
- Powiedz mu - powiedziałam zaciskając zęby. Spojrzała na mnie wzrokiem typu: ,,Przepraszam". Zacisnęła zęby, by powstrzymać płacz. Ja patrzyłam na nią z nieogarniętą złością, tym bardziej, kiedy ponownie usłyszałam historię o ,,morderstwie" mojego brata.
Ross wypuścił głośno powietrze i przetarł twarz obiema dłońmi na znak niedowierzania.
Co jeszcze? Już chyba wiem...
*Dzień później*
Przez noc nie mogłam się pogodzić z myślą o dwóch kłamstwach przyjaciółki. Nie odbierałam od niej telefonów, nie odpisywałam na ,,żałosne" sms-y. Nie docierało do mnie, ale mój organizm zareagował ogromną złością.
Dziś dzień pogrzebu. Ubrałam czarną sukienkę z białym kołnierzykiem. Była dopasowana do pasa i też do tego miejsca miała białe guziczki. Od pasa do kolan była rozkloszowana.
Do tego czarne szpilki i czekałam, aż Ross po mnie przyjdzie. Punkt 14:00.
Typowy pogrzeb, mnóstwo ludzi. Mowa pożegnalna kilku osób. Zamknięta trumna...
Ross ciągle trzymał moją dłoń spuszczając co chwila głowę, by ukryć łzy. Ja nie płakałam. Nie miałam siły. Zresztą obecność Hope mi uniemożliwiała jakiekolwiek łzy....
- Ellen była cudowną kobietą i na pewno będzie trudno pogodzić nam się z jej odejściem. Alex Marano miał po niej charakter, a jego stratę odczuwamy do dziś. Tak samo jak stratę Ellen - wspaniałej matki, cudownej żony i najukochańszej przyjaciółki jaką kiedykolwiek miałam - powiedziała Alexis - najbliższa przyjaciółka mojej mamy - Trudna sytuacja z jaką się teraz zmagała tylko każe nam bardziej zrozumieć jej decyzję, gdyż nie była w pełni świadoma tego, co robiła. Zostawiła wspaniałą córkę, naszą kochaną Laurę, z którą teraz wszyscy łączymy się w bólu.
Dalszych przemów na pożegnanie mamy nie słuchałam. Złożyłam tylko ogromny bukiet białych róż - ulubionych kwiatów mamy - i powiedziałam ciche: ,,Kocham cię mamusiu".
Pod koniec pogrzebu każda osoba po kolei podchodziła do mnie, przytulała mnie i składała mi szczere kondolencje. Zarówno mnie jak i Rossowi, gdyż go wzięli za mojego chłopaka. Nie przeszkadzało mi to. Nie miałam siły na to, by miało mi to przeszkadzać.
Na koniec podeszło do mnie rodzeństwo Lynch. Słów Hope nigdy nie zapomnę.
- Powinnam była powiedzieć wcześniej, ale mam nadzieję, że kiedyś będziesz skłonna mi wybaczyć. Nie chcę by te kilkanaście lat przyjaźni legło w gruzach przez jedną sytuację, której nie cofnę. Kocham cię jak siostrę i cenię najbardziej w świecie. No, oprócz Rossa. Uwielbiałam twoją mamę, gdyż była cudowną kobietą. Wybacz, proszę - zaniosła się szczerymi łzami, a jej oczy świeciły się w ich blasku. Miała rację.
Przyciągnęłam ją i mocno przytuliłam, szeptając jej do ucha: ,,Wybaczam"
Na koniec ,,podszedł" do mnie Ross. Praktycznie stał przy mnie przez cały pogrzeb, ale teraz to on został.
- Wiesz, że kochałem twoją mamę, jakby była moją własną, no nie? - spytał. Nie wiedziałam. Spojrzałam na niego zaskoczona - Czyli nie wiedziałaś - zaśmiał się lekko i spuścił głowę. Zrobił to tak słodko, że uśmiechnęłam się smutno - Wiem, że już wszystko wiesz i zapewne domyśliłaś się, co Alex mi powiedział. Ale skoro zadecydowałaś, że wracamy do przyjaźni to... Wtedy... To był chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia. Nie było mi tak dobrze od czasu 5 października dokładnie dwa lata temu.
Zmrużyłam brwi. Ale co było 5 października dwa lata temu?
***
Rozdział z dedykiem dla ,,I love Anonimek" oraz Invisible ;)
Kochane ludki! Dziękuję za 20 komentarzy pod poprzednim rozdziałem :D
Jestem pewna, że nie jesteście zbyt zadowoleni z rozdziału, ale starałam się by był długi i wiele wniósł do fabuły.
Tym bardziej, że koniec bloga już nadchodzi! 
Czekam na wasze komentarze ;) 
Pamiętajcie, że komentując - motywujecie do dalszej pracy.
Wymyśliłam więc coś nowego - im więcej komów tym dłuższe i szybsze nexty.
Co wy na to?
Do napisania misiaczki :*

21 komentarzy:

  1. Świetny super masz wielki talent smutno z powodu jej mamy nm doczekać się nexta byle szybko :D fajny pomysł z tymi komami dzięki za dedykt weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry, naprawdę dobry rozdział, tylko że fakt iż jest tak bardzo związany ze śmiercią mnie przeraża, bo niestety u mnie w rodzinie, to ciągły temat, tak naprawdę w ciągu ostatnich miesięcy w mojej rodzinie odeszło wiele osób i jeszcze dzisiaj jest pewna rocznica, przez co rozdział doprowadził mnie do łez ale bez zbędnego pisania, czekam na kolejny wspaniały rozdział twojego autorstwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow....
    Cudowny, ale jednocześnie smutny.
    Ponury kosiarz...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥
    Ps. : Zapraszam : nie-chce-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział wyszedł Ci bardzo przyzwoicie, ale nadal nic nie wiem!
    Może w następnym się coś wyjaśni ;)
    Życzę duzo weny i czekam na next! :D
    Pozdrawiam
    Ania Fanka
    P.S. Tak jak chciałaś, nowy rozdział:
    http://opowiadanieraura.blogspot.com/2015/08/rozdzia-30.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny <3 nie to za mało, najlepszy
    Doprowadził mnie do łez, co naprawdę rzadko się zdarza
    Biedna Laura straciła już dwie bliskie osoby, a w Ojcu nie ma żadnego oparcia ://
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O jaa <3 Genialny, po prostu genialny >_< dzisiaj przeczytałam wszystkie 20 rozdziałów i dosłownie nie mogłam oderwać się od lektury ;* . Kurcze... ja dopiero teraz tutaj trafiłam i okazuje się, że niedługo koniec :/ Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
    A talentu to ja ci baaardzo zazdroszczę kochanienka *-* twoje opowiadania wciągają na maksa ^,^
    Biedna Lau... ;c straciła brata, matkę, ojca... i pewnie straci też Hope niedługo :cc masakra. Zaraz się poryczę, no... zostanie jej pewnie tylko Ross i będą żyli dłuugo i szczęśliwie! Chyba... :D
    No zobaczymy! Czeekam na next z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  8. <3
    piękny.
    Popłakałam się ;-;
    Kocham Twojego bloga! :*
    Pozdrawiam,
    Sashy ♫

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :*
    Biedna Laura. Najpierw Alex, teraz Ellen. Ojciec ją zostawił. Jeszcze ona i Ross mogą stracić Hope.
    Hope była z Alexem. Fajnie. Tylko szkoda, że nie powiedzieli im.
    Cieszę się, że relacje Ross i Laury są lepsze. Znakomitę. Fajnie, że Ross ją wspierał najlepiej i prawie cały czas. To przyjaźń.
    Czekam na next ♡

    PS. 1. Przepraszam, że nie skomentowałam 19 rozdziału.
    PS. 2. A musisz kończyć go w ogl?
    PS. 3. Dużo weny. Pozdrawiam Cię z nad morza <3

    OdpowiedzUsuń