środa, 12 sierpnia 2015

21 ,,Nawet Nicość jest cząstką Czegoś"

Jeszcze tego samego dnia poszliśmy odwiedzić Naomi, tak jak obiecaliśmy.
Nasza mała kruszynka nie trzymała się za dobrze. Była blada, miała przekrwione oczy. jednak siedziała przy swoim niebieskim stoliczku na małym krzesełku tego samego koloru. Rysowała. Miała niesamowity talent do oddawania emocji poprzez rysunki, które wychodziły jej lepiej, niż nie jednej osobie w naszym wieku.
Na sobie miała kapciuszki w małe, puchowe króliczki oraz piżamę szpitalną, która była o numer/dwa za duża.
Nie miała swoich złocistych loczków, ani tego wyrazu twarzy, co zawsze. Ale kiedy nas zobaczyła, widziałam, że jedno się nie zmieniło - jej oczy. Miała nadal przenikliwe spojrzenie, pełne błękitu i iskierek.
- Wiedziałam, że przyjdziecie - jej czerwone jak wino usta wygięły się w niesfornym grymasie, który zaraz przerodził się w uśmiech.
- Co tam rysujesz? - spytał Ross siadając na jej łóżko szpitalne.
- Śmierć. Widzisz? - spytała. Byłam przerażona. Na białej kartce dominowały kolory czarnego i szarego. Widziałam dwie dłonie ciemne dłonie, dotykające szyby. Postać ogółem była za szybą. Dotykały jej i były bardzo widoczne, podobnie jak ramiona. Reszta ciała była szara, jakby w oddali.
Ten rysunek wyrażał coś, czego nie potrafiłam dokładnie określić. Wyglądało to, jakby ta osoba chciała się uwolnić od tego pomieszczenia, próbując wybić niezniszczalną szybkę.
Domyśliłam się. Naomi była tą postacią, a szyba była jej chorobą. Jej ciało powoli odchodziło, tak samo jak jej osobowość.
Była wręcz ,,zabita" przez myśl, że nie może pobawić się z innymi.
Znów byliśmy w takim momencie, gdzie jej rodziców nie było.
- A nie lepiej namalować ci... Kucyki? Tęczę? - spytałam.
- Nie Lau. Kucyki i tęczę malują zdrowe dzieci - dodała.
Aż serce mi się zaczęło krajać na miliony kawałeczków, jak tylko usłyszałam jej słowa. Nie chciałam tego usłyszeć. Ale nie wiedziałam, co w owej sytuacji powiedzieć. Sama wmawiałam sobie, że śmierć Alexa to ostatnia śmierć jaką zobaczę. Myślałam, że choroba Hope, to ostatnia choroba jaką przeżyje ktoś mi bliski. Myślałam, że opuszczenie mnie w ciężkich chwilach przez Rossa, to ostatnie opuszczenie mojej osoby.
Nic z tego. Życie płata figle. Kolejną martwą osobą, którą bardzo kochałam, była mama. Kolejną osobą, która właśnie zachorowała i jest mi bliska jest moja malutka Naomi. I kolejną osobą, która mnie prawdopodobnie bezpowrotnie opuściła jest tata.
A jestem pewna, że co najmniej jeszcze jedna osoba z tego towarzystwa mnie opuści, ale już bezpowrotnie...
- Ale przecież ty... -zaczęła Hope, chyba znów próbując pocieszyć malutką. Nic z tego. Ona jest zbyt inteligentna jak na swój wiek. Rozumie większość rzeczy i najwyraźniej - pogodziła się z tym.
- Nie Hope. Ja umieram i dobrze o tym wiesz. Lekarz mi dziś powiedział, że to ostatnie chwile mojego życia i niestety muszę je spędzić w szpitalu, choć bardzo chciałam pojechać nad morze. Ten ostatni raz... Nie ubolewałabym tak nad tym, gdybym mogła chociaż pójść do innych dzieci. Ale tego też nie mogę! - zaczęła płakać. Płacz dziecka to najgorszy płacz jaki słyszałam. Widziałam jej łzy, które odbijały promienie słoneczne i mieniły się w słońcu.
Tak. To był piękny dzień. Idealny na wejście do trumny...
Sama zaczęłam szlochać widząc w jakim jest stanie. Każda, pojedyncza łza spływała na jej ciemny rysunek.
Tak bardzo chciałam teraz poczuć ciepłe ramiona mamy, które objęłyby mnie i jej ciche słowa, wypowiadane wprost do mojego ucha: ,,Nie przejmuj się. Już jestem przy tobie" oraz jej dłonie, które pocierałyby moje ramiona i plecy...
Nic już nie będzie takie samo. Ledwo, co napisałam piosenkę, która pożegnała moją dotychczasową inspirację, a tu nagle dostałam dwie nowe tragedię.
Życie jest ulotne, a ludzie tego nie widzą. Jedni są zajęci swoją karierą, inni widzą tylko pracę.
Oczywiście są też tacy, których dobro rodziny jest najważniejsze, po czym zdają sobie sprawę, że chcą mieć więcej. Wyjeżdżają za granicę i po prostu zostawiają swoją rodzinę.
Koniec końców - nikt niemalże nie dostrzega tego, że za chwilkę dzieci będą miały własne rodziny, pieniądze wydadzą raz dwa, a życia sobie nie wykupią. Po co im dom, jak nie ma w nim szczęścia? Po co im rodzina, jak mają zamiar ją zostawić? Po co im dzieci, skoro się nimi nie zajmują?
Jest też kategoria ,,poza marginesem", która narobi długów na rodzinę, nie ma już co zrobić i w ataku paniki po prostu kopie w kalendarz na własne życzenie. Podcinanie żył, czy wisielec - czy to jest szanowanie życia?
Odbierają sobie życie, choć są ludzie, tacy jak Naomi, którzy oddaliby wszystko, by być zdrowymi choć przez kilkanaście lat. Aż do 18 roku życia.
Przecież są osoby, które mają paraliż całego ciała, bądź umysłu. A są szczęśliwi!
Czy człowiek naprawdę, kiedy jest zdrowy i choć ma niewiele w domu, a wiele w sercu - nie potrafi tego dostrzec i cenić?
Bezdomni mają więcej szczęścia i dobrego serca od tych wszystkich gwiazd, czy ludzi ,,wyższych sfer".
Oczywiście liczmy się z tym, że na świecie jest mała garstka ludzi, których pominęłam. Bez względu na status majątku mają dobre serce i są szczęśliwi. Dzięki nim społeczeństwo istnieje, bo oni dostrzegają nawet to najmniejsze dobro.
Nie chodzi mi o wiecznych optymistów. Bardziej o wspaniałych ludzi, których kochają inni i którzy sami potrafią kochać wszystkich dookoła. Zawsze znajdą światło w tunelu.
Optymiści widzą światło w tunelu, realiści widzą dwa światła, ale niekoniecznie od wyjścia, pesymiści widzą nadjeżdżający problem a maszynista widzi trzech kretynów stojących na torach. Takie jest życie.
- Ale malutka... Kochamy cię, ty masz dobre serduszko i na pewno wyzdrowiejesz, jeżeli będziesz miała nadzieję - powiedziałam zaciskając powieki, by znów nie dać upustu łzą.
- Jeśli mnie kochacie - pozwólcie mi odejść. Ale obiecajcie, że będziecie o mnie pamiętać - dodała podciągając małym noskiem, który zrobił się czerwony od kataru.
- Obiecujemy. Może lekarze jeszcze pozwolą ci się zobaczyć z innymi? - spytała Hope. Ach te jej sugestię...
- Oczywiście, że pozwolą - zaczęła. Uspokoiła swoje trzęsące wargi i dodała - Albo jak już będę w stanie agonii, albo jak będę w kostnicy - dodała z przekąsem.
Westchnęłam.
- Poproszę lekarzy, abyś mogła jeszcze dziś zobaczyć inne dzieciaczki, okey? - spytał Ross.
Radość Naomi była nie do opisania. Jej twarz nabrała żywego koloru, a oczy dostały wielkich iskierek. To było widać, że ta mała dziewczynka niczego nie udaje, a jej pragnienia są szczere.
Kiedy Ross wychodził z pomieszczenia ukradkiem dotknął wierzchu mojej dłoni i pogłaskał ją. Gest czułości, a ja poczułam jakieś dziwne ciepło w brzuchu. Czułam się bezpiecznie, lepiej. Uśmiechnęłam się lekko do niego, co szybko odwzajemnił i poszedł.
Hope i Naomi na szczęście tego nie widziały...
***
Do domu wróciłam grubo po 22:00. Do pustego domu. Samotni i żałości, ale za to z wielkim bananem na ustach. Lekarz się zgodził na błagania Rossa. Naomi była prze szczęśliwa.
Po kolei zachodziła do każdego dziecka w każdym pokoju i albo z nim malowała kolorowe rysunki, abo bawiła się.
Na koniec odwiedziła swoją przyjaciółkę, która przyjęła ją tak szczęśliwie... Ale z ochrypłym głosem. Wydaje mi się, że ona też długo nie przeżyje.
To było niesamowite przeżycie, widzieć ile radości dostarczyła tym dzieciom z onkologii, tylko do nich przychodząc. Większość rodziców zostawiła tu swoje pociechy, aby nie musieć patrzeć na ich opłakany stan, bądź całkowicie opuściła te małe szkraby. Niektóre miały niewiele ponad rok...
Jedne spędziły tu cześć swojego życia, inne natomiast dopiero, co przyjechały. Jednak nie było tu dzieci, które by miały więcej niż 9 lat. A takich była co najmniej setka.
Mimo to, zasnęłam. Bez koszmarów. Pierwszy raz od śmierci Alexa..
***
Ranek. Niby zwykły początek dnia, ale dla mnie był nową nadzieją. Nowym początkiem. Czas zapomnieć o przeszłości, a zacząć żyć...
Wiem, że będzie ciężko, bo nie wiem, co mnie jeszcze spotka, ale wiem jedno - muszę się dowiedzieć.
Po prostu muszę wiedzieć, co zdarzyło się 5 października dwa lata temu...
Jeszcze nie byliśmy pokłóceni, o nie. Ja i Ross pokłóciliśmy się dopiero w grudniu.
Ubrałam się i przyszykowałam. Tata zostawił mi swoje konto bankowe, a sobie założył nowe. Postanowił mnie ,,utrzymywać", więc pieniądze miałam. Ale sama wolałam zarabiać na siebie.
Napisałam sms-a do Rossa, kiedy skończyłam jeść śniadanie.
Poprosiłam, by do mnie przyszedł. Musiałam, po prostu musiałam to wyjaśnić.
Odpisał niemalże natychmiast, że zaraz będzie. I rzeczywiście - po niespełna dwóch minutach już usłyszałam pukanie do drzwi.
W drzwiach zastałam lekko uśmiechniętego Rossa, który jeszcze oczy miał przymrużone.
- Dopiero wstałem - zaśmiał się i mocno mnie przytulił. Miałam wrażenie, że zaśnie mi na ramieniu.
- Ross, musimy pogadać - powiedział coś pod nosem, ale odsunął się ode mnie i usiadł na kanapie w salonie.
- O czym? - spytał obserwując każdy mój ruch.
- Chcesz coś do picia? - spytałam.
- Laura no! Obudziłem się dziś bardzo wcześnie, bo chciałaś, bym przyszedł, więc łaskawie usiądź i powiedz, o co chodzi - powiedział. Westchnęłam, po czym przysiadłam się do niego na kanapie.
- No bo wiesz... - zaczęłam.
- No właśnie nie wiem - dodał z lekkim uśmiechem. Nie wiedziałam, jak zacząć. Bo co? Prosto z mostu mam mu powiedzieć?
- No... Bo wczoraj, żeś powiedział takie coś, co utkwiło mi w pamięci i zaczęłam nad tym rozmyślać.
Spojrzałam na niego z pod pomalowanych rzęs.
- Że jest mi przykro z powodu twojej mamy? - spytał mało inteligentnie.
- Nie Ross. Nie to. Chodzi mi o ostanie zdanie.
- Na pogrzebie, czy zanim się pożegnaliśmy?
On celowo unikał tego tematu. Pewnie powiedział to pod wpływem chwili i jeszcze nie chce mi powiedzieć. Co za człowiek! Ale ja nie miałam zamiaru mu odpuszczać.
Spojrzałam na niego tym razem już bardzo pewnie.
- Na pogrzebie - dodałam zaciskając zęby. Teraz wiedziałam, że wie, o co mi chodzi, ale umyślnie mi nie mówił.
- Aha! A co ja powiedziałem? - znów udawał, że nic nie wie.
- Ross do cholery! Co się wydarzyło 5 października dwa lata temu!
***
Witajcie kochani!
Rozdział z dedykiem dla moich trzech czytelniczek - pierwsza to nowa, Black Angel, której kom mnie zmotywował, Karci Lynch - która niemalże zawsze komentuje i ponownie dla ,,I love anonimek" dzięki której uśmiechałam się cały czas. Dziękuję wam wszystkim, za czytanie i komentowanie.
Jak obiecałam - było dużo komów, więc rozdział jest SZYBKI i DŁUGI.
Mam nadzieję, że choć trochę się podoba, choć jest więcej opisów niż dialogów.
Mam dla was smutno-wesołą wiadomość.
Jak wiecie, blog się kończy (jeszcze 9 rozdziałów) i niestety go nie przedłużę, choćbym chciała, ale niestety do głowy nic mi innego nie wpadnie.
Dlatego mam propozycję - czy chcecie, abym z tego bloga zrobiła jeszcze jednego? jak tego zakończę, to dodam po epilogu nowy prolog, ale na podstawie tego bloga, który już tutaj był (również o nienawiści, co Ross jest gwiazdą, a Laura na niego kawę wylała) ale tym razem bym tylko przywróciła wszystkie rozdziały (które już mam napisane, bo ich nie usunęłam).
To wasza decyzja. Ja mogę tamtego dokończyć :)
Pamiętajcie - im więcej komów tym szybszy i dłuższy next.
Do napisania!

26 komentarzy:

  1. No pewnie dodawaj i nie przejmuj się rozumiemy brak czasu ...weny....ale jesteś swietna tylko nas znowu nie opuszczaj ! Rozdział jak zwykle świetny ;) dzięki za dedykt XD czekam na nexta i może uda się go trochę przyspieszyć :D ale naprawdę bardzo szybko dodalas rozdział w imieniu wszystkich dziękuję nie tylko za rozdział ale za to ze z nami jesteś !:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale przez te upaly nic mi sie nie chce :P
    Rozdział bardzo w porządku, tylko krótko.
    Dawaj szybko next!!!
    Pozdrawiam
    Ania Fanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny, wspaniały. Twoje blogi czytam od dawna, ale do tej pory jeszcze nie komentowalam. Uważam że wszystkie są cudowne. :) Takie inne od wszystkich.
    Kocham też sposób w jaki piszesz. Masz ogromny talent :D.
    Abi od dzisiaj jestem twoja obserwatorka i stała czytelniczka :D
    W wolnej chwili zapraszam do siebie może Ci się spodoba :)
    http://twoyounghearts-raura.blogspot.com
    Czekam na nexta :)
    Brylancik :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super:)
    Nie mogę uwierzyć że małymi kroczkami zbliża się koniec bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak cię zaniedbałam!!
    To tak wiele się dzieje, tyle emocji , a mnie tu nie było! Sorry...
    ale wracając...

    Popłakałam się. Przy rozdziale, gdzie umarła mama Laury i się pogodzi - dałam upust emocją. Jeszcze ta piosenka... wiesz co? ta się rozbeczałam... te opisty, czułam się jak w filmie! Właśnie ta melodia... i wyobrażałam sobie jak to wszystko musi wyglądać... jesteś niesamowita!! Zajebista! ( nad używam tego słowa )
    Ten rozdział? Można zaliczyć do troszeczkę romantycznych? Ale też smutnych... NA pewno zajebistych! xD
    Sama jestem ciekawa co mogło się wtedy wydarzyć... Jak to pięknie brzmi : 5 października... początek i koniec! ( odwala mi )

    jakieś gesty, tu coś tam... no no! Tu przychodzenie na zawołanie.. Przecież on spał! Jeszcze kilka rozdziałów temu nigdy by nie przyszedł! Jak ten czas szybko leci... A pro po czasu...

    Jak to koniec?! Dlaczego?! Znów będę ryczała? No weeeź...
    wiem, że i tak nie ,,wydłużysz życia '' tego bloga, ale bardzo cię proszę o jakąś nową lub tą wznowioną historię. Czy my czasami wtedy nie skończyliśmy na sukience i balu? Yhmm... chyba raczej tak... + coś jeszcze pamiętam! Twoich historii nie da się nie pamiętać przecież, to co ja się dziwię?
    Może swoje żale będę mówiła przy epilogu, a teraz cieszmy się, że tak szybko dodajesz rozdziały! I że sa take zajebiste, pełne opisów, emocji i wydarzeń! Nie spotkałam jeszcze takiego bloga, żeby było to takie... no sama rozumiesz! Jesteś bardzo oryginalną osobą i jedyną w swoim rodzaju. Każdy blogger ma inny styl pisania i swój charakter... Ty, Abi, zostałaś zesłana przez Boga :*

    I dużo tu mówić komplementów na ciebie i rozdziały, ale w końcu palce mi odpadną!
    A nadrabiam zaległości i musiałam koniecznie przeczytać wszystko co opuściłam! I żałuję, że zaniedbałam tego bloga :( postanawiam, że to się nigdy nie powtórzy! ( nadzieja matka głupich :) )
    kocham, pozdrawiam i czekam na next! :*:**:*::*:***:::*:**:*::**:*:*:*:*::**::*:*:*:*:**: dziękuję, że poleciłaś mnie w jakiejś notce :**:::*::*:*bo czytam wszystkie twoje notki, bo sa wartościowe :*:****:*:*:*::*:*:*:*:*:***:*::*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że tak cię zaniedbałam!!
    To tak wiele się dzieje, tyle emocji , a mnie tu nie było! Sorry...
    ale wracając...

    Popłakałam się. Przy rozdziale, gdzie umarła mama Laury i się pogodzi - dałam upust emocją. Jeszcze ta piosenka... wiesz co? ta się rozbeczałam... te opisty, czułam się jak w filmie! Właśnie ta melodia... i wyobrażałam sobie jak to wszystko musi wyglądać... jesteś niesamowita!! Zajebista! ( nad używam tego słowa )
    Ten rozdział? Można zaliczyć do troszeczkę romantycznych? Ale też smutnych... NA pewno zajebistych! xD
    Sama jestem ciekawa co mogło się wtedy wydarzyć... Jak to pięknie brzmi : 5 października... początek i koniec! ( odwala mi )

    jakieś gesty, tu coś tam... no no! Tu przychodzenie na zawołanie.. Przecież on spał! Jeszcze kilka rozdziałów temu nigdy by nie przyszedł! Jak ten czas szybko leci... A pro po czasu...

    Jak to koniec?! Dlaczego?! Znów będę ryczała? No weeeź...
    wiem, że i tak nie ,,wydłużysz życia '' tego bloga, ale bardzo cię proszę o jakąś nową lub tą wznowioną historię. Czy my czasami wtedy nie skończyliśmy na sukience i balu? Yhmm... chyba raczej tak... + coś jeszcze pamiętam! Twoich historii nie da się nie pamiętać przecież, to co ja się dziwię?
    Może swoje żale będę mówiła przy epilogu, a teraz cieszmy się, że tak szybko dodajesz rozdziały! I że sa take zajebiste, pełne opisów, emocji i wydarzeń! Nie spotkałam jeszcze takiego bloga, żeby było to takie... no sama rozumiesz! Jesteś bardzo oryginalną osobą i jedyną w swoim rodzaju. Każdy blogger ma inny styl pisania i swój charakter... Ty, Abi, zostałaś zesłana przez Boga :*

    I dużo tu mówić komplementów na ciebie i rozdziały, ale w końcu palce mi odpadną!
    A nadrabiam zaległości i musiałam koniecznie przeczytać wszystko co opuściłam! I żałuję, że zaniedbałam tego bloga :( postanawiam, że to się nigdy nie powtórzy! ( nadzieja matka głupich :) )
    kocham, pozdrawiam i czekam na next! :*:**:*::*:***:::*:**:*::**:*:*:*:*::**::*:*:*:*:**: dziękuję, że poleciłaś mnie w jakiejś notce :**:::*::*:*bo czytam wszystkie twoje notki, bo sa wartościowe :*:****:*:*:*::*:*:*:*:*:***:*::*

    OdpowiedzUsuń
  7. Taak chcemy jeszcze 1 bloga!!! <3
    Niesamowity rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny < 3
    Tak, dokończ tą poprzednią historie!
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, wpadłam tego bloga, a jeszcze wcześniej skończyłam czytać "She is enigma". Chyba nie przeczytałam wszystkich one shotów, ale co niektóre już "pomęczyłam" i muszę powiedzieć, że naprawdę podobają mi się Twoje prace! :)
    W Twoich opowiadaniach - przynajmniej tych, które miałam okazję już poznać - da zauważyć się nienaganne słownictwo, niebanalne dialogi i dużo ciekawych pomysłów. Z tego, co widziałam kiedyś miewałaś problemy z brakiem komentujących czytelników czy coś w tym stylu.. Chcę powiedzieć, że właśnie zyskałaś mnie jako nową osóbkę w gronie obserwatorów! Będę tu (lub na inne blogi) zaglądać jak najczęściej! :)
    Przechodząc do samego rozdziału - bardzo mi przypadł go gustu! Pojawiła się Naomi, którą uważam za tak uroczą i ciekawą postać! Tylko szkoda, że "widzimy" ją w takim stanie. Eh.
    Uwielbiam te malutkie momenty Rossa i Laury. Coś tak subtelnego jak dotyk dłoni ma dla nich dużą wartość i to jest przeurocze, widać, że więź, która ich łączy jest silna :)
    Ale a propos momentów naszej kochanej Raury - Właśnie, Rossy! Powiedz nam co się zdarzyło tego pamiętnego 5 października! Czekamy!
    To chyba tyle z mojej strony. Jeszcze raz - rozdział naprawdę fajny! Teraz pozostaje mi tylko czekać na następne!
    Życzę dużo weny, pomysłów, czasu i chęci!
    Pozdrawiam, Ayati!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny.. czekam na next.... =D

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam.
    To jedyne słowo, które w tym momencie najbardziej 'ciśnie' mi się na klawiaturę.
    Za co? Zapewne zauważyłaś, że nie skomentowałam dwóch poprzednich rozdziałów.
    Kiedy niedawno odświerzyłam stronę z twoim blogiem, nagle ŁUP!
    Rozdział 21, a ja kilka dni temu rozpisałam się przy osiemnastym.
    Kiedy zobaczyłam dumną liczbę 21 aż zamarłam...
    Whaaat?
    Ale spokojnie, nadrobiłam zaległości i teraz musisz przygotować się na dłuuugi komentarz z mojej strony.
    Co do rozdziału 19.
    "Wielkości cierpienia nie stanowi liczba cierpiących".
    Kiedy przeczytałam ten tytuł popadłam w zadumę.
    Zgadzam się w stu procentach, "Wielkości cierpienia nie stanowi liczba cierpiących" tylko iloraz bólu jaki jest im zadawany.
    To cudowne jak zwykłym tytułem potrafisz w pewnym sensie zaspojlerować, ale jednocześnie wprawić w zakłopotanie twoich czytelników.
    Nareszcie wszyscy zrozumieliśmy dlaczego Ross odsunął się od Lau. Alex..To wbrew pozorom wydało mi się serio urocze. Miłość między bratem a siostrą, jest tutaj nie do pokonania i to właśnie jest ogromną zaletą twojego bloga.
    To w jaki sposób opisujesz zachowania, gesty, spojrzenia Rossa, przyprawia mnie o ciarki. Aż chce się czytać, po prostu! Cieszę się, że Laura wróciła do muzyki, to właśnie jest aspekt, który mnie podbudował. Mimo, że dziewczynie jest ciężko, ona stara się za wszelką cenę pozbierać. To jest piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 20.
      Początek rozdziału był idealny, nie przerysowany, nie idealizowany, ale prawdziwy. Szczery i kochany. Jednak później... Od razu włączyłam link jaki podałaś do muzyki w tle i wróciłam do czytania. Popłakałam się. Ja tak ni z tąd ni z owąt zaczęłam ryczeć jak bóbr, bo to co czytałam było wręcz przerażające. Stracić Matkę? Nigdy w życiu nie chciałabym się dowiedzieć jak to jest, mimo, że to nieuniknione. Opisy jakie stosujesz, nienaganna postawa, idealna gramatyka, dialogi, emocje jakie wywołujesz... Czy ty aby na pewno nie jesteś czarownicą, która chce zawładnąć naszymi delikatnymi duszami i kruchymi sercami?
      Wyobrażasz sobie moją minę kiedy okazało się, że to w większości przez Hope, Alex umarł?
      Ja też nie...
      To było jakby nagle ktoś wparował do mnie przez okno i oznajmił, że kradnie mi internet bo chce znaleźć najłatwiejsze sposoby na usmażenie kota... Tak, wiem. Nie do opisania.
      Nie wyłączałam muzyki do końca 21 rozdziału więc, moja psychika była poruszona podwójnie.
      Też byłam zła na Hope, kto by nie był? To za mało.. Ja byłabym wściekła! Biedna Lu, musi przeżywać takie katusze. Łzy same cisną się do oczu.
      Kiedy opisałaś pogrzeb Ellen, poczułam jak coś we mnie pęka. Za dużo emocji jak na jeden dzień..
      W głębi serca cieszę się, że Lau wybaczyła Hope. Ale jak tak o tym myślę to nie wiem czy ja byłabym tak wyrozumiała.
      5 października..
      Teraz ta data chodzi mi po głowie. Co się wtedy stało? No coooo?

      Usuń
    2. Rozdział 21.
      Tutaj załamałam się totalnie.
      Kiedy z tą przygnębiająco muzyką w uszach, czytałam jak bardzo Naomi cierpi, myślałam, że zaraz sama tam pójdę się z nią pobawić. Oczywiście domyślasz się, że łzy leciały mi jak głupie.
      Naomi jest za mądra, jest zbyt dojrzała. W takim wieku powinna myśleć tylko o tęczy i koleżankach z placu zabaw. Jednak w jej głowie jest tylko śmierć i smutek. Chęć zabawy z innymi dziećmi i zabronienie jej tego to wręcz grzech, dlatego cieszę się, że Ross o tym pomyślał.
      Kiedy czytałam twój wywód o życiu i o tym jak jest uulotne, zaczęłam się zastanawiać, skąd masz tak ogromną wiedzę o życiu. Czegokolwiek w życiu byś nie robiła, pamiętaj, że powinnaś pisać. Jesteś do tego stworzona jak kobieta do kuchni! Wiem, że szowinistyczny żart, ale lepszego porównania nie miałam :p
      Poruszyło mnie to jak dobrze rozumiesz świat i całe zło jakie w nim drzemie. Mówiłam Ci kiedyś, że jesteś najlepszą pisarką jakiej opowiadanie przyszło mi czytać?
      Tak bardzo jest mi przykro, że Laura wraca teraz do pustego mieszkania. To, że ojciec ją zostawił powinno dobić ją do końca. Jednak tak się nie stało. Postanowiła, że zacznie żyć od nowa, a to tylko potwierdza mnie w przkonaniu, że jej nadzieja, jest większa niż nam wszystkim się wydaje.
      5 października...
      Boję się... boję się, że jeden człowiek nie da rady unieść więcej niż ona uniosła do tej pory. Życie Naomi, tej pięknej kruszynki, która poruszyła i na zawsze została w sercach wszystkich, którzy ją poznali, nie będzie długie. I sam fakt, że dziecko umrze szybciej niż rodzić, jest przerażający. Hope.. ile jej zostało? Tydzień, miesiąc, rok? Nie istotnie jak długo będzie zwlekać, to śmierć i tak zapuka do jej drzwi. A wydaje mi się, że jej charakter nie pozoli ich zamknąć. Czy Laura da radę znieść kolejne straty? I to jeszcze tak dla nież ważne? A Ross? Czy on da sobie radę? Boże..
      Poszarpałaś na strzępy moje biedne serduszko ;(
      Nie wiem czy się pozbieram..
      Przepraszam ponownie, że nie skomentowałam dwóch poprzednich rozdziałów, ale mam nadziję, ze odkupiłam swoje winy.
      Wiesz. Jest mi smutno.
      No wyciągnęłaś ze mnie tyle uczuć. Jesteś w tym fantastyczna. Z jednej strony chce mi się płakać z powodu smutnej fabuły, a z drugiej jestem szczęśliwa, ze taka osoba jak ty jest na blogerze.
      To co tu napisałam jest niczym w porównaniu z tym co czuję.
      Jestem beznadziejna w opisywaniu uczuć, ale od tego jesteś Ty.
      Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć. Kolejny blog to świetny pomysł, choć szkoda, że ten będzie taki krótki :(
      Jestem Ci wdzięczna za to, że jesteś.
      Życzę wszystkiego co najlepsze, bo właśnie na to zasługujesz.
      Wierna fanka "od zawsze na zawsze".
      ~~invisible~~
      (Przeraszam, że komentarz jest w trzech częściach, ale blogger jest ustawiony tylko do 4 tysięcy znaków na komentarz,a mój komentarz ma dwie stront A4 w Wordzie :p)

      Usuń
  12. Rozdział piękny i wzruszający, co do tamtej historii to jak najbardziej popieram twój pomysł i czekam na next. (przepraszam że tak krótko)

    OdpowiedzUsuń