Ale jedno mnie zastanawiało... Jaki musiał być Ross, skoro Alexa, sam Alex, zaproponował zranienie mnie? Czy Ross był jakiś... Inny niż go znałam?
Odpowiedź na te pytanie chciałam usłyszeć, jednocześnie nie zadając go. Może kiedyś. Nie dziś. Dość pytań i dość odpowiedzi, z jakimi Ross musiał się zmagać.
Za dużo informacji jak na jeden dzień. Od czego się zaczęło, a na czym - skończyło.
Ale sądzę, że chyba rozsądne jest w takim momencie powiedzieć cokolwiek, choćby wyrazić odrobinę szoku, mimo, że to nasze całe ciało jest nim przepełnione.
Czasem jednak trzeba dogłębnie powiedzieć, co się na dany moment myśli.
- Kochałeś mnie? - spytałam nieśmiało, a moje policzki po raz kolejny mimowolnie stały się mocno czerwone.
Czasami się zastanawiam, dlaczego nie potrafię nad tym panować. Ross natomiast był już w swoim naturalnym kolorze skóry. Widać, że już mnie chyba nic więcej nie czeka, co by pogorszyło sytuację.
Ross pokiwał twierdząco głową i powiedział:
- Tak. Kochałem cię. Dlatego Alex zaproponował zerwanie przyjaźni, by mi przeszło.
- Ale jak to się stało? - nadal nie dowierzałam.
Zaśmiał się i pokręcił głową. Zdziwiło mnie to.
- Laura, nie da się określić dnia, ani godziny. Nagle w jednym momencie zdajesz sobie sprawę, że podoba ci się dana osoba i jej dobro jest ważniejsze od twojego. Nagle wiesz, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, a osoba, z którą rzekomo się przyjaźnisz jest dla ciebie najważniejsza, a ty zrobisz wszystko, by z nią być.
Lekko oszołomiona uśmiechnęłam się pogardliwie.
- To ty najwyraźniej mnie nie kochałeś, skoro tak łatwo odpuściłeś, zamiast walczyć.
Otworzył lekko usta ze zdziwienia, ale ja nie miałam zamiaru kryć swoich negatywnych emocji.
Mógł walczyć. O naszą przyjaźń. Nie pozwolić wylać mi tylu łez z jego powodu. Mógł mi powiedzieć. Zrozumiałabym. Nie nakrzyczałabym na niego. Nadal byśmy się przyjaźnili.
- Zrozum, że wtedy nie mogłem. Zresztą bałem się twojej reakcji.
- Oh czyżby? - spytałam.
- Tak. Słyszałaś kiedyś cytat: ,,Mężczyznę można 'wykastrować' jednym zdaniem: wolę, abyś był moim przyjacielem, niż kochankiem".
Bardzo dobrze znałam ten cytat. Należał do Woody'ego Allena. Kiedyś śmiałam się z niego razem z Hope.
Teraz chyba do mnie dotarło... Ross bardzo interesował się dziewczynami i Alex bał się, że mu się znudzę. A nic mi nie mówił, bo bał się, że mogę go również zranić, chcąc być tylko jego przyjaciółką. Zrozumiałe.
- W takim razie wolałeś mnie ranić przez te dwa lata, zapewne raniąc też siebie, ale kiedy ci przeszło, postanowiłeś wrócić do naszej przyjaźni?
Pokiwał twierdząco głową. Mężczyźni.
- A co jeżeli ja bym się w tobie zakochała, hm? Pomyślałeś o tym? Przecież sam mówiłeś, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Jeżeli teraz wróciłeś do ,,przyjaźni" a ja bym cię darzyła jakimś uczuciem, co miałbyś zamiar z tym zrobić?
Milczał. No tak.
- Znowu byś mi powiedział: znienawidzimy się, a jak ci przejdzie, to wrócimy do przyjaźni?
Znowu głuche milczenie. Rozpłakałam się. Jak on mógł mi to zrobić? Zranił mnie i ranił przez dwa lata.
Dogryzał, nienawidził... Pokazywał, jak bardzo ma mnie gdzieś, a tyle lat przyjaźni nic dla niego nie znaczyło.
Miałam wtedy 18 lat. Kończyłam dojrzewanie, ale okropnie potrzebowałam wsparcia najbliższych, bo nie radziłam sobie z emocjami. Ross dobrze o tym wiedział. I co? Nawet to go nie powstrzymało od tego, by mnie ranić.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - spytałam szlochając. Emocje uwalniały się wraz z każdą łzą.
Pokiwał przecząco głową. Dotknęłam otwartą dłonią moich ust. Płakałam, jak jeszcze nigdy, a on tylko spuścił głowę.
- W takim razie nie musisz już tu dłużej siedzieć - powiedziałam. Mimo, że samo wypowiedzenie tych słów sprawiło mi ból, a jeszcze większy to, że Ross postanowił tak zrobić, to jednak twierdzę, że na ten moment chciałam być sama.
Kiedy już otworzył drzwi wejściowe, spojrzałam na niego, a on odwrócił się w moją stronę. Patrzał na mnie oczyma pełnymi łez. Szepnął ciche ,,przepraszam" i wyszedł.
W tamtym momencie, mimo, że zaniosłam się łzami, tak bardzo chciałam szybko podbiec do niego, rzucić się mu na szyję i płakać w jego objęciach, w których czułam się bezpiecznie.
Ale wiedziałam, że to by pogorszyło by sprawę.
Spojrzałam na ekran telefonu. Sms. Przejechałam trzęsącą dłonią po ekranie mojego telefonu i odczytałam wiadomość:
,,Bądźcie z Rossem o 18:00 w szpitalu. Naomi..."
Hope wysłała tego sms-a. Nie wiedziałam, o co chodziło z malutką, ale to nie mówiło o niczym dobrym. Przesłałam tego sms-a do Rossa. Nie chciałam się z nim spotkać twarzą w twarz. Nie teraz.
Zablokowałam telefon i cały czas szlochając - położyłam się na kanapie.
Po chwili zaniosłam się głośnym krzykiem z mieszaniną gorzkich łez. I cierpienia...
***
Przed 18:00 dotarłam do szpitala. Miałam spuchnięte powieki, beznamiętny wzrok... Czułam się też okropnie, niczym wrak człowieka, który ledwo stąpa po ziemi.
Dotarłam pod salę małej, gdzie spojrzałam na obraz będący przede mną. Hope wyglądała, jakby miała zaraz umrzeć. Rodzice dziewczynki szlochali w swoich ramionach. Rossa jeszcze nie było.
- Hope, co się stało? - spytałam.
Nie musiałam prosić o odpowiedź. Oczy ponownie w dzisiejszym dniu zaczęły mnie niemiłosiernie piec, mocno szczypać.
Nie chciałam znów płakać, bo byłam na to zbyt zmęczona. Zaczęłam więc ciężko oddychać.
Ślina tkwiła mi w gardle, więc po chwili zaczęłam się dusić. Po chwili ktoś objął mnie ramionami od tyłu i odwrócił w swoją stronę, jednocześnie przytulając moją głowę, do swojego torsu.
Wtuliłam się w niego, jak w pluszowego misia, a on gładził moje włosy i plecy.
Łzy skapywały mi jedna po drugiej, ciągle mając obraz cierpienia. Nie widziałam nic. Mgła przed oczyma mi to utrudniała.
Czułam tylko, jak słone łzy Rossa skapują ca moje włosy. Uspokajał mnie, ale nie na tyle, by pogodzić się z kolejną tragedią w moim życiu...
***
Witajcie kochani. Mam dziś zły dzień niestety, ale postanowiłam napisać ten rozdział na siłę, za to, że ponowiliśmy rekord komentarzy! Pod poprzednim rozdziałem było... 51 komów!
Ostatni należy do Anonimkowej Ani, której dedykuję ten rozdział.
Dziękuję za wasze wsparcie. Przepraszam, że rozdział nie jest najdłuższy, ale to przez mój humor.
Stąd taki nastrój w dzisiejszym rozdziale.
Już niedługo ;)
Pamiętajcie o komach! Ostatni ma dedykację ;)
Do napisania!
Biedna Laura..Najpierw Alex,potem jej mama a teraz Naomi-
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać.
Czekam na next
Heh, rozdział mi przeskoczył i 2 razy skomentowałam 25 ;P Wstawiam teraz pod właściwym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńBiedna Lau. Na szczęście ma Lynchów :)
Dawaj szybko next!!! :D
Pozdrawiam
Ania Fanka
P.S. Fajnie czytać i widzieć jak ktoś się rozwija na blogerze. To zawsze mnie cieszy. Życzę Ci kolejnych rekordów. Może uda się zdobyć te wymarzone 100 komów? Kto wie? ;)
I teraz wszyscy czekają aby dodać jako ostatnia osoba xd rozdział naprawdę fantastyczny
OdpowiedzUsuńMała Naomi :'(
I teraz wszyscy czekają aby dodać jako ostatnia osoba xd rozdział naprawdę fantastyczny
OdpowiedzUsuńMała Naomi :'(
Supcio po mimo ze smutny
OdpowiedzUsuńTyle emocji. Smutek, rozpacz, łzy, złość...tyle w jednym Rozdziale. Rozdział świetny chociasz jest smutny . To smutne , że Naomi już nie ma:(
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Cudowny:>
OdpowiedzUsuńNie będę czekać, aby być ostatnim komem, bo miałam już od Ciebie dużo dedykacji, na które nie zasługuję.
Miłego popołudnia! <3
;(
OdpowiedzUsuńNie chcę czekać, aby dostać dedyk, bo to nie jest dla mnie najważniejsze. Najważniejsze dla mnie jest to, żebyś wiedziała co myślę o twojej pracy.
OdpowiedzUsuńTakże ten.
Ross... Przeszło mu i postanowił wrócić do przyjaźni? Żałosne! Jka można tak kogoś potraktować? A birąc pod uwagę odpowiedź Lau, to domyślam się, że ona coś do niego czuje.
Dzisiaj rozdział był krótki, ale jednocześnie bardzo emocjonalny.
Kiedy przeczytałam Sms od Hope wiedziałam co będzie dalej, ale mimo to ni chciałam w to wierzyć. Chciałam, zeby to były tylko moje przypuszczenia, które zostaną rozwiane.
Niestety.
Nie muszę Ci mówić, że się popłakałam prawda? To dość oczywiste.
Nie wierzę, że ta mała, piękna, mądra dziewczynka odeszła przez chorobę...
Ten świat jest niesprawiedliwy. I mimo, że wiem iż to tylko opowiadanie, ale jednak na świecie jest więcej takich sytuacji niż możemy sobie wyobrazić. Czężko mi się pogodzić z tym co się stało i jestem całkiem pewna, że z tym całkowicie nie da się pogodzić.
Co czują rodzice? Jaki to musi być ból...
Nigdy nie przeżyłam śmierci dziecka w mojej rodzinie i mam nadzieję, że nie przeżyję.
Podziwiam osoby, które to przeżyły. Są silne. Muszą być.
~~invisible~~
Rozdział krótki ale taki prawdziwy, jak zawsze idealnie oddałaś emocje bohaterów. Wzruszyłam się czytając go i jestem pod ogromnym wrażeniem. Czekam już na kolejny rozdział twojego autorstwa. Muszę stwierdzić ze to opowiadanie boleśnie uświadamia mnie o fakcje że rzadko osoby z rakiem są w stanie z nim wygrać, ja niestety w rodzinie miałam i mam przypadki nowotworów przez co opowiadanie wywołuje u mnie wiele emocji.
OdpowiedzUsuńNa początku przepraszam że pisze ten komentarz dopiero teraz. Cały dzień miałam zajęty.Teraz znalazłam chwilkę by przeczytać to cudo :* Nie chce zwlekać z tym bo później no się nie będzie chciało a dedykacją nie jest dla mnie najważniejsza :) Ważne by na twojej twarzy pojawił się uśmiech z kolejnego komentarza :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo smutny, ale zarazem piękny.
Po tym smsie od Hope miałam pewne przypuszczenia,Ale myślałam że będą błędne, że wszystko będzie dobrze, że będzie zdrowa. Jest mi strasznie żal Naomi. Jak ja nie lubię kiedy ktoś odchodzi,a szczególnie malutkie dzieci.
Ale cóż w życiu nie zawsze jest kolorowo i tak jak chcemy. Ja raz byłam na pogrzebie. Okropne doswiadczenie. Osobom,które tego nie przeżyły zazdroszczę.
Płakałam, choć bardzo rzadko. To właśnie ten rozdział sprawił, że z moich oczu poplynely łzy.
Ross postanowił znów się przyjaznic? Tak szybko mu przeszło? Myślę że Lau coś czuję do niego :)
Jej to się rozpisałam. Ale nie masz mi tego za złe? Prawda?
Czekam na nexta :*
Brylancik :)
Jejku, coo! Nie było mnie kilka dni, a dodatkowo moje biedne serduszko złamał jeden blog. Wracając, nie ma mnie,a tu się tyyyle dzieje!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów. Niemniej dalej czytam i uwielbiam! :)
Tyle emocji mieści się w każdym rozdziale, ale teraz? TERAZ przeszłaś samą siebie. Rozmowa Rossa i Laury wreszcie się zakończyła, przynajmniej na razie, i to nie w najlepszy sposób, bo eh... Wszystko było taką jedną małą tykającą bombą, która w końcu wybuchła. Teraz wydało się (prawie) wszystko i trzeba by było jakoś ogarnąć i przemyśleć...Trzeba, ale! Pojawia się mały haczyk w postaci tego, czego najbardziej się obawiałam. Naomi. Ała, nie! Po prostu nie!
Jejku, nie wiem co napisać. Naprawdę. Ogarnął mnie taki melancholijny nastrój...
Niemniej, rozdział chociaż mocny to bardzo bardzo dobry!
Czekam na następny, a tymczasem życzę weny!
Pozdrawiam, Ayati!
Smutne .., ale rodział cudowny i czekam na next
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :* Jest on trochę przygnębiający :'c I jak go czytałam to płakałam nie wiem czemu ale najpierw poleciała mi pierwsza łza a potem następne :'c
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta <3
Rozdział jak zawsze świetny :D
OdpowiedzUsuńJejkuu płacze :( Naomi :'( taka malutka ;c
Cudny <3
OdpowiedzUsuńI przygnębiający, znowu się wzruszyłam
Przepraszam, że ostatnio nie skomentowałam, ale byłam u babci i nie miałam dostępu internetu
Naomi ... :'(
Czekam na next :*
Super rozdział, masz ogromny talent!
OdpowiedzUsuńSuper , szybko dawaj nexta
OdpowiedzUsuńSuper piszesz, mam nadzieję , że kiedyś napiszesz książkę , na 100% ją przeczytam.
OdpowiedzUsuń