Ludzie nazywają głupotą myślenie, którego nie rozumieją
sobota, 4 listopada 2017
Ważne!
Notatka będzie bardzo krótka. Chciałam tylko zawiadomić, że rozważyłam pewne kwestie I wasze propozycje i zdecydowałam się na kontynuację prowadzenia 'działalności' literackiej. Ale nie tu. Zaczynam pisać na wattpadzie. Jeżeli chcecie dalej mnie wspierać w tym, co robię, niedługo pojawi się tutaj link do mojego nowego dzieła. Dziękuję wam wszystkim raz jeszcze!
poniedziałek, 7 marca 2016
Ważna Notka!
Słuchajcie, postanowiłam nie rezygnować z bloggera, jedynie z czegoś, co jest niemożliwe i nieistniejące (chodzi mi o Raurę). Postanowiłam skonstruować nową historię, której bohaterowie będą fikcyjni, a nowa historia totalnie odmieniona. Jedynie baaaaardzo zależy mi na waszej obecności. Czy chcielibyście czytać nową historię? (oczywiście te skończę).
Jeśli nadal chcecie mnie wspierać, to zapraszam pod tym adresem: http://darkness-roosvelt.blogspot.com
Prolog zostanie opublikowany już wkrótce. Ale to, czy historia będzie miała miejsce zależy tylko i wyłącznie OD WAS. Kocham was kochani :*
Jeśli nadal chcecie mnie wspierać, to zapraszam pod tym adresem: http://darkness-roosvelt.blogspot.com
Prolog zostanie opublikowany już wkrótce. Ale to, czy historia będzie miała miejsce zależy tylko i wyłącznie OD WAS. Kocham was kochani :*
czwartek, 25 lutego 2016
Rozdział 6 ,,Kto niczego się nie spodziewa nie doznaje rozczarowań"
-To nowy uczeń-do sali wszedł jakiś blondy. Naprawdę kogoś mi przypominał. I to bardzo! Jak się tak na niego patrzyło. Tylko musiałam poznać jego imię.
-Cześć. Jestem Ross Lynch, mam tyle lat, co wy. Co tam jeszcze mogę powiedzieć... Lubię aktorstwo i muzykę-powiedział i się uśmiechnął.
Błagam, powiedzcie, że on nie jest z Californii. Albo, że na świecie jest więcej Rossów Lynchów!
-A skąd jesteś?-jedna z dziewczyn w klasie (co ja gadam... wszystkie!) zaczęła się ślinić na jego widok.
-Z Californii-odparł z uśmiechem. Siedziałam w tak zwanej ,,oślej ławce" więc mnie zapewne jeszcze nie widział.
Ale ja go poznałam. To on! Na bank, to on! Tyle, że wtedy był brunetem!
-Mówiłeś, że interesujesz się muzyką, tak?-spytała nasza pani.
-Tak. Jestem teraz w wytwórni ,,Immortals Records"-jak tylko wypowiedział te zdanie zrobiło mi się słabo.
Czego ja się spodziewałam? Przecież to wytwórnia mojego wujka! Chciałam, by przyszła jakaś nowa dziewczyna lub nowy chłopak. A nie ,,coś"!
Po chwili spojrzał na mnie. Jego promienny uśmiech zastąpił pierw szok, a potem złość. Pokiwał głową z przymrużonymi oczami. Całe to zajście musiało wyglądać komicznie. I wyglądało.
Jedynymi osobami, które zobaczyło między naszą relacją coś dziwnego, byli Dylan i Van. Tym pierwszym się nie przejęłam.
-No dobrze. Ross, usiądź gdzieś na wolne miejsce-powiedziała pani. Widziałam jak Kelsy trzyma skrzyżowane palce, jakby to miało jej pomóc w tym, że wybierze miejsce obok niej. Ale nie. On miał większy tupet. Usiadł za mną i Vanessą!
-Witam nowe koleżanki-odezwał się po cichu. A raczej wysyczał.
Mimo to, non stop jego gały patrzyły na mnie.
-Nie sądziłam, że ze smoły wyjdzie blond małpa-dodałam zaciskając zęby.
-Widzisz... My celebryci musimy być ostrożni, by nie zostać rozpoznani. Więc peruka jest dobra na wszystko, okularnico-tak chce się bawić?
-Już myślałam, że nic mnie gorszego dziś nie spotka, niż oglądanie twojej twarzy.
-Chyba siebie w lustrze nie widziałaś-dobry jest. Trafił w mój czuły punkt. Jeden z wielu. Mimo to, większość mnie tak nazywa, bo jestem mało atrakcyjna. I dlatego postanowiłam zmienić temat. I tak mnie to za bardzo nie ruszyło. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć (i nie mam zamiaru), ale i tak wiem, że jest brzydki.
-Nie spodziewałam się tutaj akurat takiego czegoś jak ty.
-Spodziewaj się niespodziewanego, bo potem będziesz miała takie sytuacje, jak ta. Będziesz rozczarowana-to jego ostatnie słowa do mnie, na tej lekcji. Cały czas widziałam, że Dylan nas obserwował i aż kipiał ze złości, jak Lynch coś do mnie mówił.
Z jednej strony byłam zła, że zostałam obrażonai pokonana, ale z drugiej... Dylan wreszcie zaczął się mną interesować. Wiem, że to nie jest najlepszy sposób, na to, by być dumnym, ale zawsze jakiś.
***
Gdy tylko lekcja dobiegła końca wyszłam z klasy. Lynch nie zdążył, bo dziewczyny go osaczyły.
-Skąd go znasz?-oho. Jaka zazdrość i furia na jego twarzy.
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, tak jak moje nie obchodzi ciebie-wysyczałam.
-Ty!-krzyknął, gdy tylko Lynch wyszedł roześmiany z klasy. Dylan do niego podszedł z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Słucham?-spytał spokojnie Lynch.
-Odwal się od MOJEJ dziewczyny-powiedział. Podeszłam do nich.
-Jeżeli się nie uspokoisz będziesz mógł mówić, BYŁEJ dziewczyny-powiedziałam patrząc na Dylana. Nie zareagował. Teraz blondyn domyślił się, że chodzi o mnie.
-Ale ja nic do niej nie mam-powiedział z uśmiechem.
-A przez pół lekcji, to z kim gadałeś?-spytał wściekły.
-Zostaw go, rozumiesz? Mam prawo rozmawiać z kim chce, a tobie nic do tego. Idź lepiej do Nicky-wysyczałam.
-Jak możesz tak mówić?! Ja cię kocham! Nie widzisz?!
-Nie! Nie widzę! Mam cię dość! Myślisz, że jestem twoją zabawką?! Albo jakimś śmieciem?! Nie będziesz mną nigdy więcej pomiatał!-krzyknęłam pełna furii. Wtedy żałowałam swych słów, ale cieszyłam się, że potem stało się coś nieprzewidywalnego.
-To twój chłopak?-spytał Lynch. Nie odpowiedziałam. Było mi wstyd.
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...
***
Doszłam do mojego sekretnego miejsca. Jest to opuszczony ogród. Oszklony szkłem, ale nieprzezroczystym. Znalazłam tam kiedyś dziurę, weszłam i zobaczyłam gąszcz roślinny. Była tam śliczna ścieżka, wokoło było pełno róż. Jak się szło dalej był tam mały ogród, ale odgrodzony od świata. Wokoło las, mała rzeczka i mini wodospad. A tam pianino. I od teraz to moje miejsce.
Zaczęłam jeździć palcami po klawiszach. Dawno mnie tu nie było.
Jednak zanim zaczęłam grać zobaczyłam, że na jednym z drzew jest domek. I drabinka.
Weszłam po niej i zobaczyłam coś dziwnego.
Była tam... Gitara... Czyli ktoś tu jeszcze jest?
Albo ktoś zostawił ją, albo ktoś też zna to miejsce.
Nie przejęłam się tym zbytnio, więc zeszłam i zaczęłam grać:
I've been wishing for something missing
To fill this empty space
To show the person behind the curtain
So you'll understand
Who I really am
Skończyłam grać, ponieważ tyle tekstu tylko miałam napisane w pamiętniku.
Moja mama była piosenkarką. Ten tekst był jej... Postanowiłam go skończyć.
-Nie wiem, czy to można nazwać związkiem-odparłam.
-Laura, ja cię proszę. Chciałem cię przeprosić. Wiem, zachowałem się głupio i nierozsądnie. Dopiero teraz widzę, że ty i Ross... Wy...
-Nie przepadacie za sobą? To chciałeś powiedzieć?
-Tak. Dokładnie. Myślałem, że on chce mi cię odbić.
***
-To naprawdę nie było celowo!-krzyknęłam do Vanessy. Ona jako jedyna miała do mnie wąty za to, że zniszczyłam spotkanie Rossa i Nicky.
-Nie. Weszłaś do szatni chłopaków od tak. Bo zapach ci się podobał.
Choć głupio było się przyznać zapach perfum Rossa mi się podobał.
***
-Masz tak głupie imię, że pomyliłam je z marką perfum-powiedziałam łapiąc się za bolący nos.
-Następnym razem nie zaczynaj Marano-wysyczał mi prosto w twarz po czym poszłam do łazienki. Nie miałam ochoty go słuchać. A najgorsze było dopiero przed nami...
-Cześć. Jestem Ross Lynch, mam tyle lat, co wy. Co tam jeszcze mogę powiedzieć... Lubię aktorstwo i muzykę-powiedział i się uśmiechnął.
Błagam, powiedzcie, że on nie jest z Californii. Albo, że na świecie jest więcej Rossów Lynchów!
-A skąd jesteś?-jedna z dziewczyn w klasie (co ja gadam... wszystkie!) zaczęła się ślinić na jego widok.
-Z Californii-odparł z uśmiechem. Siedziałam w tak zwanej ,,oślej ławce" więc mnie zapewne jeszcze nie widział.
Ale ja go poznałam. To on! Na bank, to on! Tyle, że wtedy był brunetem!
-Mówiłeś, że interesujesz się muzyką, tak?-spytała nasza pani.
-Tak. Jestem teraz w wytwórni ,,Immortals Records"-jak tylko wypowiedział te zdanie zrobiło mi się słabo.
Czego ja się spodziewałam? Przecież to wytwórnia mojego wujka! Chciałam, by przyszła jakaś nowa dziewczyna lub nowy chłopak. A nie ,,coś"!
Po chwili spojrzał na mnie. Jego promienny uśmiech zastąpił pierw szok, a potem złość. Pokiwał głową z przymrużonymi oczami. Całe to zajście musiało wyglądać komicznie. I wyglądało.
Jedynymi osobami, które zobaczyło między naszą relacją coś dziwnego, byli Dylan i Van. Tym pierwszym się nie przejęłam.
-No dobrze. Ross, usiądź gdzieś na wolne miejsce-powiedziała pani. Widziałam jak Kelsy trzyma skrzyżowane palce, jakby to miało jej pomóc w tym, że wybierze miejsce obok niej. Ale nie. On miał większy tupet. Usiadł za mną i Vanessą!
-Witam nowe koleżanki-odezwał się po cichu. A raczej wysyczał.
Mimo to, non stop jego gały patrzyły na mnie.
-Nie sądziłam, że ze smoły wyjdzie blond małpa-dodałam zaciskając zęby.
-Widzisz... My celebryci musimy być ostrożni, by nie zostać rozpoznani. Więc peruka jest dobra na wszystko, okularnico-tak chce się bawić?
-Już myślałam, że nic mnie gorszego dziś nie spotka, niż oglądanie twojej twarzy.
-Chyba siebie w lustrze nie widziałaś-dobry jest. Trafił w mój czuły punkt. Jeden z wielu. Mimo to, większość mnie tak nazywa, bo jestem mało atrakcyjna. I dlatego postanowiłam zmienić temat. I tak mnie to za bardzo nie ruszyło. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć (i nie mam zamiaru), ale i tak wiem, że jest brzydki.
-Nie spodziewałam się tutaj akurat takiego czegoś jak ty.
-Spodziewaj się niespodziewanego, bo potem będziesz miała takie sytuacje, jak ta. Będziesz rozczarowana-to jego ostatnie słowa do mnie, na tej lekcji. Cały czas widziałam, że Dylan nas obserwował i aż kipiał ze złości, jak Lynch coś do mnie mówił.
Z jednej strony byłam zła, że zostałam obrażona
***
Gdy tylko lekcja dobiegła końca wyszłam z klasy. Lynch nie zdążył, bo dziewczyny go osaczyły.
-Skąd go znasz?-oho. Jaka zazdrość i furia na jego twarzy.
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, tak jak moje nie obchodzi ciebie-wysyczałam.
-Ty!-krzyknął, gdy tylko Lynch wyszedł roześmiany z klasy. Dylan do niego podszedł z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Słucham?-spytał spokojnie Lynch.
-Odwal się od MOJEJ dziewczyny-powiedział. Podeszłam do nich.
-Jeżeli się nie uspokoisz będziesz mógł mówić, BYŁEJ dziewczyny-powiedziałam patrząc na Dylana. Nie zareagował. Teraz blondyn domyślił się, że chodzi o mnie.
-Ale ja nic do niej nie mam-powiedział z uśmiechem.
-A przez pół lekcji, to z kim gadałeś?-spytał wściekły.
-Zostaw go, rozumiesz? Mam prawo rozmawiać z kim chce, a tobie nic do tego. Idź lepiej do Nicky-wysyczałam.
-Jak możesz tak mówić?! Ja cię kocham! Nie widzisz?!
-Nie! Nie widzę! Mam cię dość! Myślisz, że jestem twoją zabawką?! Albo jakimś śmieciem?! Nie będziesz mną nigdy więcej pomiatał!-krzyknęłam pełna furii. Wtedy żałowałam swych słów, ale cieszyłam się, że potem stało się coś nieprzewidywalnego.
-To twój chłopak?-spytał Lynch. Nie odpowiedziałam. Było mi wstyd.
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...
***
Doszłam do mojego sekretnego miejsca. Jest to opuszczony ogród. Oszklony szkłem, ale nieprzezroczystym. Znalazłam tam kiedyś dziurę, weszłam i zobaczyłam gąszcz roślinny. Była tam śliczna ścieżka, wokoło było pełno róż. Jak się szło dalej był tam mały ogród, ale odgrodzony od świata. Wokoło las, mała rzeczka i mini wodospad. A tam pianino. I od teraz to moje miejsce.
Zaczęłam jeździć palcami po klawiszach. Dawno mnie tu nie było.
Jednak zanim zaczęłam grać zobaczyłam, że na jednym z drzew jest domek. I drabinka.
Weszłam po niej i zobaczyłam coś dziwnego.
Była tam... Gitara... Czyli ktoś tu jeszcze jest?
Albo ktoś zostawił ją, albo ktoś też zna to miejsce.
Nie przejęłam się tym zbytnio, więc zeszłam i zaczęłam grać:
I've been wishing for something missing
To fill this empty space
To show the person behind the curtain
So you'll understand
Who I really am
Skończyłam grać, ponieważ tyle tekstu tylko miałam napisane w pamiętniku.
Moja mama była piosenkarką. Ten tekst był jej... Postanowiłam go skończyć.
***
Kolejny rozdział. Co tu dużo mówić... Nie wiem, czy będę ciągnęła jeszcze tego bloga. Zobaczymy ile mi sił i czasu zostanie. A na dole macie mały zwiastun:
Kolejny rozdział. Co tu dużo mówić... Nie wiem, czy będę ciągnęła jeszcze tego bloga. Zobaczymy ile mi sił i czasu zostanie. A na dole macie mały zwiastun:
***
-Jesteśmy jeszcze razem, no nie?-spytał.-Nie wiem, czy to można nazwać związkiem-odparłam.
-Laura, ja cię proszę. Chciałem cię przeprosić. Wiem, zachowałem się głupio i nierozsądnie. Dopiero teraz widzę, że ty i Ross... Wy...
-Nie przepadacie za sobą? To chciałeś powiedzieć?
-Tak. Dokładnie. Myślałem, że on chce mi cię odbić.
***
-To naprawdę nie było celowo!-krzyknęłam do Vanessy. Ona jako jedyna miała do mnie wąty za to, że zniszczyłam spotkanie Rossa i Nicky.
-Nie. Weszłaś do szatni chłopaków od tak. Bo zapach ci się podobał.
Choć głupio było się przyznać zapach perfum Rossa mi się podobał.
***
-Masz tak głupie imię, że pomyliłam je z marką perfum-powiedziałam łapiąc się za bolący nos.
-Następnym razem nie zaczynaj Marano-wysyczał mi prosto w twarz po czym poszłam do łazienki. Nie miałam ochoty go słuchać. A najgorsze było dopiero przed nami...
wtorek, 15 grudnia 2015
Rozdział 5 ,,Dobrze wiem, kim jestem. Musiałam sobie tylko przypomnieć"
<Następny dzień>
Miałam tego wszystkiego dosyć. Wczoraj była sobota. Uwielbiałam sobotnie poranki. Ale wczorajszy dzień, który był sobotą, był okropny. Pierw wytwórnia, potem ten czarny gwiazdor, a teraz Dylan...
Czy jaj jestem konfliktowa?
Odkąd pamiętam, taka właśnie byłam. Zawsze. Wykłócałam się i wygrywałam. Taka ja. Ale od śmierci rodziców, zapomniałam, kim byłam. Pozwalałam siebie traktować jak śmiecia, dać sobą pomiatać, robić wszystko dla innych... Nie miałam własnego zdania.
Dlatego jedno zawdzięczam Dylanowi. To, że umiał mi przypomnieć, kim jestem. Tak naprawdę.
Nie jestem śmieciem. Nie jestem zabawką, którą można odłożyć lub wyrzucić, jak się znudzi.
Jestem człowiekiem i mam swoje prawa. I do tego dążę.
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana. Ale nie płakałam, o nie. Ness nie mogłaby usłyszeć mojego głosu, gdy płaczę.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
-A może to tylko przywiązanie?-czemu Van jest taka mądra?
-Nie wiem. Sama już nic nie wiem. Może dam mu jeszcze jedną szansę?-spytałam.
-Powinnaś zrobić, jak ty uważasz. W końcu, jeżeli mu wybaczysz to ty będziesz się z nim użerała, nie ja.
-Mam zamiar jutro z nim pogadać-dodałam.
-Która to wasza kłótnia?-spytała Ness.
-Pierwsza tak poważna. Pierwszy raz mnie okłamał, a ja na niego nakrzyczałam.
-Tak jak na tego gościa?-spytała rozbawiona.
-Tak. Tak jak na tego gościa-zaśmiałam się.
-Laur, mama i tata wrócili z pracy. Zadzwonię później.
-Okey. Pozdrów ich-dodałam z uśmiechem.
Ten dzień zapowiadał się na stracony. Nick nagrywał demo tego palanta, ja siedziałam w domu i miałam zamiar wcinać lody, oglądając nudne komedie romantyczne.
Dzień idealny... Tak... Wyczujcie ten sarkazm....
***
-No way! Nie gadaj!-krzyknęła Van. W radiu leciała spokojna muzyka, my zajadałyśmy, a raczej konsumowałyśmy, chipsy, batoniki, MMS'y oraz lody. I czemu jesteśmy szczupłe? Chociaż nie. To pytanie powinno brzmieć inaczej: Dlaczego ONA jest szczupła?
-No serio mówię!-zaśmiałam się.
-Jak ty mogłaś mu tak powiedzieć? A co na to ten szatyn?-spytała.
-Brunet albo smoła. To na bank nie szatyn. Ale odpowiadając na twoje pytanie: był mega wściekły. Ale przyszłaś ty-zaśmiałyśmy się.
-Ja działam cuda-odpowiedziała śmiejąc się.
-Może powinnam częściej z ciebie korzystać?-obie parsknęłyśmy śmiechem.
-Dobra Laur. Ja spadam do domu, bo tak się składa, że jest już ciemno. Pozdrów wujka-powiedziała po czym ubrała się i wyszła.
Ja za to sprzątnęłam ze stołu, włożyłam naczynia do zmywarki i poszłam do siebie.
Zdjęłam okulary, umyłam się i przebierając się w piżamę poszłam spać.
<Następny dzień>
-Laura no! Szybciej!-krzyczał mój wujek.
-Już! Okularów znaleźć nie mogę!-krzyczałam. Wujek miał mnie zawieźć do szkoły, ale co ja zrobię, że właśnie zapomniałam, gdzie są.
-Weź inne!
-Innych nie mam... Są!-krzyknęłam i zbiegłam na dół jak torpeda.
-Jadłaś śniadanie?-spytał.
-Zjem na stołówce-odparłam i szybko wsiadłam do auta.
***
-Kiedy on będzie?-spytałam.
-Podobno przychodzi po wuefie. A że wuef mamy pierwszy...
-Jak myślisz? Jak wygląda?-takimi pytaniami zasypywałam Vanessę.
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią i śmiechem jednocześnie.
-Ha. Ha. Ha-odpowiedziała sarkastycznie.
-Oj no weź!
-Ty i tak masz Dylana-wytkała mi język.
-Tsa-powiedziałam dość cicho. Siedziałam z Ness i liczyłam punkty, podczas gdy dziewczyny grały w siatkówkę. Ness ma zwolnienie z wuefu, a ja tak się spieszyłam, że zapomniałam stroju na zmianę.
-Co jest? Nie gadałaś z nim?-spytała.
-Nie. W tym problem. Może ja go zbyt surowo potraktowałam?
-Jest dziś w szkole. Pogadaj z nim-dodałam.
-Ale sama nie wiem. Ja chyba nie chcę mu wybaczyć...
-Laura!-ktoś krzyknął wchodząc na naszą połowę sali, oddzieloną kotarą.
-To Dylan-powiedziała Ness. Spojrzałam w jego kierunku. Patrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Postanowiłam do niego pójść.
-Poradzisz sobie?-spytałam.
-Nie wiesz? Nie potrafię liczyć punktów na tym-powiedziała z ironią pokazując na tabliczkę z punktami. Przewróciłam oczami i poszłam do Dylana.
-Co chcesz?-spytałam obojętnie.
-Przeprosić-powiedział skruszony.
-Po co?-spytałam.
-Laura, ja nie chcę, byśmy tak skończyli.
-Kto tak skończy to skończy. Ja sobie bez ciebie poradzę-dodałam.
-Ale mi na tobie zależy!-prawie krzyknął.
-Jak komuś na kimś zależy, to ma się na względzie dobro tej osoby-wysyczałam.
-To już nie mogę mieć koleżanek?
-Przecież nie o to mi chodzi! Ja nie jestem zazdrosna o jakieś cizie z naszej klasy, czy o to, że masz koleżanki. Chodzi mi o kłamstwa i o to, jak mnie traktujesz. I jeszcze wiesz, że ja i Nicky się nie lubimy, ale zaprosiłeś ją.
-Bo to moja koleżanka.
-Ale mojej przyjaciółki nie zaprosiłeś!-krzyknęłam.
-Bo jej nie lubię!
-Aha! Ty Vanki nie lubisz, więc jej nie zaprosiłeś, a ja nie lubię Nicky, ale to masz gdzieś, tak? Egoista!-krzyknęłam.
-Przestań! Może powinnaś polubić Nicky?
-A może ty Vankę?
-A jak nie chcę?
-To nie oczekuj tego samego ode mnie!-krzyknęłam i wyszłam z sali.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i poszłam do higienistki, pani Stayson. Jest to kobieta po trzydziestce, która zawsze mi doradza. To do niej idę, jak nie chcę znów moimi problemami obarczać Ness. Chociaż i tak ona widziała te szopkę.
-O hej Laura-powiedziała z uśmiechem.
-Dzień dobry. Mogę?-spytałam.
-Tak. Co tym razem?-spytała.
-Dylan-odpowiedziałam naburmuszona.
-Co zrobił?-spytała siadając obok mnie.
-Okłamał mnie. Twierdził, że nie chodzi do szkoły, bo jest chory, ale nie był. Spotykał się z innymi. Potem zrobił mi przyjęcie na przeprosiny, ale zaprosił tam osobę, której nie lubię i twierdził, że muszę ją polubić. Ale nie zaprosił mojej przyjaciółki, bo stwierdził, że jej nie lubi i nie ma zamiaru. Czy to nie dziwne?
-Dziwne Lauro. Myślę, że ten związek jest trochę toksyczny. Dylan nie liczy się z twoim zdaniem i najwyraźniej nie szanuje cię. Jeżeli dasz mu szansę to będzie twoja decyzja, ale będziesz musiała się liczyć z tym, że być może on będzie jeszcze gorszy. Jeżeli mu nie dasz, to się nie przekonasz, czy w ogóle mu zależy. Powinnaś z nim szczerze porozmawiać.
-Ale ja nie chcę-westchnęłam.
-Rozmowa jest najlepszym wyjściem. Wyjaśnienie czego od siebie chcecie w związku. Być może on tego tak nie widzi, jak ty. A w ogóle chcesz mu wybaczyć?-spytała.
-Chyba nie. Mam po prostu dość. Chodzimy ze sobą już dwa miesiące, ale ja czuję, że to o wiele za długo.
-Nie wiem. Sama zdecyduj. Za dwie minuty dzwonek, więc idź na lekcje.
-Dziękuję za radę-powiedziałam po czym wyszłam.
Ale nadal nie wiedziałam czego chcę.
***
Następną lekcją była wychowawcza. mamy dwie takie lekcję w tygodniu. Po chwili ciekawość mnie nieźle zżerała.
Przesiadłam się na lekcji i zamiast z Dylanem usiadłam z Van. Po chwili do klasy weszła nasza pani.
-Zacznę od najważniejszego dla was. Nowy uczeń, którego tak wyczekujecie-no niech pani powie! Krzyczałam w duchu.
Ale kiedy tylko wszedł serce mi zamarło...
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
***
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...
Miałam tego wszystkiego dosyć. Wczoraj była sobota. Uwielbiałam sobotnie poranki. Ale wczorajszy dzień, który był sobotą, był okropny. Pierw wytwórnia, potem ten czarny gwiazdor, a teraz Dylan...
Czy jaj jestem konfliktowa?
Odkąd pamiętam, taka właśnie byłam. Zawsze. Wykłócałam się i wygrywałam. Taka ja. Ale od śmierci rodziców, zapomniałam, kim byłam. Pozwalałam siebie traktować jak śmiecia, dać sobą pomiatać, robić wszystko dla innych... Nie miałam własnego zdania.
Dlatego jedno zawdzięczam Dylanowi. To, że umiał mi przypomnieć, kim jestem. Tak naprawdę.
Nie jestem śmieciem. Nie jestem zabawką, którą można odłożyć lub wyrzucić, jak się znudzi.
Jestem człowiekiem i mam swoje prawa. I do tego dążę.
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana. Ale nie płakałam, o nie. Ness nie mogłaby usłyszeć mojego głosu, gdy płaczę.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
-A może to tylko przywiązanie?-czemu Van jest taka mądra?
-Nie wiem. Sama już nic nie wiem. Może dam mu jeszcze jedną szansę?-spytałam.
-Powinnaś zrobić, jak ty uważasz. W końcu, jeżeli mu wybaczysz to ty będziesz się z nim użerała, nie ja.
-Mam zamiar jutro z nim pogadać-dodałam.
-Która to wasza kłótnia?-spytała Ness.
-Pierwsza tak poważna. Pierwszy raz mnie okłamał, a ja na niego nakrzyczałam.
-Tak jak na tego gościa?-spytała rozbawiona.
-Tak. Tak jak na tego gościa-zaśmiałam się.
-Laur, mama i tata wrócili z pracy. Zadzwonię później.
-Okey. Pozdrów ich-dodałam z uśmiechem.
Ten dzień zapowiadał się na stracony. Nick nagrywał demo tego palanta, ja siedziałam w domu i miałam zamiar wcinać lody, oglądając nudne komedie romantyczne.
Dzień idealny... Tak... Wyczujcie ten sarkazm....
***
-No way! Nie gadaj!-krzyknęła Van. W radiu leciała spokojna muzyka, my zajadałyśmy, a raczej konsumowałyśmy, chipsy, batoniki, MMS'y oraz lody. I czemu jesteśmy szczupłe? Chociaż nie. To pytanie powinno brzmieć inaczej: Dlaczego ONA jest szczupła?
-No serio mówię!-zaśmiałam się.
-Jak ty mogłaś mu tak powiedzieć? A co na to ten szatyn?-spytała.
-Brunet albo smoła. To na bank nie szatyn. Ale odpowiadając na twoje pytanie: był mega wściekły. Ale przyszłaś ty-zaśmiałyśmy się.
-Ja działam cuda-odpowiedziała śmiejąc się.
-Może powinnam częściej z ciebie korzystać?-obie parsknęłyśmy śmiechem.
-Dobra Laur. Ja spadam do domu, bo tak się składa, że jest już ciemno. Pozdrów wujka-powiedziała po czym ubrała się i wyszła.
Ja za to sprzątnęłam ze stołu, włożyłam naczynia do zmywarki i poszłam do siebie.
Zdjęłam okulary, umyłam się i przebierając się w piżamę poszłam spać.
<Następny dzień>
-Laura no! Szybciej!-krzyczał mój wujek.
-Już! Okularów znaleźć nie mogę!-krzyczałam. Wujek miał mnie zawieźć do szkoły, ale co ja zrobię, że właśnie zapomniałam, gdzie są.
-Weź inne!
-Innych nie mam... Są!-krzyknęłam i zbiegłam na dół jak torpeda.
-Jadłaś śniadanie?-spytał.
-Zjem na stołówce-odparłam i szybko wsiadłam do auta.
***
-Kiedy on będzie?-spytałam.
-Podobno przychodzi po wuefie. A że wuef mamy pierwszy...
-Jak myślisz? Jak wygląda?-takimi pytaniami zasypywałam Vanessę.
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią i śmiechem jednocześnie.
-Ha. Ha. Ha-odpowiedziała sarkastycznie.
-Oj no weź!
-Ty i tak masz Dylana-wytkała mi język.
-Tsa-powiedziałam dość cicho. Siedziałam z Ness i liczyłam punkty, podczas gdy dziewczyny grały w siatkówkę. Ness ma zwolnienie z wuefu, a ja tak się spieszyłam, że zapomniałam stroju na zmianę.
-Co jest? Nie gadałaś z nim?-spytała.
-Nie. W tym problem. Może ja go zbyt surowo potraktowałam?
-Jest dziś w szkole. Pogadaj z nim-dodałam.
-Ale sama nie wiem. Ja chyba nie chcę mu wybaczyć...
-Laura!-ktoś krzyknął wchodząc na naszą połowę sali, oddzieloną kotarą.
-To Dylan-powiedziała Ness. Spojrzałam w jego kierunku. Patrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Postanowiłam do niego pójść.
-Poradzisz sobie?-spytałam.
-Nie wiesz? Nie potrafię liczyć punktów na tym-powiedziała z ironią pokazując na tabliczkę z punktami. Przewróciłam oczami i poszłam do Dylana.
-Co chcesz?-spytałam obojętnie.
-Przeprosić-powiedział skruszony.
-Po co?-spytałam.
-Laura, ja nie chcę, byśmy tak skończyli.
-Kto tak skończy to skończy. Ja sobie bez ciebie poradzę-dodałam.
-Ale mi na tobie zależy!-prawie krzyknął.
-Jak komuś na kimś zależy, to ma się na względzie dobro tej osoby-wysyczałam.
-To już nie mogę mieć koleżanek?
-Przecież nie o to mi chodzi! Ja nie jestem zazdrosna o jakieś cizie z naszej klasy, czy o to, że masz koleżanki. Chodzi mi o kłamstwa i o to, jak mnie traktujesz. I jeszcze wiesz, że ja i Nicky się nie lubimy, ale zaprosiłeś ją.
-Bo to moja koleżanka.
-Ale mojej przyjaciółki nie zaprosiłeś!-krzyknęłam.
-Bo jej nie lubię!
-Aha! Ty Vanki nie lubisz, więc jej nie zaprosiłeś, a ja nie lubię Nicky, ale to masz gdzieś, tak? Egoista!-krzyknęłam.
-Przestań! Może powinnaś polubić Nicky?
-A może ty Vankę?
-A jak nie chcę?
-To nie oczekuj tego samego ode mnie!-krzyknęłam i wyszłam z sali.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i poszłam do higienistki, pani Stayson. Jest to kobieta po trzydziestce, która zawsze mi doradza. To do niej idę, jak nie chcę znów moimi problemami obarczać Ness. Chociaż i tak ona widziała te szopkę.
-O hej Laura-powiedziała z uśmiechem.
-Dzień dobry. Mogę?-spytałam.
-Tak. Co tym razem?-spytała.
-Dylan-odpowiedziałam naburmuszona.
-Co zrobił?-spytała siadając obok mnie.
-Okłamał mnie. Twierdził, że nie chodzi do szkoły, bo jest chory, ale nie był. Spotykał się z innymi. Potem zrobił mi przyjęcie na przeprosiny, ale zaprosił tam osobę, której nie lubię i twierdził, że muszę ją polubić. Ale nie zaprosił mojej przyjaciółki, bo stwierdził, że jej nie lubi i nie ma zamiaru. Czy to nie dziwne?
-Dziwne Lauro. Myślę, że ten związek jest trochę toksyczny. Dylan nie liczy się z twoim zdaniem i najwyraźniej nie szanuje cię. Jeżeli dasz mu szansę to będzie twoja decyzja, ale będziesz musiała się liczyć z tym, że być może on będzie jeszcze gorszy. Jeżeli mu nie dasz, to się nie przekonasz, czy w ogóle mu zależy. Powinnaś z nim szczerze porozmawiać.
-Ale ja nie chcę-westchnęłam.
-Rozmowa jest najlepszym wyjściem. Wyjaśnienie czego od siebie chcecie w związku. Być może on tego tak nie widzi, jak ty. A w ogóle chcesz mu wybaczyć?-spytała.
-Chyba nie. Mam po prostu dość. Chodzimy ze sobą już dwa miesiące, ale ja czuję, że to o wiele za długo.
-Nie wiem. Sama zdecyduj. Za dwie minuty dzwonek, więc idź na lekcje.
-Dziękuję za radę-powiedziałam po czym wyszłam.
Ale nadal nie wiedziałam czego chcę.
***
Następną lekcją była wychowawcza. mamy dwie takie lekcję w tygodniu. Po chwili ciekawość mnie nieźle zżerała.
Przesiadłam się na lekcji i zamiast z Dylanem usiadłam z Van. Po chwili do klasy weszła nasza pani.
-Zacznę od najważniejszego dla was. Nowy uczeń, którego tak wyczekujecie-no niech pani powie! Krzyczałam w duchu.
Ale kiedy tylko wszedł serce mi zamarło...
***
Nowy :)
Komentujcie kochani!
Mały zwiastun:
***
-Skąd go znasz?-oho. Jaka zazdrość i furia na jego twarzy.***
-A co? Nie mogę mieć kolegów?-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie! Nie możesz!
-Ale ty możesz kolegować się z dziewczynami?!
-Tak! Ja mogę! Zabraniam ci z nim rozmawiać! Nikt nie będzie rozmawiał z moją dziewczyną!-krzyknął, aż ludzie wokoło się zebrali.
***
-Nie miałem zamiaru cię rozzłościć. Nawet nie wiedziałem, że jesteś jej chłopakiem, a ona mnie nie interesuje. Ale z drugiej strony trochę jej współczuje. Pewnie jest taka dziwna, bo chodzi z kimś takim, jak ty-powiedział i odszedł.
Zrobiło mi się przykro. Mimo, że nie lubię tego gościa, to określenie mnie mianem ,,dziwnej" zabolało. I to bardzo.
-Zadowolony?-powiedziałam wściekła po czym pobiegłam do domu. A raczej uciekłam z lekcji.
Najgorszy dzień mojego życia? Dzień śmierci rodziców, albo ten, albo wczorajszy, albo sobotni... Albo dzień moich narodzin...
sobota, 28 listopada 2015
Rozdział 4 ,,Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia"
-Vanka no?! To ten koleś. On nawet ładny nie jest. Co dopiero przystojny-odparłam.
-Aj przesadzasz. Idziemy?
-Nie. Dopiero jak on pójdzie.
No i tak czekałyśmy jakieś 6-7 minut, aż gościu sobie pójdzie. ,,Co za szczyl" - pomyślałam.
Wreszcie pojechał. Oczywiście limuzyną. Gościu zapewne jest nadziany. A co jak zleci prasę, by o mnie pisali?
-Możemy już iść?-spytała zniecierpliwiona Vanessa.
-Tak. Chodź-odparłam.
Szłyśmy szerokimi korytarzami wytwórni Nicka. Potem jazda windą i znów korytarze. Po chwili znalazłyśmy się przed gabinetem Nicka.
-O, hej Laura-powiedział jak tylko weszłyśmy-Witaj Ness.
-Cześć Nick-jakoś tak wyszło, że ona zwraca się do niego po imieniu.
-Przyszłam z piosenkę-odparłam.
-Laura? A możemy to przełożyć? Nie mam czasu aż do następnego tygodnia.
Przyznam, że zrobiło mi się przykro, jak tak powiedział. Ale co tam. Życie przecież jest krótkie, więc muszę je wykorzystać. Już niedługo.
-Jasne. Na za tydzień?-spytałam.
-Na za dwa. A mogę cię o coś poprosić?-spytał. Podeszłyśmy z Ness bliżej biurka.
-O co chodzi?-spytałam.
-Podoba ci się?-pokazał mi przykładowy szablon płytowy. Był czarno biały drugi zaś kolorowy.
-Który lepszy?
-Moim zdaniem oba są ładne, ale czarno biały ma coś takiego w sobie, że zachęca do kupna. Przyciąga wzrok i nie jest taki tęczowy. A ten wygląda jak jakiś oryginał, który trudno dostać-dokończyłam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odparł.
-A kogoś promujecie?-spytała Vanka.
-Tak. Tego ,,gościa" którego Laurencja oblała kawą-zaśmiał się.
-Co?!-krzyknęłam poirytowana. Wybrałam ten ładny szablon na okładkę dla tego czegoś?
-Cieszę się, że mi pomogłaś Lauro-zaśmiał się wujek.
-Wybierz te kolorowe! Wybierz te kolorowe!-krzyczałam na Nicka.
-Po kolorowych chce się rzygać tęczą-dodał Nick.
-On zapewne sra skittelsami, więc będzie miał komplet-powiedziałam obrażona.
-Kochana... No przykro mi. No ale co zrobisz?
Skierowałam się do wyjścia. Sama. Miałam dość. Mój ulubiony dzień. Piątek. I w dodatku zepsuty.
,,Postaraj się go polubić" - takiej treści dostałam sms-a od Vanki.
,,Po co?" - taka była moja odpowiedź.
,,Może wtedy on cię polubi" - dla niej odpowiedzi się takie proste.
,,Ja nie jestem piątek. Mnie nie muszą wszyscy lubić" - ale zapomniała, że ze mną nie wygra. Skierowałam się ostatecznie do wyjścia. Po chwili jednak wyciągnęłam telefon. Pomyślałam, że warto zadzwonić do Dylana.
-Cześć-powiedziałam, gdy za piątym sygnałem chłopak odebrał.
-Witaj Ekhu Ekhu Laura-nie ma to jak udawać kaszel.
-Miło, że pamiętasz jeszcze moje imię-sama nie wiem, co mnie wkurzyło. To, że mnie oszukiwał czy to, że wybrałam tej małpie super szablon.
-Co ci?
-A jak myślisz?-coraz bardziej mnie irytował. Pierwszy raz w życiu.
-Możesz jaśniej? Nie potrafię się domyślić.
-Możesz mi powiedzieć, co robiłeś z Amandą? Nie udawaj, że nie wiesz kim jest Amanda. Widziałam cię-okey. Powiedziałam prawie prawdę. Tu prawie nie robi zbyt dużej różnicy.
-Tylko z nią gadałem.
-Zajadając lody, a mnie kłamiesz, że chory jesteś!-krzyknęłam oburzona.
-Laura, przestań. Zadzwoń może jak się uspokoisz, co?-spytał.
-Nie decyduj mi, co mam robić! Może w ogóle nie zadzwonię!-krzyknęłam.
-Laura no! Ja cię kocham, wiesz o tym-te słowa podziałały na mnie jak balsam. Od razu się uspokoiłam.
-No wiem. Ja ciebie też.
-Ale mimo to, nie wierzysz mi?
-Sama nie wiem. Chyba nie chcę ci wybaczyć-zawsze szczera. Poznajcie moją cechę!
-A co będzie z nami dalej?-spytał.
-A co ja? Wróżka?-spytałam zaskoczona jego pytaniem.
-Laura no...
-No co Laura. Dylan proszę cię. Mam zły dzień, jeszcze ty mi go psujesz tym, że mnie kłamiesz. Nie jesteś chory. Nie wiem czemu nie mówisz mi prawdy, ale mam wrażenie, że ja już nie jestem dla ciebie taka ważna.
-Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejsza-kolejne kłamstwo? Zapewne. Ale zakochani nie widzą nic.
-Jeżeli mnie zranisz to nie wiem, co ci zrobię.
-Nie zranię cię. Bo nie rani się osób, które się kocha-dodał.
Wtedy mu nie wierzyłam. I żałowałam. Bo w poniedziałek dopiero okazało się, że to ja nie miałam racji.
-Pa-odpowiedziałam.
-Pa-usłyszałam tylko jak się rozłączył. Ja jednak miałam dziwne przeczucie. Jak by coś się miało zaraz stać.
Ale może to tylko przeczucie?
Schowałam telefon do kieszeni. Nie chciał się zmieścić, więc spojrzałam na kieszeń i starałam się go upchać. I wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
-Ja chyba śnię...-odparłam, kiedy ktoś, kto właśnie mnie staranował powiedział ,,sorry" i wyciągnął ku mnie rękę. Jak się okazało był to ten sam pacan z wytwórni. Wciągnął więc szybko rękę, jak tylko mnie rozpoznał. Ja przynajmniej rozpoznałam. Jego włosy są czarne jak smoła, nie da rady zapomnieć tego czegoś. Na szczęście pół twarzy zakrywały okulary przeciwsłoneczne, więc tej smoły (znam jego imię, ale fajnie sypać przezwiskami) trudno nie zauważyć. Przynajmniej na twarz patrzeć nie muszę...
-Mi to mówisz?-spytał. nagle jego wyraz twarzy był... zły?
Chłopak był w ubraniu sportowym, co jedynie może oznaczać, że poszedł pobiegać. Jak tylko chciałam spojrzeć mu na twarz, to akurat słońce raziło mnie w oczy.
-Odwet, tak?-spytałam zaciskając pięści i wstając na równe nogi.
-Nie wiedziałem, że na ciebie wpadnę.
-Ty żeś mnie staranował!
-A ty mnie poparzyłaś!
-To było wcześniej!
-Ale staranowałeś mnie teraz! Czas określony, teraźniejszy! A tamto BYŁO!
-Więc o tamtym zapominamy, a wyszczególniamy to?
-Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak egoistycznego!-musiało to dziwnie wyglądać. Ja i on w parku. Drzemy się na siebie... Ludzie się gapią...
-Laura!-ktoś za mną krzyknął.
-A więc ty to Laura, tak?-spytał.
-Jak żeś na to wpadł?-spytałam z ironią udając zaskoczenie. Przymrużył oczy.
-Laura, no!-po chwili koło mnie była Ness.
-Ja spadam. Lepiej nie zatruwaj innym powietrza, wieśniaczko.
Powiedział po czym odbiegł.
-Czy ty właśnie się zaczęłaś z nim kłócić?
-A nie widać?-spytałam z sarkazmem.
-Laur... No błagam cię. To nie w twoim stylu. Co jest?
-Może zmieniłam styl?
-Rozmawiałaś z Dylanem?-bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
-Tak. Mówił, że mnie kocha i nigdy nie zrani.
-I co? Wierzysz mu?
-Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Ness. Jestem jakby dziecko we mgle, któremu każdy pokazuje kierunek. Ale każdy daje mu inny kierunek i nie potrafię wybrać, co jest prawdą.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?-spytała.
Znała mnie na wylot. Kilka tajemnic w mojej głowie nadal nie wyszło na jaw. I ja chciałam, by tak zostało.
-Nie-skłamałam. Jak ja chciałam to komuś powiedzieć! Ale jak?
-Na pewno?-oczywiście, że nie. Ale co ja mam zrobić.
-Tak Ness. Im mniej wiesz, tym lepiej-odparłam idąc do domu.
Łzy napłynęły mi do oczu na samo wspomnienie tych tajemnic, które głęboko siedziały w mojej głowie. Jednak kilkanaście mrugnięć okiem i łzy wpadły do kanalików. Tak było zawsze.
Nigdy nie płakać w miejscu publicznym.
Nie okazywać swojej słabości.
Nie dać się ludziom...
Nie dać się zranić...
Kochać ponad wszystko...
Takie moje małe prawa, które zmieniałam od czasu do czasu. Ale niektóre z nich były zasadami. Prawa się zmieniają, zasady - nie.
Jak płakałam w domu, a Ness mówiła, że zaraz wychodzimy wystarczył mi dobry makijaż i nałożenie ,,maski" z uśmiechem i nikt o niczym nie wiedział. I to uwielbiałam najbardziej.
<Następny dzień>
Tak! Sobota! Dzień wolny od przygód! I od szkoły, która też jest przygodą!
Ale mimo to, nadal czułam, że ciekawość mnie zżera od środka. Byłam ciekawa nie tyle, co do mojego chłopaka, jak do nowego ucznia.
Jak ja bardzo chciałam nową przyjaciółkę!
Nie że Van mi się znudziła. Po prostu chciałam więcej przyjaciół...
Ale jak ja potem żałowałam tych myśli... Oj, jak bardzo.
Po chwili ktoś do mnie zadzwonił.
-Halo?-spytałam. Byłam już ubrana. Po śniadaniu i przyszykowana całkowicie. Poza tym była dwunasta...
-Cześć Laura-od razu rozpoznałam ten głos.
-Co chcesz?-spytałam nalewając sobie do kubka wody.
-Możemy się spotkać?-spytał.
-Że teraz?
-Że teraz-powtórzył po mnie.
-W jakim celu?
-W celu... Nie będę ci mówił. Spotkajmy się na Wall Street i tyle, okey?
-Przy fontannie?-spytałam.
-Tak. To pa-odparł.
Jak byłam ubrana? W dzwony - popularne jeansy jakieś... cztery lata temu. I sweterek. Chociaż upał był niezły...
Była to moja ,,obrona". Miałam full kasy, ale z niej nie korzystałam. Może czas to zmienić?
Wzięłam klucze, dopiłam wodę, szklankę zostawiłam na blacie, w razie, gdyby znów zachciało mi się pić i wyszłam, zamykając drzwi na klucz.
Nicka znów nie było, więc raz dwa dotarłam na Wall Street. Po chwili zobaczyłam Dylana.
-Hej-to było moje jedyne przywitanie, ku jego zaskoczeniu.
-To dla ciebie-powiedział podając mi bukiet róż. Choć nie lubię prezentów.
-Po co chciałeś się spotkać?-spytałam. Miałam też kolejną zasadę, którą on znał: ,,Z chłopakami spotykam się tylko w miejscach publicznych". No chyba, że chłopak jest moim narzeczonym bądź mężem.
-Chodź-powiedział pokazując mi jakiś zakątek.
Było tam większość uczniów z naszej klasy. W tym Nicky... I Amanda, choć ta nie była z naszej klasy.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?-spytałam.
-To dla ciebie. Chciałem, byś poszła z nami do kina. Wtedy z Amandą planowaliśmy spotkanie integracyjne...
-Na które zaprosiłeś Nicky-odpowiedziałam zaciskając zęby i przerywając mu jednocześnie.
-Bo też jest z naszej klasy.
-Ale Van tu nie ma-odparłam.
-Lauro... Nie ułatwiasz.
-Może ja ci w ogóle życie zatruwam i utrudniam, co?-spytałam.
-Przestań tak mówić.
-To ty przestań! Oskarżasz mnie, o to, że utrudniam ci przeprosiny. Nie musiałbyś mnie przepraszać, jakbyś mnie nie okłamał. Poza tym, zaprosiłeś Nicky, wiedząc, że jej nie lubię. Skoro tak bardzo chcesz jej się przypodobać, to może ją na randkę zaproś!-wybuchłam.
-A może tak zrobię!-on też krzyknął. Nagle uspokoiłam się, a on zdał sobie sprawę, z tego, co powiedział.
-Laura, to nie tak...
-To idź do niej-syknęłam i rzuciłam mu w twarz różami tak, aby trafił na jak najwięcej kolców, po tym mimo, że mnie wołał po prostu uciekłam.
Kolejna tajemnica tylko dla mnie. Mógł się powstrzymać i tego nie mówić. Nie mówię, że jestem winna. Ale im mniej by mi powiedział, a nawet gdyby to była prawda, to ja jej nie chciałam znać...
-Aj przesadzasz. Idziemy?
-Nie. Dopiero jak on pójdzie.
No i tak czekałyśmy jakieś 6-7 minut, aż gościu sobie pójdzie. ,,Co za szczyl" - pomyślałam.
Wreszcie pojechał. Oczywiście limuzyną. Gościu zapewne jest nadziany. A co jak zleci prasę, by o mnie pisali?
-Możemy już iść?-spytała zniecierpliwiona Vanessa.
-Tak. Chodź-odparłam.
Szłyśmy szerokimi korytarzami wytwórni Nicka. Potem jazda windą i znów korytarze. Po chwili znalazłyśmy się przed gabinetem Nicka.
-O, hej Laura-powiedział jak tylko weszłyśmy-Witaj Ness.
-Cześć Nick-jakoś tak wyszło, że ona zwraca się do niego po imieniu.
-Przyszłam z piosenkę-odparłam.
-Laura? A możemy to przełożyć? Nie mam czasu aż do następnego tygodnia.
Przyznam, że zrobiło mi się przykro, jak tak powiedział. Ale co tam. Życie przecież jest krótkie, więc muszę je wykorzystać. Już niedługo.
-Jasne. Na za tydzień?-spytałam.
-Na za dwa. A mogę cię o coś poprosić?-spytał. Podeszłyśmy z Ness bliżej biurka.
-O co chodzi?-spytałam.
-Podoba ci się?-pokazał mi przykładowy szablon płytowy. Był czarno biały drugi zaś kolorowy.
-Który lepszy?
-Moim zdaniem oba są ładne, ale czarno biały ma coś takiego w sobie, że zachęca do kupna. Przyciąga wzrok i nie jest taki tęczowy. A ten wygląda jak jakiś oryginał, który trudno dostać-dokończyłam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odparł.
-A kogoś promujecie?-spytała Vanka.
-Tak. Tego ,,gościa" którego Laurencja oblała kawą-zaśmiał się.
-Co?!-krzyknęłam poirytowana. Wybrałam ten ładny szablon na okładkę dla tego czegoś?
-Cieszę się, że mi pomogłaś Lauro-zaśmiał się wujek.
-Wybierz te kolorowe! Wybierz te kolorowe!-krzyczałam na Nicka.
-Po kolorowych chce się rzygać tęczą-dodał Nick.
-On zapewne sra skittelsami, więc będzie miał komplet-powiedziałam obrażona.
-Kochana... No przykro mi. No ale co zrobisz?
Skierowałam się do wyjścia. Sama. Miałam dość. Mój ulubiony dzień. Piątek. I w dodatku zepsuty.
,,Postaraj się go polubić" - takiej treści dostałam sms-a od Vanki.
,,Po co?" - taka była moja odpowiedź.
,,Może wtedy on cię polubi" - dla niej odpowiedzi się takie proste.
,,Ja nie jestem piątek. Mnie nie muszą wszyscy lubić" - ale zapomniała, że ze mną nie wygra. Skierowałam się ostatecznie do wyjścia. Po chwili jednak wyciągnęłam telefon. Pomyślałam, że warto zadzwonić do Dylana.
-Cześć-powiedziałam, gdy za piątym sygnałem chłopak odebrał.
-Witaj Ekhu Ekhu Laura-nie ma to jak udawać kaszel.
-Miło, że pamiętasz jeszcze moje imię-sama nie wiem, co mnie wkurzyło. To, że mnie oszukiwał czy to, że wybrałam tej małpie super szablon.
-Co ci?
-A jak myślisz?-coraz bardziej mnie irytował. Pierwszy raz w życiu.
-Możesz jaśniej? Nie potrafię się domyślić.
-Możesz mi powiedzieć, co robiłeś z Amandą? Nie udawaj, że nie wiesz kim jest Amanda. Widziałam cię-okey. Powiedziałam prawie prawdę. Tu prawie nie robi zbyt dużej różnicy.
-Tylko z nią gadałem.
-Zajadając lody, a mnie kłamiesz, że chory jesteś!-krzyknęłam oburzona.
-Laura, przestań. Zadzwoń może jak się uspokoisz, co?-spytał.
-Nie decyduj mi, co mam robić! Może w ogóle nie zadzwonię!-krzyknęłam.
-Laura no! Ja cię kocham, wiesz o tym-te słowa podziałały na mnie jak balsam. Od razu się uspokoiłam.
-No wiem. Ja ciebie też.
-Ale mimo to, nie wierzysz mi?
-Sama nie wiem. Chyba nie chcę ci wybaczyć-zawsze szczera. Poznajcie moją cechę!
-A co będzie z nami dalej?-spytał.
-A co ja? Wróżka?-spytałam zaskoczona jego pytaniem.
-Laura no...
-No co Laura. Dylan proszę cię. Mam zły dzień, jeszcze ty mi go psujesz tym, że mnie kłamiesz. Nie jesteś chory. Nie wiem czemu nie mówisz mi prawdy, ale mam wrażenie, że ja już nie jestem dla ciebie taka ważna.
-Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejsza-kolejne kłamstwo? Zapewne. Ale zakochani nie widzą nic.
-Jeżeli mnie zranisz to nie wiem, co ci zrobię.
-Nie zranię cię. Bo nie rani się osób, które się kocha-dodał.
Wtedy mu nie wierzyłam. I żałowałam. Bo w poniedziałek dopiero okazało się, że to ja nie miałam racji.
-Pa-odpowiedziałam.
-Pa-usłyszałam tylko jak się rozłączył. Ja jednak miałam dziwne przeczucie. Jak by coś się miało zaraz stać.
Ale może to tylko przeczucie?
Schowałam telefon do kieszeni. Nie chciał się zmieścić, więc spojrzałam na kieszeń i starałam się go upchać. I wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
-Ja chyba śnię...-odparłam, kiedy ktoś, kto właśnie mnie staranował powiedział ,,sorry" i wyciągnął ku mnie rękę. Jak się okazało był to ten sam pacan z wytwórni. Wciągnął więc szybko rękę, jak tylko mnie rozpoznał. Ja przynajmniej rozpoznałam. Jego włosy są czarne jak smoła, nie da rady zapomnieć tego czegoś. Na szczęście pół twarzy zakrywały okulary przeciwsłoneczne, więc tej smoły (znam jego imię, ale fajnie sypać przezwiskami) trudno nie zauważyć. Przynajmniej na twarz patrzeć nie muszę...
-Mi to mówisz?-spytał. nagle jego wyraz twarzy był... zły?
Chłopak był w ubraniu sportowym, co jedynie może oznaczać, że poszedł pobiegać. Jak tylko chciałam spojrzeć mu na twarz, to akurat słońce raziło mnie w oczy.
-Odwet, tak?-spytałam zaciskając pięści i wstając na równe nogi.
-Nie wiedziałem, że na ciebie wpadnę.
-Ty żeś mnie staranował!
-A ty mnie poparzyłaś!
-To było wcześniej!
-Ale staranowałeś mnie teraz! Czas określony, teraźniejszy! A tamto BYŁO!
-Więc o tamtym zapominamy, a wyszczególniamy to?
-Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak egoistycznego!-musiało to dziwnie wyglądać. Ja i on w parku. Drzemy się na siebie... Ludzie się gapią...
-Laura!-ktoś za mną krzyknął.
-A więc ty to Laura, tak?-spytał.
-Jak żeś na to wpadł?-spytałam z ironią udając zaskoczenie. Przymrużył oczy.
-Laura, no!-po chwili koło mnie była Ness.
-Ja spadam. Lepiej nie zatruwaj innym powietrza, wieśniaczko.
Powiedział po czym odbiegł.
-Czy ty właśnie się zaczęłaś z nim kłócić?
-A nie widać?-spytałam z sarkazmem.
-Laur... No błagam cię. To nie w twoim stylu. Co jest?
-Może zmieniłam styl?
-Rozmawiałaś z Dylanem?-bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
-Tak. Mówił, że mnie kocha i nigdy nie zrani.
-I co? Wierzysz mu?
-Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Ness. Jestem jakby dziecko we mgle, któremu każdy pokazuje kierunek. Ale każdy daje mu inny kierunek i nie potrafię wybrać, co jest prawdą.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?-spytała.
Znała mnie na wylot. Kilka tajemnic w mojej głowie nadal nie wyszło na jaw. I ja chciałam, by tak zostało.
-Nie-skłamałam. Jak ja chciałam to komuś powiedzieć! Ale jak?
-Na pewno?-oczywiście, że nie. Ale co ja mam zrobić.
-Tak Ness. Im mniej wiesz, tym lepiej-odparłam idąc do domu.
Łzy napłynęły mi do oczu na samo wspomnienie tych tajemnic, które głęboko siedziały w mojej głowie. Jednak kilkanaście mrugnięć okiem i łzy wpadły do kanalików. Tak było zawsze.
Nigdy nie płakać w miejscu publicznym.
Nie okazywać swojej słabości.
Nie dać się ludziom...
Nie dać się zranić...
Kochać ponad wszystko...
Takie moje małe prawa, które zmieniałam od czasu do czasu. Ale niektóre z nich były zasadami. Prawa się zmieniają, zasady - nie.
Jak płakałam w domu, a Ness mówiła, że zaraz wychodzimy wystarczył mi dobry makijaż i nałożenie ,,maski" z uśmiechem i nikt o niczym nie wiedział. I to uwielbiałam najbardziej.
<Następny dzień>
Tak! Sobota! Dzień wolny od przygód! I od szkoły, która też jest przygodą!
Ale mimo to, nadal czułam, że ciekawość mnie zżera od środka. Byłam ciekawa nie tyle, co do mojego chłopaka, jak do nowego ucznia.
Jak ja bardzo chciałam nową przyjaciółkę!
Nie że Van mi się znudziła. Po prostu chciałam więcej przyjaciół...
Ale jak ja potem żałowałam tych myśli... Oj, jak bardzo.
Po chwili ktoś do mnie zadzwonił.
-Halo?-spytałam. Byłam już ubrana. Po śniadaniu i przyszykowana całkowicie. Poza tym była dwunasta...
-Cześć Laura-od razu rozpoznałam ten głos.
-Co chcesz?-spytałam nalewając sobie do kubka wody.
-Możemy się spotkać?-spytał.
-Że teraz?
-Że teraz-powtórzył po mnie.
-W jakim celu?
-W celu... Nie będę ci mówił. Spotkajmy się na Wall Street i tyle, okey?
-Przy fontannie?-spytałam.
-Tak. To pa-odparł.
Jak byłam ubrana? W dzwony - popularne jeansy jakieś... cztery lata temu. I sweterek. Chociaż upał był niezły...
Była to moja ,,obrona". Miałam full kasy, ale z niej nie korzystałam. Może czas to zmienić?
Wzięłam klucze, dopiłam wodę, szklankę zostawiłam na blacie, w razie, gdyby znów zachciało mi się pić i wyszłam, zamykając drzwi na klucz.
Nicka znów nie było, więc raz dwa dotarłam na Wall Street. Po chwili zobaczyłam Dylana.
-Hej-to było moje jedyne przywitanie, ku jego zaskoczeniu.
-To dla ciebie-powiedział podając mi bukiet róż. Choć nie lubię prezentów.
-Po co chciałeś się spotkać?-spytałam. Miałam też kolejną zasadę, którą on znał: ,,Z chłopakami spotykam się tylko w miejscach publicznych". No chyba, że chłopak jest moim narzeczonym bądź mężem.
-Chodź-powiedział pokazując mi jakiś zakątek.
Było tam większość uczniów z naszej klasy. W tym Nicky... I Amanda, choć ta nie była z naszej klasy.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?-spytałam.
-To dla ciebie. Chciałem, byś poszła z nami do kina. Wtedy z Amandą planowaliśmy spotkanie integracyjne...
-Na które zaprosiłeś Nicky-odpowiedziałam zaciskając zęby i przerywając mu jednocześnie.
-Bo też jest z naszej klasy.
-Ale Van tu nie ma-odparłam.
-Lauro... Nie ułatwiasz.
-Może ja ci w ogóle życie zatruwam i utrudniam, co?-spytałam.
-Przestań tak mówić.
-To ty przestań! Oskarżasz mnie, o to, że utrudniam ci przeprosiny. Nie musiałbyś mnie przepraszać, jakbyś mnie nie okłamał. Poza tym, zaprosiłeś Nicky, wiedząc, że jej nie lubię. Skoro tak bardzo chcesz jej się przypodobać, to może ją na randkę zaproś!-wybuchłam.
-A może tak zrobię!-on też krzyknął. Nagle uspokoiłam się, a on zdał sobie sprawę, z tego, co powiedział.
-Laura, to nie tak...
-To idź do niej-syknęłam i rzuciłam mu w twarz różami tak, aby trafił na jak najwięcej kolców, po tym mimo, że mnie wołał po prostu uciekłam.
Kolejna tajemnica tylko dla mnie. Mógł się powstrzymać i tego nie mówić. Nie mówię, że jestem winna. Ale im mniej by mi powiedział, a nawet gdyby to była prawda, to ja jej nie chciałam znać...
***
Witojcie! Dziękuję za 15 komów pod rozdziałem 3 ;) postanowiłam zrobić tak: rozdziały będą tym szybciej im więcej komów ;) komentujcie!
Mały zwiastun:
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
***
-Jak myślisz? Jak wygląda?
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią.
***
-(...) a ty chcesz mu wybaczyć?
-Chyba nie. Mam po Prostu dość.
Także do napisania!
-I co ja mam zrobić?-spytałam załamana.
-Mówiłam Laur, że to głupek.
-Tak, wiem. Ale ja go chyba kocham...
***
-Jak myślisz? Jak wygląda?
-Myślę... Myślę...
-A to mi nowość-powiedziałam z ironią.
***
-(...) a ty chcesz mu wybaczyć?
-Chyba nie. Mam po Prostu dość.
Także do napisania!
sobota, 14 listopada 2015
Rozdział 3 ,,Poczucie humoru jest dobrym sposobem, na ukrywanie bólu"
Wróciłam do domu. Zamówiłam na wstępie pizzę, bo nie chciało mi się gotować. Zresztą wujek i tak musi zrobić zakupy. Spojrzałam na zegar. ,,Jest już piętnasta czterdzieści siedem". W moich oczach zebrały się łzy. To wszystko działo się tak szybko...
Każda opowieść czymś się kończy. Opowieść dwojga ludzi, których znałam skończyła się minutę przed szesnastą. Bo to właśnie wtedy nastąpiła katastrofa.
Podobno wypadkiem ludzi można nazwać, kiedy zginie do 6 osób. Tu zginęło dwoje mi znanych i czterdzieści siedem innych, ważnych dla jakiś ludzi. Być może gdzieś na świecie też znajduję się Laura, która straciła swoich bliskich i cierpi tak samo jak ja. Ale nie daje po sobie tego poznać. Jest silna. I tak jak ja nigdy nie płacze publicznie. To uwłaszcza godności. Pokazuje słabość i bezsilność.
-Halo?-podniosłam słuchawkę dzwoniącego telefonu.
-Jesteś na chacie?-skąd ja znam ten głos? Pewnie stąd, że słucham go codziennie.
-A co? Chcesz wpaść?
-Tak. Mam dla ciebie ważne info-dokończyła.
-A o kim?-spytałam nalewając sobie soku do szklanki.
-O twoim kochasiu-dodała po chwili. Aż sok upuściłam.
-No way...-powiedziałam do siebie.
-Coś się stało?
-Tak. Wylałam sok na podłodze. Nessi, przyjedź za chwilkę, okey? Ja też mam dla ciebie newsa.
-Dobra spoko. Do zobaczenia!-rozłączyła się. A ja musiałam iść po jakąś ścierkę, by to wytrzeć.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Vanka! Mówiłam, że masz przyjechać później!-krzyknęłam zanim doszłam do drzwi. Byłam pewna, że osoba za drzwiami mnie słyszała. Otworzyłam z impetem drzwi i pożałowałam swoich słów.
-To pani zamawiała pizzę?-spytał jakiś młody, przystojny brunet. Dostawca pizzy, no super...
-Tak. To ja-zaśmiałam się nerwowo.
-Sześć dolarów-powiedział podając mi pudełko z zawartością. Rzuciłam mu sztuczny, zażenowany uśmiech i cała czerwona, podając mu kasę, zamknęłam drzwi.
-Czemu to ja mam takiego pecha?-spytałam sama siebie, opierając się o drzwi.
Zastanawiałam się w tamtym momencie, jak dokładnie wyglądał chłopak, który został przeze mnie poparzony. A raczej chłopak, który zmarnował moją kawę.
Nie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Nawet nie pamiętam, jaki kolor włosów miał. Jedyne, na co zwróciłam uwagę, to jego oczy. Takie podobne do Dylana...
-Witam i o zdrowie pytam!-zaśmiała się Vanka. Czemu ja się nie domyśliłam, że ta włazi do mieszkania bez pukania?
-Vanka! Przez ciebie się ze wstydu prawie spaliłam.
-A co było?-spytała.
-Tuż przed tobą, ktoś pukał do drzwi. Zaczęłam się wydzierać, tak jakby do ciebie, a to gościu od pizzy-moja kuzynka skomentowała to śmiechem i krzykiem:
-Zamówiłaś pizzę?! Jaką?
-Z serem, szynką i pieczarkami-dodałam przewracając oczami. Oczywiście, Ness poszła od razu skonsumować posiłek. A jakże by inaczej...
-No mów o tym newsie-dodałam.
Pokazała mi palcem do góry, przełknęła kawałek i powiedziała:
-Ty zacznij, bo ja jem.
-No to słuchaj-zaczęłam-Idę do wujka, do wytwórni, a tam jakiś koleś!
-Ładny?-spytała.
-Ness! Nie przerywaj. No więc ja szłam sobie z kawą, a ten koleś zaczął się drzeć. Patrze w górę, a ten koszulkę ma mokrą..-znów nie dokończyłam.
-Oblałaś obcego kawą?
-Ness! Tak. Oblałam go, a ten nazwał mnie cizią! Rozumiesz? A potem okazało się, że to nowy w wytwórni. Jakiś gwiazdor-dokończyłam.
-Osz! Z twoim szczęściem daleko nie zajdziesz. Współczuję. A co na to wujek?-spytała.
-No zły był i kazał mi go przeprosić.
-A ty zapewne stwierdziłaś, że to jego wina, on ci zmarnował kawę, ale i tak musiałaś go przeprosić, więc byłaś mega złośliwa-nikt nie zna mnie tak dobrze, jak ona.
-Bez przesady. Powiedziałam mu, żeby zmienił garderobę, bo koszulkę miał obleśną, więc przepraszam go za to, że mu ją zniszczyłam. Ale on powinien mi podziękować!-powiedziałam udając obrażoną.
-Oj Laur, Laur... Niedobra dziewczynka-zaśmiała się popijając sokiem.
-A ty? Powiedz mi tę wiadomość, bo ciekawa jestem.
-Uważaj, bo jak ci powiem, to padniesz.
-Ciekawe, co mi takiego powiesz-mruknęłam.
-Twój kochaś wcale nie jest chory!
-A skąd ty to wiesz?-spytałam.
-Bo go widziałam. I to nie z byle kim! Pamiętasz Amandę?
-Amandę Drew? Tę czarną z klasy obok?-spytałam.
-Tak. Dokładnie! Był z Amandą w parku!
-Może ci się przewidziało?-powiedziałam. Choć mało pewna byłam. Van nigdy nic się nie przewiduje.
-No mówię, że pewna byłam! A w dodatku, byli na lodach!
-Może to zwykłe spotkanie?-tak było zawsze. Byłam ślepa co do kwestii Dylana.
-Laur przestań żyć złudzeniami! Może powinnaś wreszcie zmienić chłopaka? Tyle osób teraz by cię chciało. Jesteś ładna i inteligentna. Poza tym chodziłaś z Dylanem!
-Chodzę z Dylanem-poprawiłam ją-Ale nie jestem ładna i inteligentna.
-Wmawiaj sobie. Dobra, ja i tak tu nic nie wskóram. Sama będziesz musiała się przekonać o tym, jaki on jest naprawdę. Ale zanim to nastąpi, to jaki film oglądamy?-spytała.
Zaśmiałam się szczerze.
-Jakiś na pewno.
<Następny dzień>
Piątek. Ostatni dzień w tym tygodniu, w którym idziemy do szkoły.
Jak zwykle ja i Ness byłyśmy razem na lekcjach. Coraz trudniej jest się skupić na zajęciach, jak w czwartek dojdzie do ciebie info, że w poniedziałek mamy nowego ucznia.
-Marano? Możesz powtórzyć, to co właśnie powiedziałem?-Nicolas nie dawał mi spokoju. Pan od matmy.
-Przepraszam, ale nie jestem pewna, co do tego, o czym pan mówił.
-Nie rozumiem-dodał zdziwiony. Van spojrzała na mnie i krzyknęła przez szept:
-Co ty robisz?!
-No bo jeżeli nie jestem pewna co do tego stwierdzenia i tego, że to prawda, to chyba raczej powinien to pan mi udowodnić lub po prostu dać mi spokój, bym się tego nie uczyła, prawda?-spytałam. Nauczyciel zaśmiał się pod nosem.
Podszedł do mojej ławki i powiedział:
-Ciekawa teoria panno Marano. Za każdym razem coraz bardziej się szkolisz na to, jak odwrócić moją uwagę od tego, że mnie nie słuchałaś i nie masz pojęcia o czym mówiłem.
Pan Nicolas był mężczyzną w średnim wieku z okrągłymi okularami i brodą oraz włosami niczym pan Kleks. Dlatego często na niego wołaliśmy ,,Kleks".
-Przepraszam, ale nie mogę się skupić na sinusach i kosinusach w tym momencie.
-Laura, czy to ma związek z twoim chłopakiem?-spytał.
-Tak.
-Jeżeli tak jest, to powinnaś przestać o nim myśleć na czas szkoły lub wcześniej powyjaśniać sobie z nim trochę spraw. Proszę cię, abyś uważała na mojej lekcji, bo niedługo test. Mimo to, tym razem za nieuwagę nie dostaniesz oceny negatywnej. Puszczę to płazem, ale uważaj-dodał.
I tak spędziłam resztę lekcji. Przyciśnięta do muru, pytana co chwilkę, uważając.
***
-Naprawdę nie mogę uwierzyć, że ci odpuścił!-Ness nadal się zachwycała dzisiejszą sytuacją.
-Urok osobisty-zaśmiałam się.
-Po prostu cię lubi-powiedziała kończąc jeść watę cukrową. Było już po lekcjach, więc razem wybrałyśmy się do parku.
-A może odwiedzimy Nicka?-spytała Van.
-Jak tylko chcesz. I tak muszę mu pokazać piosenkę.
-Musisz czy chcesz?-jak ona lubi łapać za słowa.
-Oba na raz-zaśmiałyśmy się.
Szłyśmy rozmawiając o wszystkim i niczym. Tak jak zwykle to z nią bywa. Uwielbiałam z nią spędzać czas. Moja jedyna prawdziwa przyjaciółka. Bo Dylan nie odbiera ode mnie telefonów...
-Ness stój!-krzyknęłam raz dwa.
-Co jest?-właśnie byłyśmy za rogiem budynku. Przy wejściu do wytwórni.
-Widzisz go?-przed wejściem szedł jakiś gościu.
-Tak? I co z tego?
-To ten, co wczoraj go kawą oblałam-dodałam zaciskając pięści. Wiedziałam, że będę musiała go widywać, bo pracuje u wujka, ale że teraz?
-Przystojny-nie ma to jak wsparcie Ness....
Każda opowieść czymś się kończy. Opowieść dwojga ludzi, których znałam skończyła się minutę przed szesnastą. Bo to właśnie wtedy nastąpiła katastrofa.
Podobno wypadkiem ludzi można nazwać, kiedy zginie do 6 osób. Tu zginęło dwoje mi znanych i czterdzieści siedem innych, ważnych dla jakiś ludzi. Być może gdzieś na świecie też znajduję się Laura, która straciła swoich bliskich i cierpi tak samo jak ja. Ale nie daje po sobie tego poznać. Jest silna. I tak jak ja nigdy nie płacze publicznie. To uwłaszcza godności. Pokazuje słabość i bezsilność.
-Halo?-podniosłam słuchawkę dzwoniącego telefonu.
-Jesteś na chacie?-skąd ja znam ten głos? Pewnie stąd, że słucham go codziennie.
-A co? Chcesz wpaść?
-Tak. Mam dla ciebie ważne info-dokończyła.
-A o kim?-spytałam nalewając sobie soku do szklanki.
-O twoim kochasiu-dodała po chwili. Aż sok upuściłam.
-No way...-powiedziałam do siebie.
-Coś się stało?
-Tak. Wylałam sok na podłodze. Nessi, przyjedź za chwilkę, okey? Ja też mam dla ciebie newsa.
-Dobra spoko. Do zobaczenia!-rozłączyła się. A ja musiałam iść po jakąś ścierkę, by to wytrzeć.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Vanka! Mówiłam, że masz przyjechać później!-krzyknęłam zanim doszłam do drzwi. Byłam pewna, że osoba za drzwiami mnie słyszała. Otworzyłam z impetem drzwi i pożałowałam swoich słów.
-To pani zamawiała pizzę?-spytał jakiś młody, przystojny brunet. Dostawca pizzy, no super...
-Tak. To ja-zaśmiałam się nerwowo.
-Sześć dolarów-powiedział podając mi pudełko z zawartością. Rzuciłam mu sztuczny, zażenowany uśmiech i cała czerwona, podając mu kasę, zamknęłam drzwi.
-Czemu to ja mam takiego pecha?-spytałam sama siebie, opierając się o drzwi.
Zastanawiałam się w tamtym momencie, jak dokładnie wyglądał chłopak, który został przeze mnie poparzony. A raczej chłopak, który zmarnował moją kawę.
Nie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Nawet nie pamiętam, jaki kolor włosów miał. Jedyne, na co zwróciłam uwagę, to jego oczy. Takie podobne do Dylana...
-Witam i o zdrowie pytam!-zaśmiała się Vanka. Czemu ja się nie domyśliłam, że ta włazi do mieszkania bez pukania?
-Vanka! Przez ciebie się ze wstydu prawie spaliłam.
-A co było?-spytała.
-Tuż przed tobą, ktoś pukał do drzwi. Zaczęłam się wydzierać, tak jakby do ciebie, a to gościu od pizzy-moja kuzynka skomentowała to śmiechem i krzykiem:
-Zamówiłaś pizzę?! Jaką?
-Z serem, szynką i pieczarkami-dodałam przewracając oczami. Oczywiście, Ness poszła od razu skonsumować posiłek. A jakże by inaczej...
-No mów o tym newsie-dodałam.
Pokazała mi palcem do góry, przełknęła kawałek i powiedziała:
-Ty zacznij, bo ja jem.
-No to słuchaj-zaczęłam-Idę do wujka, do wytwórni, a tam jakiś koleś!
-Ładny?-spytała.
-Ness! Nie przerywaj. No więc ja szłam sobie z kawą, a ten koleś zaczął się drzeć. Patrze w górę, a ten koszulkę ma mokrą..-znów nie dokończyłam.
-Oblałaś obcego kawą?
-Ness! Tak. Oblałam go, a ten nazwał mnie cizią! Rozumiesz? A potem okazało się, że to nowy w wytwórni. Jakiś gwiazdor-dokończyłam.
-Osz! Z twoim szczęściem daleko nie zajdziesz. Współczuję. A co na to wujek?-spytała.
-No zły był i kazał mi go przeprosić.
-A ty zapewne stwierdziłaś, że to jego wina, on ci zmarnował kawę, ale i tak musiałaś go przeprosić, więc byłaś mega złośliwa-nikt nie zna mnie tak dobrze, jak ona.
-Bez przesady. Powiedziałam mu, żeby zmienił garderobę, bo koszulkę miał obleśną, więc przepraszam go za to, że mu ją zniszczyłam. Ale on powinien mi podziękować!-powiedziałam udając obrażoną.
-Oj Laur, Laur... Niedobra dziewczynka-zaśmiała się popijając sokiem.
-A ty? Powiedz mi tę wiadomość, bo ciekawa jestem.
-Uważaj, bo jak ci powiem, to padniesz.
-Ciekawe, co mi takiego powiesz-mruknęłam.
-Twój kochaś wcale nie jest chory!
-A skąd ty to wiesz?-spytałam.
-Bo go widziałam. I to nie z byle kim! Pamiętasz Amandę?
-Amandę Drew? Tę czarną z klasy obok?-spytałam.
-Tak. Dokładnie! Był z Amandą w parku!
-Może ci się przewidziało?-powiedziałam. Choć mało pewna byłam. Van nigdy nic się nie przewiduje.
-No mówię, że pewna byłam! A w dodatku, byli na lodach!
-Może to zwykłe spotkanie?-tak było zawsze. Byłam ślepa co do kwestii Dylana.
-Laur przestań żyć złudzeniami! Może powinnaś wreszcie zmienić chłopaka? Tyle osób teraz by cię chciało. Jesteś ładna i inteligentna. Poza tym chodziłaś z Dylanem!
-Chodzę z Dylanem-poprawiłam ją-Ale nie jestem ładna i inteligentna.
-Wmawiaj sobie. Dobra, ja i tak tu nic nie wskóram. Sama będziesz musiała się przekonać o tym, jaki on jest naprawdę. Ale zanim to nastąpi, to jaki film oglądamy?-spytała.
Zaśmiałam się szczerze.
-Jakiś na pewno.
<Następny dzień>
Piątek. Ostatni dzień w tym tygodniu, w którym idziemy do szkoły.
Jak zwykle ja i Ness byłyśmy razem na lekcjach. Coraz trudniej jest się skupić na zajęciach, jak w czwartek dojdzie do ciebie info, że w poniedziałek mamy nowego ucznia.
-Marano? Możesz powtórzyć, to co właśnie powiedziałem?-Nicolas nie dawał mi spokoju. Pan od matmy.
-Przepraszam, ale nie jestem pewna, co do tego, o czym pan mówił.
-Nie rozumiem-dodał zdziwiony. Van spojrzała na mnie i krzyknęła przez szept:
-Co ty robisz?!
-No bo jeżeli nie jestem pewna co do tego stwierdzenia i tego, że to prawda, to chyba raczej powinien to pan mi udowodnić lub po prostu dać mi spokój, bym się tego nie uczyła, prawda?-spytałam. Nauczyciel zaśmiał się pod nosem.
Podszedł do mojej ławki i powiedział:
-Ciekawa teoria panno Marano. Za każdym razem coraz bardziej się szkolisz na to, jak odwrócić moją uwagę od tego, że mnie nie słuchałaś i nie masz pojęcia o czym mówiłem.
Pan Nicolas był mężczyzną w średnim wieku z okrągłymi okularami i brodą oraz włosami niczym pan Kleks. Dlatego często na niego wołaliśmy ,,Kleks".
-Przepraszam, ale nie mogę się skupić na sinusach i kosinusach w tym momencie.
-Laura, czy to ma związek z twoim chłopakiem?-spytał.
-Tak.
-Jeżeli tak jest, to powinnaś przestać o nim myśleć na czas szkoły lub wcześniej powyjaśniać sobie z nim trochę spraw. Proszę cię, abyś uważała na mojej lekcji, bo niedługo test. Mimo to, tym razem za nieuwagę nie dostaniesz oceny negatywnej. Puszczę to płazem, ale uważaj-dodał.
I tak spędziłam resztę lekcji. Przyciśnięta do muru, pytana co chwilkę, uważając.
***
-Naprawdę nie mogę uwierzyć, że ci odpuścił!-Ness nadal się zachwycała dzisiejszą sytuacją.
-Urok osobisty-zaśmiałam się.
-Po prostu cię lubi-powiedziała kończąc jeść watę cukrową. Było już po lekcjach, więc razem wybrałyśmy się do parku.
-A może odwiedzimy Nicka?-spytała Van.
-Jak tylko chcesz. I tak muszę mu pokazać piosenkę.
-Musisz czy chcesz?-jak ona lubi łapać za słowa.
-Oba na raz-zaśmiałyśmy się.
Szłyśmy rozmawiając o wszystkim i niczym. Tak jak zwykle to z nią bywa. Uwielbiałam z nią spędzać czas. Moja jedyna prawdziwa przyjaciółka. Bo Dylan nie odbiera ode mnie telefonów...
-Ness stój!-krzyknęłam raz dwa.
-Co jest?-właśnie byłyśmy za rogiem budynku. Przy wejściu do wytwórni.
-Widzisz go?-przed wejściem szedł jakiś gościu.
-Tak? I co z tego?
-To ten, co wczoraj go kawą oblałam-dodałam zaciskając pięści. Wiedziałam, że będę musiała go widywać, bo pracuje u wujka, ale że teraz?
-Przystojny-nie ma to jak wsparcie Ness....
***
Kochani, wiecie, że mam przerwę. Ale tu póki co mam napisane rozdziały. Zachęcam do komentowania, bo mam wrażenie, że wraz z zawieszeniem nowego bloga i wznowieniem tego - moi obserwatorzy po prostu odeszli.
Dziękuję tym, co zostali. Nie wiem, kiedy next.
Dziękuję tym, co zostali. Nie wiem, kiedy next.
Postanowiłam (bo piszę rozdziały z wyprzedzeniem) że będę wam dodawała małe zwiastuny :)
A więc zapowiedź czwartego rozdziału:
-Który lepszy?
-Moim zdaniem oba są ładne, ale czarno biały ma coś takiego w sobie, że zachęca do kupna. Przyciąga wzrok i nie jest taki tęczowy. A ten wygląda jak jakiś oryginał, który trudno dostać-dokończyłam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odparł.
-A kogoś promujecie?-spytała Vanka.
-Tak. Tego ,,gościa" którego Laurencja oblała kawą-zaśmiał się.
-Co?!-krzyknęłam poirytowana. Wybrałam ten ładny szablon na okładkę dla tego czegoś?
***
-Czy ty właśnie się zaczęłaś z nim kłócić?
-A nie widać?-spytałam z sarkazmem.
-Laur... No błagam cię. To nie w twoim stylu. Co jest?
-Może zmieniłam styl?
-Rozmawiałaś z Dylanem?-bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
-Tak. Mówił, że mnie kocha i nigdy nie zrani.
-I co? Wierzysz mu?
-Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Ness.
***
***
-Laura, to nie tak...
-To idź do niej-syknęłam
Do napisania.
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 2 ,,Pod ziemią gwiazdy są legendą"
<Następny dzień>
Właśnie szykowałam się do wyjścia. Wzięłam jabłko z lady, kiedy zobaczyłam kartkę od wujka.
,,Nie czekaj na mnie z kolację. W wytwórni jestem do późna, więc śpij spokojnie ;)"
To było do przewidzenia. Nicka prawie nigdy nie ma w domu wieczorami. Wczoraj miał akurat wolne od wytwórni.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do szkoły.
Nie miałam daleko, a poza tym lubiłam chodzić piechotą. Kolejne przyzwyczajenia z dzieciństwa.
Po około piętnastu minutach byłam na miejscu. Zobaczyłam od razu w progu Vanessę.
-Przyjdziesz dziś do mnie?-spytałam.
-Dziś akurat nie mogę. Mam dużo nauki na jutro. Podobno Anderson jest mega wkurzony i planuje nam zrobić sprawdzian z całego działu!-dla mnie to nie był taki dramat, jak dla mojej kochanej kuzynki.
-Ale chyba coś umiesz?-spytałam.
-No tak. Ale to fizyka! A ja nie znam wzorów... Ale jest taka mądra osoba, która ze mną siedzi...
-Nie licz na podpowiadanie-zaśmiałam się.
-No wiesz co? Kuzynce nie pomożesz w sytuacji kryzysowej?-jej wyrzuty mnie dobijają.
-Tsa... Widziałaś może Dylana?-spytałam.
-Od wczoraj nie pojawił się w szkole. A co? Myślałam, że do siebie piszecie i w ogóle-powiedziała lekko zaskoczona.
-Tak. Wczoraj do niego dzwoniłam, ale wydawało się jakby coś kręcił.
-Mi się wydaje, że on nie jest do końca z tobą szczery-powiedziała Vanessa. Oburzyłam się.
-Oczywiście, że jest! Jest wierny, uczciwy i szczery. Zazdrościsz, tak?-tsa... Czasem przeginam.
-Laura, młoda. Zluzuj trochę, okey?-nagle poczułam się głupio.
-Sorry Vanka. Po prostu chyba za bardzo się boję go stracić-dodałam.
-Rozumiem. Kochasz go, on ciebie. Przez niego jesteś inna. Ale czasem masz na jego punkcie obsesję-dodała.
-A może ja po prostu powinnam się zmienić?
-Nigdy nie zmieniaj się dla innych, bo o już nie będziesz ty. Tamta ty zostanie zabita. Poza tym Dylanowi spodobałaś się taka, jaka jesteś-dodała z krzepiącym uśmiechem.
-Może masz rację?
Nie może, a na pewno. Ona zawsze miała rację. Dziwne, ale prawdziwe.
Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek, więc wszyscy udaliśmy się na lekcję Pana Andersona. Fizyka owszem, była. Tyle, że jaka.
***
-Wyciągamy karteczki-dodał uśmiechnięty.
Tsa... Ten jego uśmiech znam najlepiej. Przebiegły uśmiech. Uśmiech wyższości. Uśmiech nienawiści... Czyli jednak jest ten test.
-Kartkówka?-spytał ktoś z klasy z taką nadzieją w głosie...
-Oczywiście, że nie-dodał poszerzając uśmiech. Każdy w klasie zbladł, kiedy wypowiedział, dokładnie literując, te słowa:
-Sprawdzian z całego działu kochani-teraz każdy westchnął głęboko.
Spojrzałam na puste miejsce koło stolika obok. Na nim zawsze siedział Dylan. A od dwóch dni, uczeń ze stu procentową frekwencją po prostu nie przyszedł do szkoły, a że ja nie chciałam wyjść na nachalną - nie dzwoniłam.
I tak właśnie dokończyłam swoje rozmyślania. Szybko odpowiedziałam na pytania ze sprawdzianu i oddałam kartkę. Cóż ja mogłam więcej zrobić?
Kilka innych przedmiotów odbyło się bez najmniejszych problemów, mimo, że ja ciąglę myślami byłam przy Dylanie. Cóż mi zostało...
Ostatnią lekcją była wychowawcza. I tu przydarzył się szok...
-W poniedziałek drogie dzieci dojdzie do naszej klasy nowy uczeń-dodała wychowawczyni. Kelsy, jak to ona, od razu napomknęła:
-Uczeń czy uczennica?
-Kelsy skarbie... Im mniej wiesz - tym lepiej. Pomyśl lepiej, nad ocenami, które musisz poprawić, bo jak na razie tylko chłopcy ci w głowie-dodała z uśmiechem nauczycielka.
-Psss... Jak myślisz? Czyżby mój przyszły chłopak? Czy nowa koleżanka?-oczywiście Vanka jak to Vanka. Ta to ma pomysły.
-Przypuszczam, że to drugie. Mamy dość dużo chłopaków w klasie. Myślę, że teraz będzie dziewczyna. Chłopak raczej doszedł by do klasy C.
-Marano! Nie gadać!-zganiła nas nauczycielka. Siedziałyśmy cicho do końca lekcji-Nowy uczeń jest z Californii. Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło.
-O ile to chłopak-dodała Nicky.
-Robertson, uspokój się-kolejna osoba zganiona przez nauczycielkę. Tyle, że tej mi nie było szkoda.
I tak o to do końca lekcji przestałam myśleć nad moim chłopakiem. Teraz doszło mi coś innego - chłopak czy dziewczyna? Z Californii? Czy jest zabawny/a? Fajny/a? Miły/a?
***
Od razu po lekcjach poszłam do wytwórni. Miałam napisaną nową piosenkę, którą miałam ochotę nagrać. Nick nigdy nie słuchał moich piosenek (dobra, kłamałam. Słuchał, jak moi rodzice żyli), dlatego była to nowość. Napisałam ją ot tak. Taka piosenka Szarej myszki.
Wzięłam sobie kawę z automatu po czym spojrzałam na swoje trampki. ,,A może by sobie nowe buty kupić? Przecież mam full kasy..."
-Ała!-tyle do mnie doszło. Spojrzałam powolnie na mój kubek z połową zawartości kawy. Spojrzałam na przód. Biała koszulka ociekająca MOJĄ kawą. Spojrzałam do góry - jakiś szczyl.
-Co ty zrobiłeś z moją kawą?-spytałam o dziwo spokojnie. Zachowywałam się jakbym wszystkich miała gdzieś. I w dodatku byłam flegmatyczna.
-Co ty zrobiłaś z moją koszulką?! Oparzyłaś mnie!-krzyknął.
-Dobra gościu. Zluzuj trochę, okey?-spytałam wraz z nim wkurzając się.
-Jak mam zluzować, jak jakaś nie dorozwinęta cizia mnie oblała-i przelał czarę goryczy.
-Słuchaj ty matole! Nikt nie będzie mnie cizią nazywał! A szczególnie nie dorozwiniętą, okey? Jak masz jakiś problem, to tam są drzwi!-wskazałam za siebie.
-To możesz z nich właśnie skorzystać!-dodał.
-Nienormalny jesteś? Kupisz se nową koszulkę! Mi daj spokój! Skąd miałam wiedzieć, że trafię na ciebie, hmm? Już nawet cię dotknąć nie mogę? Wydzierasz się, bo ci ktoś koszulkę zniszczył? Odkupię ci-powiedziałam kipiąc ze złości.
-Nie o koszulkę mi chodzi! Jestem poparzony!
-No nie wierzę! Dzwońcie na pogotowie! Poparzenie trzeciego stopnia!-wykrzyczałam prosto w twarz.
-Opanuj się!
-Ja mam się opanować?!
-Cisza!-ktoś z końca korytarza krzyknął. Niestety tym ,,ktosiem" był Nick.
Zrobiło mi się głupio. Prawie by doszło do rękoczynów. Ale prawie robi wielka różnicę, nie?
-Możecie mi wyjaśnić, co tu się stało?-spytał.
-Kawą mnie oblała.
-Moja wina, tak? Było patrzeć jak leziesz!-krzyknęłam. Ku niezadowoleniu obu panów.
-Ty - ze mną do gabinetu. A ty-wskazał na tegopacana gościa-Do garderoby się przebrać, bo zaraz kręcimy.
I takim sposobem dowiedziałam się, że oblałam gościa, który jest nową ,,gwiazdeczkom" naszej wytwórni (no dobra, wytwórni wujka), a ja go ,,poparzyłam". Ledwo go tknęłam... Moja kawa bardziej na tym ucierpiała.
-Laura? Możesz mi wytłumaczyć, co to było? Ty nigdy nie jesteś agresywna.
-Ale to nie tak wujku. Przyszłam do ciebie, bo napisałam piosenkę. Chciałam, byś ją posłuchał, ale trafiłam na tego...
-Nie mów nic, jeżeli nie masz do powiedzenia nic miłego-przerwał mi.
-Na tego człowieka. No i stracił moją kawę, wydarł się na mnie, a teraz siedzę tu-skończyłam opowiadać.
-To wschodząca gwiazda naszej wytwórni. Dopiero, co podpisał kontrakt, bo wycofał się ze swojej. Chciałbym, by miał miłe wrażenia. Jeżeli chcesz, mogę posłuchać twojej piosenki jutro. A teraz musisz go przeprosić-dodał.
-No błagam... To on powinien mi kawę odkupić-dodałam błagalnym tonem. Wujek był nieugięty. Wskazał na drzwi palcem, więc musiałam opuścić jego gabinet i iść... Do tego... Czegoś.
Szłam wolno korytarzem. Wymyślałam, czy ma być to zwykłe: ,,przepraszam" czy może ,,przepraszam, że cię oparzyłam" lub ,,przepraszam za koszulkę". Żadna z tych wersji mi nie pasowała. Więc jak tylko go zobaczyłam (stał obok wujka, który wymownie pokazywał na mnie, by mi pokazać, co mam zrobić) krzyknęłam:
-Sorry za to, że zniszczyłam ci tę obleśną koszulkę. Powinieneś zmienić styl-po czym spojrzałam na wujka, który klepnął się w czoło. Uśmiechnęłam się i wyszłam, zostawiając czerwonego ze złości chłopaka gdzieś tam z tyłu. O ile to był chłopak...
Właśnie szykowałam się do wyjścia. Wzięłam jabłko z lady, kiedy zobaczyłam kartkę od wujka.
,,Nie czekaj na mnie z kolację. W wytwórni jestem do późna, więc śpij spokojnie ;)"
To było do przewidzenia. Nicka prawie nigdy nie ma w domu wieczorami. Wczoraj miał akurat wolne od wytwórni.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do szkoły.
Nie miałam daleko, a poza tym lubiłam chodzić piechotą. Kolejne przyzwyczajenia z dzieciństwa.
Po około piętnastu minutach byłam na miejscu. Zobaczyłam od razu w progu Vanessę.
-Przyjdziesz dziś do mnie?-spytałam.
-Dziś akurat nie mogę. Mam dużo nauki na jutro. Podobno Anderson jest mega wkurzony i planuje nam zrobić sprawdzian z całego działu!-dla mnie to nie był taki dramat, jak dla mojej kochanej kuzynki.
-Ale chyba coś umiesz?-spytałam.
-No tak. Ale to fizyka! A ja nie znam wzorów... Ale jest taka mądra osoba, która ze mną siedzi...
-Nie licz na podpowiadanie-zaśmiałam się.
-No wiesz co? Kuzynce nie pomożesz w sytuacji kryzysowej?-jej wyrzuty mnie dobijają.
-Tsa... Widziałaś może Dylana?-spytałam.
-Od wczoraj nie pojawił się w szkole. A co? Myślałam, że do siebie piszecie i w ogóle-powiedziała lekko zaskoczona.
-Tak. Wczoraj do niego dzwoniłam, ale wydawało się jakby coś kręcił.
-Mi się wydaje, że on nie jest do końca z tobą szczery-powiedziała Vanessa. Oburzyłam się.
-Oczywiście, że jest! Jest wierny, uczciwy i szczery. Zazdrościsz, tak?-tsa... Czasem przeginam.
-Laura, młoda. Zluzuj trochę, okey?-nagle poczułam się głupio.
-Sorry Vanka. Po prostu chyba za bardzo się boję go stracić-dodałam.
-Rozumiem. Kochasz go, on ciebie. Przez niego jesteś inna. Ale czasem masz na jego punkcie obsesję-dodała.
-A może ja po prostu powinnam się zmienić?
-Nigdy nie zmieniaj się dla innych, bo o już nie będziesz ty. Tamta ty zostanie zabita. Poza tym Dylanowi spodobałaś się taka, jaka jesteś-dodała z krzepiącym uśmiechem.
-Może masz rację?
Nie może, a na pewno. Ona zawsze miała rację. Dziwne, ale prawdziwe.
Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek, więc wszyscy udaliśmy się na lekcję Pana Andersona. Fizyka owszem, była. Tyle, że jaka.
***
-Wyciągamy karteczki-dodał uśmiechnięty.
Tsa... Ten jego uśmiech znam najlepiej. Przebiegły uśmiech. Uśmiech wyższości. Uśmiech nienawiści... Czyli jednak jest ten test.
-Kartkówka?-spytał ktoś z klasy z taką nadzieją w głosie...
-Oczywiście, że nie-dodał poszerzając uśmiech. Każdy w klasie zbladł, kiedy wypowiedział, dokładnie literując, te słowa:
-Sprawdzian z całego działu kochani-teraz każdy westchnął głęboko.
Spojrzałam na puste miejsce koło stolika obok. Na nim zawsze siedział Dylan. A od dwóch dni, uczeń ze stu procentową frekwencją po prostu nie przyszedł do szkoły, a że ja nie chciałam wyjść na nachalną - nie dzwoniłam.
I tak właśnie dokończyłam swoje rozmyślania. Szybko odpowiedziałam na pytania ze sprawdzianu i oddałam kartkę. Cóż ja mogłam więcej zrobić?
Kilka innych przedmiotów odbyło się bez najmniejszych problemów, mimo, że ja ciąglę myślami byłam przy Dylanie. Cóż mi zostało...
Ostatnią lekcją była wychowawcza. I tu przydarzył się szok...
-W poniedziałek drogie dzieci dojdzie do naszej klasy nowy uczeń-dodała wychowawczyni. Kelsy, jak to ona, od razu napomknęła:
-Uczeń czy uczennica?
-Kelsy skarbie... Im mniej wiesz - tym lepiej. Pomyśl lepiej, nad ocenami, które musisz poprawić, bo jak na razie tylko chłopcy ci w głowie-dodała z uśmiechem nauczycielka.
-Psss... Jak myślisz? Czyżby mój przyszły chłopak? Czy nowa koleżanka?-oczywiście Vanka jak to Vanka. Ta to ma pomysły.
-Przypuszczam, że to drugie. Mamy dość dużo chłopaków w klasie. Myślę, że teraz będzie dziewczyna. Chłopak raczej doszedł by do klasy C.
-Marano! Nie gadać!-zganiła nas nauczycielka. Siedziałyśmy cicho do końca lekcji-Nowy uczeń jest z Californii. Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło.
-O ile to chłopak-dodała Nicky.
-Robertson, uspokój się-kolejna osoba zganiona przez nauczycielkę. Tyle, że tej mi nie było szkoda.
I tak o to do końca lekcji przestałam myśleć nad moim chłopakiem. Teraz doszło mi coś innego - chłopak czy dziewczyna? Z Californii? Czy jest zabawny/a? Fajny/a? Miły/a?
***
Od razu po lekcjach poszłam do wytwórni. Miałam napisaną nową piosenkę, którą miałam ochotę nagrać. Nick nigdy nie słuchał moich piosenek (dobra, kłamałam. Słuchał, jak moi rodzice żyli), dlatego była to nowość. Napisałam ją ot tak. Taka piosenka Szarej myszki.
Wzięłam sobie kawę z automatu po czym spojrzałam na swoje trampki. ,,A może by sobie nowe buty kupić? Przecież mam full kasy..."
-Ała!-tyle do mnie doszło. Spojrzałam powolnie na mój kubek z połową zawartości kawy. Spojrzałam na przód. Biała koszulka ociekająca MOJĄ kawą. Spojrzałam do góry - jakiś szczyl.
-Co ty zrobiłeś z moją kawą?-spytałam o dziwo spokojnie. Zachowywałam się jakbym wszystkich miała gdzieś. I w dodatku byłam flegmatyczna.
-Co ty zrobiłaś z moją koszulką?! Oparzyłaś mnie!-krzyknął.
-Dobra gościu. Zluzuj trochę, okey?-spytałam wraz z nim wkurzając się.
-Jak mam zluzować, jak jakaś nie dorozwinęta cizia mnie oblała-i przelał czarę goryczy.
-Słuchaj ty matole! Nikt nie będzie mnie cizią nazywał! A szczególnie nie dorozwiniętą, okey? Jak masz jakiś problem, to tam są drzwi!-wskazałam za siebie.
-To możesz z nich właśnie skorzystać!-dodał.
-Nienormalny jesteś? Kupisz se nową koszulkę! Mi daj spokój! Skąd miałam wiedzieć, że trafię na ciebie, hmm? Już nawet cię dotknąć nie mogę? Wydzierasz się, bo ci ktoś koszulkę zniszczył? Odkupię ci-powiedziałam kipiąc ze złości.
-Nie o koszulkę mi chodzi! Jestem poparzony!
-No nie wierzę! Dzwońcie na pogotowie! Poparzenie trzeciego stopnia!-wykrzyczałam prosto w twarz.
-Opanuj się!
-Ja mam się opanować?!
-Cisza!-ktoś z końca korytarza krzyknął. Niestety tym ,,ktosiem" był Nick.
Zrobiło mi się głupio. Prawie by doszło do rękoczynów. Ale prawie robi wielka różnicę, nie?
-Możecie mi wyjaśnić, co tu się stało?-spytał.
-Kawą mnie oblała.
-Moja wina, tak? Było patrzeć jak leziesz!-krzyknęłam. Ku niezadowoleniu obu panów.
-Ty - ze mną do gabinetu. A ty-wskazał na tego
I takim sposobem dowiedziałam się, że oblałam gościa, który jest nową ,,gwiazdeczkom" naszej wytwórni (no dobra, wytwórni wujka), a ja go ,,poparzyłam". Ledwo go tknęłam... Moja kawa bardziej na tym ucierpiała.
-Laura? Możesz mi wytłumaczyć, co to było? Ty nigdy nie jesteś agresywna.
-Ale to nie tak wujku. Przyszłam do ciebie, bo napisałam piosenkę. Chciałam, byś ją posłuchał, ale trafiłam na tego...
-Nie mów nic, jeżeli nie masz do powiedzenia nic miłego-przerwał mi.
-Na tego człowieka. No i stracił moją kawę, wydarł się na mnie, a teraz siedzę tu-skończyłam opowiadać.
-To wschodząca gwiazda naszej wytwórni. Dopiero, co podpisał kontrakt, bo wycofał się ze swojej. Chciałbym, by miał miłe wrażenia. Jeżeli chcesz, mogę posłuchać twojej piosenki jutro. A teraz musisz go przeprosić-dodał.
-No błagam... To on powinien mi kawę odkupić-dodałam błagalnym tonem. Wujek był nieugięty. Wskazał na drzwi palcem, więc musiałam opuścić jego gabinet i iść... Do tego... Czegoś.
Szłam wolno korytarzem. Wymyślałam, czy ma być to zwykłe: ,,przepraszam" czy może ,,przepraszam, że cię oparzyłam" lub ,,przepraszam za koszulkę". Żadna z tych wersji mi nie pasowała. Więc jak tylko go zobaczyłam (stał obok wujka, który wymownie pokazywał na mnie, by mi pokazać, co mam zrobić) krzyknęłam:
-Sorry za to, że zniszczyłam ci tę obleśną koszulkę. Powinieneś zmienić styl-po czym spojrzałam na wujka, który klepnął się w czoło. Uśmiechnęłam się i wyszłam, zostawiając czerwonego ze złości chłopaka gdzieś tam z tyłu. O ile to był chłopak...
***
Jest i rozdział drugi po prawie miesiącu nieobecności. Nie mam pojęcia kiedy next na Mystery Love, bo jak na razie nie mam prawie w ogóle czasu.
Komentujcie kochani. Życzę wam udanego tygodnia!
Do napisania!
Komentujcie kochani. Życzę wam udanego tygodnia!
Do napisania!
piątek, 18 września 2015
Rozdział 1 ,,Pewne uczucia można zabić, zabijając jednocześnie siebie"
Jaka byłam?
Wiecznie taka sama. Mój wygląd był dość raczej przeciętny.
Miałam okulary, które wcale nie były mi potrzebne. Po prostu dodawały mi poczucia, że jestem mądrzejsza. Głupie, ale prawdziwe.
Aparat na zęby mieli mi zdjąć tydzień przed tym, jak zaczęłam umawiać się z moim chłopakiem. I oczywiście zdjęli.
Włosy miałam wiecznie takie same - upięte w warkocz. Taki artystyczny, choć nie za bardzo ładny. Wystające włosy zasłaniały mi jedną czwartą twarzy.
Moja natura zastępowała mi makijaż. Lubiłam się malować, ale nie do szkoły. Dlatego wyglądałam dość przeciętnie.
Moje ubrania były nie modne, pozbawione gustu i smaku. A mimo to, zainteresował się mną najprzystojniejszy wówczas chłopak - kapitan drużyny footbollowej.
Nie wierzyłam własnym oczom, jak podszedł do mnie - szarej myszki. I to on mnie zmienił...
Nie pod względem wyglądu. Byłam taka sama jak zwykle, tyle, że bardzo zadziorna i byłam liderką innych. Dziwne, ale prawdziwe.
Od dziecka pragnęłam śpiewać. Byłam tekściarką, a w wieku 13 lat napisałam pierwszą piosenkę: ,,Love you". Takie marzenia... Tsa...
Moi rodzice zginęli w wypadku samolotowym pół roku wcześniej. Akurat w dzień, w którym skończyłam 18 lat. Niesamowite, ale jakże prawdziwe.
Zaadoptował mnie Nick - mój ,,wujek". Najbliższy przyjaciel mojego taty. I mamy też, choć mniej bliższy.
Może dlatego mój chłopak się mną zainteresował?
-Witaj Laura-jak tylko weszłam do szkoły tak zostałam przywitana przez wszystkich. Większość przyjaźniła się ze mną tylko dlatego, że miałam sławnego chłopaka i oni sami mogliby być dzięki temu sławni.
-Witaj kochana!-podbiegła do mnie Vanessa. Ja i ona jesteśmy bliską rodziną - kuzynki. Te samo nazwisko, ale inni rodzice. Jej tata był bratem mojego taty. Tak jakoś...
-Co mamy pierwsze?-spytałam. W przeciwieństwie do mnie Van była prześliczna. I szczuplutka. Ja jakoś... Never mind...
-Biologię. Nauczyłaś się?-spytałam, choć znałam odpowiedź. Van była leniwa. Choć oceny miała nawet dobre.
-Tak. Jasne Laur. Kułam całą noc!-powiedziała z ironią. Przewróciłam oczami. Ona jako jedyna mówiła do mnie zdrobniale. ,,Laur". Nawet mój chłopak, tak do mnie nie mówił.
-Nie mam co do tego żadnych, ale absolutnie żadnych wątpliwości-obie się zaśmiałyśmy.
-To komu w drogę temu czas-powiedziała Vanessa.
-Zapamiętałam to inaczej-zamyśliłam się na chwilkę. Ale nie było to tematem moich dzisiejszych rozważań.
Usiadłam do ławki. Sama. To właśnie zastanawiało mnie najbardziej. Gdzie mój chłopak?
-Witaj Marano. Co? Dziś bez swojego chłoptasia?-jak zwykle Nicky musiała się oczywiście wtrącić. Odkąd zaczęliśmy się spotykać ma ciągle coś przeciwko. Zazdrosna...
-Witajcie dzieci. Wyciągnijcie kartki i je podpiszcie-powiedziała pani Brandson, nauczycielka Biologii.
Wszyscy posłusznie spełnili jej prośbę. I po chwili zaczęliśmy pisać kartkówkę. Tsa... Świetny początek dnia.
***
-No to hej-powiedziałam do Vanessy i przytuliłam ją na pożegnanie. Właśnie szłam do domu wujka. A raczej naszego domu.
Jak zwykle sama. Jak zwykle tymi samymi uliczkami.
Wyciągnęłam telefon i postanowiłam zadzwonić do mojego chłopaka.
Po trzech sygnałach wreszcie raczył odebrać.
-Halo?-powiedział całkiem wesołym głosem.
-Witaj kochanie. To ja. Laura-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Laura? O hej! Jak tam w szkole?-spytał.
-Bardzo dobrze. Ale pytanie powinno być, czemu ciebie nie było?
-Jestem... Ekhu! Ekhu! Chory-powiedział udając kaszel.
-Przyznaj się, że po prostu podejrzewałeś, że Brandson kartkówkę zrobi-powiedziałam z uśmieszkiem.
-Tak! Właśnie to! I tu mnie masz spryciulo-zachowywał się dość dziwnie. jakby coś... Ukrywał? Albo to ja jestem przewrażliwiona.
-Ale dziś mieliście mieć ważny mecz-powiedziałam marszcząc brwi.
-Ale został przeniesiony-powiedział sam się chyba plącząc.
-Nigdy meczy nie przenosiliście-odpowiedziałam coraz bardziej podejrzliwie.
-Laura, muszę kończyć. Pozdrów kogo chcesz. Pa-nigdy mnie tak nie traktował. A już w ogóle mnie rozłączał się po kilku chwilkach. Coś musi być na rzeczy...
***
-Cześć wujku!-od progu, jak tylko weszłam, przywitałam się z moim prawnym opiekunem.
-Laura, hej. A ty nie powinnaś być dziś dłużej w szkole?-spytał. Dobiegł mnie z kuchni zapach mięsa, więc szybko zdjęłam buty i weszłam do łazienki, by umyć ręce.
-Nie. Dziś odwołali nam dodatkowe zajęcia. Poza tym jest wrzesień, początek roku. Chyba nie muszę się tyle uczyć, co wcześniej-zaśmiałam się. I weszłam do kuchni.
-Chyba tyle, co później-poprawił mnie.
-Racja-zaśmiałam się-Co na obiad?
-Twoje ulubione danie-odpowiedział.
-Kurczak smażony?-spytałam.
-Dokładnie-uśmiechnęłam się na te jego słowa.
Moje życie właśnie tak wyglądało. Szkoła,Vanessa, mój chłopak, wujek. Wszystko miało idealną harmonię, było idealne. Takie, jakie sobie wymarzyłam. Cieszyłam się moim własnym szczęściem. Szkoda tylko, że nie na długo...
Wiecznie taka sama. Mój wygląd był dość raczej przeciętny.
Miałam okulary, które wcale nie były mi potrzebne. Po prostu dodawały mi poczucia, że jestem mądrzejsza. Głupie, ale prawdziwe.
Aparat na zęby mieli mi zdjąć tydzień przed tym, jak zaczęłam umawiać się z moim chłopakiem. I oczywiście zdjęli.
Włosy miałam wiecznie takie same - upięte w warkocz. Taki artystyczny, choć nie za bardzo ładny. Wystające włosy zasłaniały mi jedną czwartą twarzy.
Moja natura zastępowała mi makijaż. Lubiłam się malować, ale nie do szkoły. Dlatego wyglądałam dość przeciętnie.
Moje ubrania były nie modne, pozbawione gustu i smaku. A mimo to, zainteresował się mną najprzystojniejszy wówczas chłopak - kapitan drużyny footbollowej.
Nie wierzyłam własnym oczom, jak podszedł do mnie - szarej myszki. I to on mnie zmienił...
Nie pod względem wyglądu. Byłam taka sama jak zwykle, tyle, że bardzo zadziorna i byłam liderką innych. Dziwne, ale prawdziwe.
Od dziecka pragnęłam śpiewać. Byłam tekściarką, a w wieku 13 lat napisałam pierwszą piosenkę: ,,Love you". Takie marzenia... Tsa...
Moi rodzice zginęli w wypadku samolotowym pół roku wcześniej. Akurat w dzień, w którym skończyłam 18 lat. Niesamowite, ale jakże prawdziwe.
Zaadoptował mnie Nick - mój ,,wujek". Najbliższy przyjaciel mojego taty. I mamy też, choć mniej bliższy.
Może dlatego mój chłopak się mną zainteresował?
-Witaj Laura-jak tylko weszłam do szkoły tak zostałam przywitana przez wszystkich. Większość przyjaźniła się ze mną tylko dlatego, że miałam sławnego chłopaka i oni sami mogliby być dzięki temu sławni.
-Witaj kochana!-podbiegła do mnie Vanessa. Ja i ona jesteśmy bliską rodziną - kuzynki. Te samo nazwisko, ale inni rodzice. Jej tata był bratem mojego taty. Tak jakoś...
-Co mamy pierwsze?-spytałam. W przeciwieństwie do mnie Van była prześliczna. I szczuplutka. Ja jakoś... Never mind...
-Biologię. Nauczyłaś się?-spytałam, choć znałam odpowiedź. Van była leniwa. Choć oceny miała nawet dobre.
-Tak. Jasne Laur. Kułam całą noc!-powiedziała z ironią. Przewróciłam oczami. Ona jako jedyna mówiła do mnie zdrobniale. ,,Laur". Nawet mój chłopak, tak do mnie nie mówił.
-Nie mam co do tego żadnych, ale absolutnie żadnych wątpliwości-obie się zaśmiałyśmy.
-To komu w drogę temu czas-powiedziała Vanessa.
-Zapamiętałam to inaczej-zamyśliłam się na chwilkę. Ale nie było to tematem moich dzisiejszych rozważań.
Usiadłam do ławki. Sama. To właśnie zastanawiało mnie najbardziej. Gdzie mój chłopak?
-Witaj Marano. Co? Dziś bez swojego chłoptasia?-jak zwykle Nicky musiała się oczywiście wtrącić. Odkąd zaczęliśmy się spotykać ma ciągle coś przeciwko. Zazdrosna...
-Witajcie dzieci. Wyciągnijcie kartki i je podpiszcie-powiedziała pani Brandson, nauczycielka Biologii.
Wszyscy posłusznie spełnili jej prośbę. I po chwili zaczęliśmy pisać kartkówkę. Tsa... Świetny początek dnia.
***
-No to hej-powiedziałam do Vanessy i przytuliłam ją na pożegnanie. Właśnie szłam do domu wujka. A raczej naszego domu.
Jak zwykle sama. Jak zwykle tymi samymi uliczkami.
Wyciągnęłam telefon i postanowiłam zadzwonić do mojego chłopaka.
Po trzech sygnałach wreszcie raczył odebrać.
-Halo?-powiedział całkiem wesołym głosem.
-Witaj kochanie. To ja. Laura-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Laura? O hej! Jak tam w szkole?-spytał.
-Bardzo dobrze. Ale pytanie powinno być, czemu ciebie nie było?
-Jestem... Ekhu! Ekhu! Chory-powiedział udając kaszel.
-Przyznaj się, że po prostu podejrzewałeś, że Brandson kartkówkę zrobi-powiedziałam z uśmieszkiem.
-Tak! Właśnie to! I tu mnie masz spryciulo-zachowywał się dość dziwnie. jakby coś... Ukrywał? Albo to ja jestem przewrażliwiona.
-Ale dziś mieliście mieć ważny mecz-powiedziałam marszcząc brwi.
-Ale został przeniesiony-powiedział sam się chyba plącząc.
-Nigdy meczy nie przenosiliście-odpowiedziałam coraz bardziej podejrzliwie.
-Laura, muszę kończyć. Pozdrów kogo chcesz. Pa-nigdy mnie tak nie traktował. A już w ogóle mnie rozłączał się po kilku chwilkach. Coś musi być na rzeczy...
***
-Cześć wujku!-od progu, jak tylko weszłam, przywitałam się z moim prawnym opiekunem.
-Laura, hej. A ty nie powinnaś być dziś dłużej w szkole?-spytał. Dobiegł mnie z kuchni zapach mięsa, więc szybko zdjęłam buty i weszłam do łazienki, by umyć ręce.
-Nie. Dziś odwołali nam dodatkowe zajęcia. Poza tym jest wrzesień, początek roku. Chyba nie muszę się tyle uczyć, co wcześniej-zaśmiałam się. I weszłam do kuchni.
-Chyba tyle, co później-poprawił mnie.
-Racja-zaśmiałam się-Co na obiad?
-Twoje ulubione danie-odpowiedział.
-Kurczak smażony?-spytałam.
-Dokładnie-uśmiechnęłam się na te jego słowa.
Moje życie właśnie tak wyglądało. Szkoła,Vanessa, mój chłopak, wujek. Wszystko miało idealną harmonię, było idealne. Takie, jakie sobie wymarzyłam. Cieszyłam się moim własnym szczęściem. Szkoda tylko, że nie na długo...
***
Witajcie kochani! To kolejny rozdział ze wznowionego bloga.
Nie mam pojęcia, kiedy dodam rozdział drugi, ale wiem, że wszystkie napisane rozdziały (których aktualnie jest 15) wstawię dopiero po zakończeniu bloga Mystery.
Mam nadzieję, że będziecie czekać ;)
Komentujcie kochani!
Do napisania!
Nie mam pojęcia, kiedy dodam rozdział drugi, ale wiem, że wszystkie napisane rozdziały (których aktualnie jest 15) wstawię dopiero po zakończeniu bloga Mystery.
Mam nadzieję, że będziecie czekać ;)
Komentujcie kochani!
Do napisania!
sobota, 12 września 2015
Prolog
Ludzie przyjmują taką miłość, na jaką w ich mniemaniu zasługują. To szczera prawda, choć nie wszyscy ją sobie uświadamiają. To dlatego jest tyle nieszczęśliwych ludzi, bądź nieświadomych swojego nieszczęścia.
Ja byłam w tej drugiej kategorii. Ale na uświadomienie sobie tak prostej sprawy, potrzebowałam czasu. Mnóstwo czasu...
Ja byłam w tej drugiej kategorii. Ale na uświadomienie sobie tak prostej sprawy, potrzebowałam czasu. Mnóstwo czasu...
***
Witajcie kochani! Postanowiłam wznowić tego bloga już teraz.
Dodam zakładkę ,,Rozdziały bloga drugiego". Tam możecie wchodzić w ich spis.
Rozdziały będą rzadko, ale coś musi być na tym blogu.
Mam zamiar rozdział pierwszy wstawić za jakiś czas.
Do nexta!
Dodam zakładkę ,,Rozdziały bloga drugiego". Tam możecie wchodzić w ich spis.
Rozdziały będą rzadko, ale coś musi być na tym blogu.
Mam zamiar rozdział pierwszy wstawić za jakiś czas.
Do nexta!
Subskrybuj:
Posty (Atom)