Zanim coś powiem na temat nominacji, powiem tylko, że przykro mi, że tak mało osób skomentowało epilog...
Zostałam nominowana przez Paulę Lynch. Wybrałam kategorię Raury, a temat: Internetowa Miłość.
Miałam niestety problem z pisaniem na telefonie, więc mogą być błędy, ale starałam się pisać wolno i dokładnie. Przez... 15 dni -.-
Nominuję:
Invisible
Karcię Lynch
Lauren Coolnes
Mandy Marano
Arię Lynch
Cristal
Ayati Flagrate
Black Angel
Anię Fankę
Weronikę Markowską
Paringi: Auslly/Raura
Kategoria: Szkolna Miłość/Przypadek/Friendzoned/Spotkanie po latach (wybierzcie coś dla siebie)
Czas: 10 październik
I oczywiście - macie mnie o tym poinformować. Chcę je przeczytać :D Już widzę na waszych twarzach euforię :*
No to zaczynamy!
Internetowa miłość
(...) Od zawsze byłam poniżana, wyzywana i ogólnie nie lubiana. Nie wiem, czy było to zasługą mojego wyglądu, ubioru czy ,,rodziny", ale zawsze KAŻDY znalazł powód, by mi uprzykrzyć życie.
Moje życie było porażką, przez wielkie P. Lubiłam wiele rzeczy, ale nigdy nie mogłam ich rozwijać. Zawsze ktoś stanął mi na przeszkodzie.
Oprócz mnie marginesem społeczeństwa było jeszcze pięć osób z naszego technikum, ale żadna z tych osób ze mną nie rozmawiała. My nigdy nie trzymaliśmy się razem, bo to zawsze równało się upokorzenie razy sześć.
Byliśmy poza wszystkimi. Czasem nauczyciele nas ,,katowali", jeżeli mieli zły dzień. Na nikogo innego nie padało. TYLKO na nas.
Jak w każdej szkole przypinane były łatki. Można było dostać łatę Divy, Kujona, Nerda, Hakera, Hipstera, Gota, Luzaka, Fajnego, Głupiego, Ładnego, Normalnego, Szarej myszki i najgorszej łatki, jaką dostałam ja - dziwadła.
Nienawidziłam mojego życia. Dzień w dzień ta sama monotonia: wstać, przeżyć i myśleć o samobójstwie.
Nic nie zapowiadało się na zmianę, ale kiedyś musi to nastąpić. Tak było i tego dnia...
<><><>
- Do naszej szkoły przyszedł nowy uczeń. Będzie na ostatnim roku - takie oto słowa usłyszeliśmy na szkolnym apelu. Słowa dyrektora huczały mi w głowie, kiedy tylko dowiedziałam się, kim jest owy uczeń - Przywitajcie Rossa Lyncha.
Serce stanęło mi w gardle, jak usłyszałam to imię. Ross Lynch - gwiazda... Wszystkiego. Potrafił świetnie tańczyć i śpiewać... W dodatku był w drużynie koszykarskiej.
Bałam się, że to kolejny prześladowca. Okazał się być jednak większym problemem, niż myślałam...
<><><>
- Witaj ofermo - Cassidy jak zwykle dawała o sobie znać, jak tylko przekroczyłam prób szkoły. Nie miałam już nawet siły płakać, bo ostatni łzy wylałam jakieś dwa lata temu.
Bez sensu byłoby odpowiadać, bo to pogorszyło by sytuację.
Spojrzałam na swoje buty i przekroczyłam próg szkoły, zaciskając pięści. Czas na myśli samobójcze.
Kiedy tylko spojrzałam przed siebie ujrzałam jedną z div szkolnych - Amber. Ale ona ominęła mnie szerokim łukiem, ku mojemu zaskoczeniu i podbiegła do drzwi wejściowych.
- To Ross Lynch! - krzyczeli wszyscy, kiedy wysoki blondyn w naszym wieku przeszedł przez korytarz szkolny.
Nawet się nie odwracałam. To i tak byłoby bez sensu.
Doszłam pod swoją klasę i oparłam się o murek. Zdziwiona, że nie dostałam oprócz Cassidy innych zaczepek. To było coś pięknego... Już dawno nikt mnie przez tak długi czas nie wyzywał po przekroczeniu drzwi szkolnych.
Otworzyłam swój blado różowy zeszyt i sprawdziłam, co mieliśmy na ostatniej lekcji Biologi.
- Uczniowie klasy drugiej ,,A" oraz drugiej ,,B" proszeni są o pójście na świetlicę.
Taki dźwięk usłyszałam z głośników szkolnych. W ten sposób jesteśmy powiadamiani o tym, że nie mamy jakiś lekcji.
Z westchnieniem spakowałam swoje rzeczy do plecaka, ale wcale nie miałam zamiaru iść na świetlicę. Za szkołą miałam swój mały zakątek.
Tam oddawałam się swojej pasji - czytaniu.
Po dzwonku ,,uciekłam" ze szkoły i udałam się w moje sekretne miejsce. Wyciągnęłam uluioną książkę i po chwili zagłębiłam się w lekturze.
- Fajna? - kiedy usłyszałam jakiś głos, myślałam, że serce wyskoczy mi przez gardło.
Spojrzałam na nadawcę głosu, a moje oczy zrpbiły popularny wytrzeszcz.
Przede mną stał w samej osobie... Ross.
Spojrzałam na książkę. W tym zagęszczu drzew byłam jedyną osobą, do jakiej mógł się zwracać, a ja po prostu zaczęłam się gapić na książkę i rozmyślać: ,,uciec czy zostać?".
Ku mojemu większemu zaskoczeniu i spowodowaniem braku oddechu było to, że usiadł koło mnie.
- Mogę? - spytał i delikatnym ruchem zabrał z moich dłoni książkę.
- Niezgodna - szepnął jakby do siebie - Lubię ten film.
Mimowolnie uśmiechnełam się pod nosem. To była moja ulubiona książka.
Spojrzałam na swoje dłonie, które zaczełam mocno wykręcać na różne strony. Oddał mi książkę. Nie chciałam na niego spojrzeć. Nie odważyłabym się.
- Lubisz tu przychodzić? - kolejne pytanie. Pokiwałam tylko głową. Słyszałam jego westchnienie.
- Pięknie tu, prawda? - spojrzałam na jego dłonie. Tylko na tyle się wysiliłam, gdyż siefdział bardzo blisko mnie, co mnie dekoncentrowało.
- Obawiam się... Że... Nie... Powinno cię... Tu być - mówiłam monosylabami, jakbym była niespełna rozumu. Zacisnęłam wargi.
- To zarezerwowane miejsce? - spytał nie rozumiejąc.
Pokiwałam przecząco głową i dodałam:
- Nie powinieneś... Rozmawiać... Ze mną.
Zaśmiał się cichutko, aż zrobiło mi się głupio. Byłam pewna, że zacznie ze mnie szydzić, a on zaskoczył mnie totalnie.
- Masz chłopaka, który jest bardzo zazdrosny?
Oczywiście to, co powiedział było śmieszne dla każdego, a z jego ust to pytanie wyszło, jakby zadawał je mnóstwo razy. Może i tak było, ale zważając na fakt komu je zadawał wydało się to śmieszne.
Pokiwałam przecząco głową.
- To o co chodzi? - spytał. Westchnęłam głośno i wydusiłam:
- Lepiej trzymaj się z daleka. Tacy jak ty nie rozmawiają z takimi, jak ja...
Wstałam szybko i uciekłam z tego miejsca, zostawiając zaskoczonego chłopaka całkowicie samego.
<><><>
Następnego dnia spotkałam Rossa. Okazało się, że będziemy mieć razem w-f. Jakim cudem? Nie wiem.
Cassidy była w jego klasie. Amber też. O dziwo był to drugi dzień, w którym dziewczyny do tej pory mi nie przeszkadzały.
Ale wszystko ma swój czas, prawda?
Kiedy tylko doszłam na boisko, a Ross mnie zauważył... Zaczeło się moje piekło...
- Hej nieznajoma! - podbiegł do mnie. Spuściłam głowę i zacisnęłam powieki, kiedy sobie wyobraziłam, co się stanie za chwilkę.
- Tak szybko wczoraj uciekłaś... Nawet nie powiedziałaś jak masz na imię - powiedział. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Dostrzegłam w jego oczach (pięknych oczach...) taką... Radość? Nie... To niemożliwe...
- Ross, błagam... Odejdź ode mnie - poprosiłam błagalnie. Zmrużył brwi. Ale nadal stał przy mnie, więc zacisnęłam wargi i oczy.
- Ale...
- Witaj ofioaro losu - w tej chwili zaczęły się moje problemy. Amber i Cassidy właśnie do mnie podeszły.
- Cześć Rossy - powiedziała Cassidy i oparła się o jego ramię.
- Już przybłęda do ciebie podchodzi? - spytała Amber. Ross odsunął się od nich i spojrzał na nie.
- Przepraszam - dodałam i uciekłam.
<><><>
W takich chwilach, kiedy człowiek ma myśli samobójcze czasem jeszcze znajdzie siły na internet. Weszłam na jedno z popularnych forów internetowych, gdzie pisało się z ludźmi z pseudonimami.
Mój był Darkness29.
Zaszyta pod kołdrą i laptopem na kolanach weszłam właśnie i połączona zostałam z jakąś osobą.
Po chwili wyświetliła mi się nazwa:
Star29: Cześć
Darkness29: Hejka
Uśmiechnęłam się pod nosem. W internecie nikt nie wiedział kim jestem, jak wyglądam, jaki mam status. Mogłam być za każdym razem kimś innym. Uwielbiałam to. To był jedyny czas, kiedy czułam się wyjątkowa.
Star29: Co u ciebie?
Darkness29: Nie za ciekawie...
Chyba pierwszy raz w życiu napisałam, co tak naprawdę myślę o sobie. Czułam, że zaraz ta osoba się rozłączy. W końcu kto lubi gadać o problemach?
Star29: Co się stało?
Chwilkę wahałam się czy napisać nieznajomej osobie prawdę. Ale w końcu samo to, że mnie nie zna dawało mi dużego plusa.
Darkness29: Mam dość życia.
Czekałam chwilkę na odpowiedź. Jednak w końcu przyszła.
Star29: Każdy w życiu ma taki czas, w którym czuje się beznadziejnie. Nie pozwól by jedna chwila zabrała ci całe życie. Może kiedyś będziesz się z tego śmiał/a?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Było to bardziej z politowaniem dla osoby po drugiej stronie monitora.
Darkness29: Nigdy nie będę miała powodu, by się z tego śmiać. Nigdy.
Satr29: Czyli kobieta :)
Zaśmiałam się. W końcu napisałam ,,nie będę MIAŁA".
Darkness29: Tak. Kobieta :) A ty?
Star29: Płeć brzydsza.
Darkness29: Myślałeś kiedyś czasem o samobójstwie?
Czekałam na odpowiedź, ale w głębi duszy bałam się, że ona nie nadejdzie. Tak bardzo się bałam, że ta osoba uzna mnie za wariatkę.
Star29: I to nie raz. Wydawałoby się, że moje życie jest jak w bajce, że mam wszystko. A tak naprawdę nie mam nic. Ani jednej prawdziwej osoby, której mógłbym zaufać. A czasem są takie dni, kiedy myślę, że to ten ostatni dzień.
Spojrzałam z rozszerzonymi oczyma na ekran monitora. Nie byłam sama? Ktoś jeszcze chce ze sobą skończyć?
Darkness29: Jeżeli najdzie cię taki dzień napisz do mnie. Nie będziesz w tym sam.
Satr29: Może nawzajem się będziemy wspierać? Co ty na to?
Zastanowiłam się chwilkę nad odpowiedzią.
Darkness29: Proponujesz układ?
Star29: Coś w tym rodzaju. Co ty na to? Będziemy dla siebie podporą. W razie problemów będzie nam łatiwej.
Wydawało by się, że to, co mówi ma sens. Ale czy ja dam radę?
Darkness29: Zgoda.
Star29: A powiesz mi co tak naprawdę ci jest?
Dotknęłam palcami klawiatury i zaczęłam się zastanawiać, czy odpowiedzieć. W końcu wystukałam odpowiedź.
Darkness29: Może innym razem.
Star29: Jak chcesz.
Dziwne, ale prawdziwe. Sama pierwszy raz od dwóch lat uśmiechnęłam się.
Darkness29: A ile masz lat?
Satr29: 17, a ty?
Darkness29: Tyle samo. Dlacvzego masz w nicku ,,29"?
Satr29: To dzień moich urodzin. A u ciebie?
Darkness29: Możesz nie uwierzyć, ale mój też!
Uśmiechnęłam się po raz kolejny do monitora.
Od tamtej pory byliśmy nie rozłączni. Pisaliśmy codziennie. Przez rok.
Nie przeszkadzały mi docinki Cassidy i Amber. Nauczyłam się też omijać Rossa. Więcej ze mną nie chciał rozmawiać. No, może pzrze pierwsze pół roku próbował nawiązać ze mną kontakt, ale dał sobie spokój.
Moje życie wreszcie nabierało barw. Mimo, że oprócz Star29 chciałam mieć kogoś ,,prawdziwego", nawet jeżeli miałby być Rossem. Ale praktycznie Ross był ,,niedostępny". Gdybym z nim nawet próbowała pogadać Amber i Cassydy zabiłyby mnie. Bałam się ich. Były o niego zazdorsne.
Podobno coś zrobiły jednej dzioewczynie, która zarywała do niego. Nikt więcej nie widział jej w szkole.
Czy w to wierzę? Jak najbardziej.
<><><>
Darkness29: I wierzysz w takie bzdury?
Właśnie pisałam z moją gwiazdką. Tak go pozwoliłam sobie nazwać. On za to zdrabniał mnie jako Dark. Czasem, by mi dopiec pisał Dakota, czyli imię, którego nienawidzę.
Dowiedziałam się, że ma 183 cm wzrostu i brązowe oczy. Nic więcej mi nie podał z wyglądu. Nawet miesiąca swojego urodzenia.
Częściej ja pisałam o sobie, niż on. Ale potrzebowałam tego.
Czy były sytuację, w których któreś z nas musiało wyciągać z dołka to drugie?
Trzy razy. Star wyciągał mnie dwa. Ja go tylko raz.
Satr29: No oczywiście! Ty nie?
Darkness29: Myślisz, że zadałabym to pytanie, gdybym wierzyła? I napisałabym słowo ,,bzdury"?
Satr29: A któż to wie... :D
Zaśmiałam się prrzekręcając oczyma.
Star29: Ja to wiem.
Darkness29: Muszę kończyć.
Satr29: Napiszesz jutro?
Darkness29: Postaram się.
Rozłączyłam się i z uśmiechem na ustach - zasnęłam.
<><><>
Następnego dnia prawie się spóźniłam do szkoły. Prawie niby robi wielką różnicę, ale ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych.
Pierwszymi lekcjami były dwa w-f. Niby nic szczególnego, ale dla mnie był to jeden z gorszych dni.
Rossa nie było w szkole (na szczęście), a mimo to, myślałam, że Amber i Cassidy dały mi spokój.
- Cześć ofermo - powiedziała Amber. Kiedy tylko zaczęłam się przebierać zabrały moje rzeczy (co za tym idzie zerwały ze mnie również górną część ubrań) i wrzuciły do męskiej szatni. Na domiar złego widziałam przed oczami flesze ich aparatów, które robią mi zdjęcia, a po chwili głośne śmiechy i krzyki, że inni też to zobaczą.
Serce mi zaczynało pękać, a ja wszędzie widziałam ich twarze. Dokoła mnie śmiechy i krzyki...
Musiałam niestety z płaczem wbiec do męskiej szatni i zabrać chociaż moją bluzkę.
Czułam, jak już nie wytrzymuję psychicznie. Śmiechy całej szkoły, klasy... Nie miałam już życia.
Dobrze, że jakiś chłopak podał mi bluzkę z politowaniem na twarzy. Założyłam ją i uciekłam...
<><><>
Zapas żyletek, spokojny most i ostatni raz włączony telefon. Byłam pewna, że nwet jak ktoś zabierze mi paczkę metalowych ostrych przedmiotów, to skoczę z tego mostu.
Miałam tusz na całych policzkach, a oczy spuchnięte jak jeszcze nigdy. Serce ściskało mi się jeszcze mocniej.
Otworzyłam okno chatu.
Satr29: Jesteś?
Satr29: Dark?
Satr29: Martwię się. Proszę, odpisz...
Było jeszcze więcej widomości od niego. Był aktywny.
Darkness29: Gwiazdko?
Odpowiedział natychmiastowo.
Satr29: Darkness! Jej! Jak ja się martwiłem! Co się dzieje?
Rozpłakałam się i to bardzo mocno.
Darkness29: To koniec...
Star29: O czym mówisz?
Darkness29: Mam dość. Już nie wytrzymam. Zrobię to dziś i nie mnie nie powtrzyma.
Star29: To ja dołączam do ciebie.
Darkness29: Też aż tak kiepsko?
Star29: Nie pytał...
Darkness29: Santa Monica 31. kilkunastometrowy most. Piszesz się?
Star29: Daj mi 15 minut.
Zgsiłam telefon. Byłam pewna. W końcu zobaczę Gwiazdkę i razem będziemy mieć ostatnie spotkanie.
Czemu inni ludzie tak bardzo chcą nas skrzywdzić? Czy zdają sobie sprawę, że niszczą im życie? Co za tym idzie - psychikę?
Moje życie już nie miało sensu. Byłam z domu dziecka, a moi rodzice zginęli w wypadku.
To był koniec.
Nie minęło 15 minut, a usłyszałam czyjeś kroki.
Serce mi stanęło, oczy się szeroko otworzyły, podobnie jak usta. Nie mogłam uwierzyć. Oddech mi się przyspieszył automatycznie. Osoba na przeciw mnie stanęła jak wryta.
- Ross? - spytałam nie dowierzając - Co ty tu robisz?
- O to samo chciałem zapytać ciebie - powiedział podchodząc bliżej mnie. Nie miałam oporów by spojrzeć mu w oczy.
- Czekam na kogoś - powiedziałam wpatrując się w jego oczy.
- Ty też? To nie jestem sam.
Wszystko się zgadzało. Wzrost, kolor oczu, dzień urodzin, zainteresowania.
Nadal do mnie nie docierało, że gość, który ma wszystko, a jego życie to bajka może mieć problemy.
- Dlaczego? - spytałam.
- Dziś straciłem ostatniego z rodziców.
Oczy zaniosły mi się płaczem na jego wypowiedź. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Które? - spytałam.
- Mama. Chorowała. Zmarła dziś rano.
- Dlatego nie byłeś w szkole?
Czułam jak zanosi się szlochem. Płakaliśmy sobie w ramionach pokazując wszystkie uczucia, jakie nas łączą.
Nic już nie będzie takie samo.
- A u ciebie? - spytał. Oderwaliśmy się od siebie i stykaliśmy czołami. Nasze oddechy się mieszały.
Znałam go na wylot nie znając go w ogóle. Był mi tak bliski będąc tak dalekim.
- Zostałam po raz ostatni upokorzona.
- Postawisz się im wreszcie? - spytał, a raczej wyszeptał prosto w usta. Przez mój kręgosłup przeszedł dreszcz.
- Mam zamiar umrzeć - teraz to ja wyszeptałam. Ujął moje dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Ale ja ci na to nie pozwolę.
<><><>
Kolejny rok. Dla mnie - koniec liceum. Wreszcie postawiłam się Amber i Cassidy przez co wszyscy zapomnieli o pamiętnej sytuacji z poprzedniego roku.
A co ze mną i wielkim gwiazdorem?
***
- Co zrobisz z tym, że to już nasz ostatni rok? - spytał mój partner z zajęć tanecznych oraz kolega z klasy ,,B". Czytajcie: Ross.
- Hmmm... Chciałabym go najlepiej przeżyć. Ostatni rok, ale w zasadzie, to została nam jego połówka.
Ross zastanowił się chwilkę. Siedzieliśmy razem w naszym sekretnym miejscu koło szkoły. Amber i Cass nie były za bardzo zadowolone, ale Ross z nimi ,,porozmawiał" w najmniej delikatnej formie tego słowa.
- Ja bym chciał, by wydarzyło się coś wyjątkowego. Wiesz... Niedługo matury, studniówka... Właśnie! Z kim idziesz na studniówkę?
- Kto powiedział, że w ogóle idę? - spytałam zaskoczona.
Nasze relacje były bardzo dobre. Mogłam go nazwać najlepszym przyjacielem.
- Ja tak mówię. I mam pytanko - usiadł na przeciw mnie i złapał za dłonie - Czy Laura Marie Marano uczyni mi zaszczyt i pójdzie ze mną na studniówkę?
Prezwróciłam oczyma.
- Czy pan Ross Shor Lynch, gwiazda wszystkiego i mężczyzna, który może mieć każdą chce iść z kimś takim jak ja?
Ross parsknął śmiechem.
- Z tą ,,każdą" przesadzasz. Ale tak. Chcę pójść z kimś wyjątkowym.
Zaśmiałam się cichutko.
- No zgadzam się - powiedziałam jak zaczął wpatrywać się we mnie swoimi szczenięcymi oczami. Wszystkim mówiłam, że one na mnie nie działają, a było wręcz przeciwnie.
- Ale pierw pójdziemy do centrum handlowego - na te słowa zmrużyłm brwi.
- Sugerujesz, że źle się ubieram?
- Tak Laura. To sugeruję - powiedział z sarkazmem.
Tamta sytuacja miała miejsce jakiś czas temu. Ale poróćmy pamięcią do pamiętnej studniówki.
<><><>
Ubrałam się w czerwoną rozkloszowaną sukienkę do kolan z koronkowym tyłem. Do tego białe szpilki i dość mocny jak na mnie makijaż.
Ross przyjechał po mnie punktualnie.
- Laura.. Wyglądasz... Wow - tylko tyle powiedział.
- Tak tak. Już nie słodź - przewróciłam oczyma.
Kiedy jechaliśmy na studniówkę rozmawialiśmy z Rossem o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Ross zajechał nad jakiś pagórek skąd było widać całą pełnię księżyca.
- Po co tu przyjechaliśmy? - spytałam.
- Tak sobie. Chciałem ci pokazać to miejsce. Takie piękne i spokojne...
- Czyli jesteś wrażliwcem? - spytałam z przebiegłym uśmiechem.
- Nie wiedziałaś? - spytał udając zaskoczenie.
- Mój najlepszy przyajciel jest wrażliwy - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- No pięknie, utknąłem we friendzoned - zaśmieliśmy się oboje.
Po chwili Ross nachylił się w moją stronę. Oboje zbliżyliśmy się do siebie i złączyliśmy usta w nieśmiałym pocałunku.
Kto by pomyślał, że od tamtego pamiętnego dnia (w którym i tak nie pojechaliśmy na studniówkę) zostaniemy parą?
Na pewno nie ja. A zaczęło się od internetu...
***
Spaprałam końcówkę, bo już mi się pisać nie chciało. Przepraszam za masę błędów, ale to przez telefon. Do następnej historii!