piątek, 18 września 2015

Rozdział 1 ,,Pewne uczucia można zabić, zabijając jednocześnie siebie"

Jaka byłam?
Wiecznie taka sama. Mój wygląd był dość raczej przeciętny.
Miałam okulary, które wcale nie były mi potrzebne. Po prostu dodawały mi poczucia, że jestem mądrzejsza. Głupie, ale prawdziwe.
Aparat na zęby mieli mi zdjąć tydzień przed tym, jak zaczęłam umawiać się z moim chłopakiem. I oczywiście zdjęli.
Włosy miałam wiecznie takie same - upięte w warkocz. Taki artystyczny, choć nie za bardzo ładny. Wystające włosy zasłaniały mi jedną czwartą twarzy.
Moja natura zastępowała mi makijaż. Lubiłam się malować, ale nie do szkoły. Dlatego wyglądałam dość przeciętnie.
Moje ubrania były nie modne, pozbawione gustu i smaku. A mimo to, zainteresował się mną najprzystojniejszy wówczas chłopak - kapitan drużyny footbollowej.
Nie wierzyłam własnym oczom, jak podszedł do mnie - szarej myszki. I to on mnie zmienił...
Nie pod względem wyglądu. Byłam taka sama jak zwykle, tyle, że bardzo zadziorna i byłam liderką innych. Dziwne, ale prawdziwe.
Od dziecka pragnęłam śpiewać. Byłam tekściarką, a w wieku 13 lat napisałam pierwszą piosenkę: ,,Love you". Takie marzenia... Tsa...
Moi rodzice zginęli w wypadku samolotowym pół roku wcześniej. Akurat w dzień, w którym skończyłam 18 lat. Niesamowite, ale jakże prawdziwe.
Zaadoptował mnie Nick - mój ,,wujek". Najbliższy przyjaciel mojego taty. I mamy też, choć mniej bliższy.
Może dlatego mój chłopak się mną zainteresował?
-Witaj Laura-jak tylko weszłam do szkoły tak zostałam przywitana przez wszystkich. Większość przyjaźniła się ze mną tylko dlatego, że miałam sławnego chłopaka i oni sami mogliby być dzięki temu sławni.
-Witaj kochana!-podbiegła do mnie Vanessa. Ja i ona jesteśmy bliską rodziną - kuzynki. Te samo nazwisko, ale inni rodzice. Jej tata był bratem mojego taty. Tak jakoś...
-Co mamy pierwsze?-spytałam. W przeciwieństwie do mnie Van była prześliczna. I szczuplutka. Ja jakoś... Never mind...
-Biologię. Nauczyłaś się?-spytałam, choć znałam odpowiedź. Van była leniwa. Choć oceny miała nawet dobre.
-Tak. Jasne Laur. Kułam całą noc!-powiedziała z ironią. Przewróciłam oczami. Ona jako jedyna mówiła do mnie zdrobniale. ,,Laur". Nawet mój chłopak, tak do mnie nie mówił.
-Nie mam co do tego żadnych, ale absolutnie żadnych wątpliwości-obie się zaśmiałyśmy.
-To komu w drogę temu czas-powiedziała Vanessa.
-Zapamiętałam to inaczej-zamyśliłam się na chwilkę. Ale nie było to tematem moich dzisiejszych rozważań.
Usiadłam do ławki. Sama. To właśnie zastanawiało mnie najbardziej. Gdzie mój chłopak?
-Witaj Marano. Co? Dziś bez swojego chłoptasia?-jak zwykle Nicky musiała się oczywiście wtrącić. Odkąd zaczęliśmy się spotykać ma ciągle coś przeciwko. Zazdrosna...
-Witajcie dzieci. Wyciągnijcie kartki i je podpiszcie-powiedziała pani Brandson, nauczycielka Biologii.
Wszyscy posłusznie spełnili jej prośbę. I po chwili zaczęliśmy pisać kartkówkę. Tsa... Świetny początek dnia.
***
-No to hej-powiedziałam do Vanessy i przytuliłam ją na pożegnanie. Właśnie szłam do domu wujka. A raczej naszego domu.
Jak zwykle sama. Jak zwykle tymi samymi uliczkami.
Wyciągnęłam telefon i postanowiłam zadzwonić do mojego chłopaka.
Po trzech sygnałach wreszcie raczył odebrać.
-Halo?-powiedział całkiem wesołym głosem.
-Witaj kochanie. To ja. Laura-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Laura? O hej! Jak tam w szkole?-spytał.
-Bardzo dobrze. Ale pytanie powinno być, czemu ciebie nie było?
-Jestem... Ekhu! Ekhu! Chory-powiedział udając kaszel.
-Przyznaj się, że po prostu podejrzewałeś, że Brandson kartkówkę zrobi-powiedziałam z uśmieszkiem.
-Tak! Właśnie to! I tu mnie masz spryciulo-zachowywał się dość dziwnie. jakby coś... Ukrywał? Albo to ja jestem przewrażliwiona.
-Ale dziś mieliście mieć ważny mecz-powiedziałam marszcząc brwi.
-Ale został przeniesiony-powiedział sam się chyba plącząc.
-Nigdy meczy nie przenosiliście-odpowiedziałam coraz bardziej podejrzliwie.
-Laura, muszę kończyć. Pozdrów kogo chcesz. Pa-nigdy mnie tak nie traktował. A już w ogóle mnie rozłączał się po kilku chwilkach. Coś musi być na rzeczy...
***
-Cześć wujku!-od progu, jak tylko weszłam, przywitałam się z moim prawnym opiekunem.
-Laura, hej. A ty nie powinnaś być dziś dłużej w szkole?-spytał. Dobiegł mnie z kuchni zapach mięsa, więc szybko zdjęłam buty i weszłam do łazienki, by umyć ręce.
-Nie. Dziś odwołali nam dodatkowe zajęcia. Poza tym jest wrzesień, początek roku. Chyba nie muszę się tyle uczyć, co wcześniej-zaśmiałam się. I weszłam do kuchni.
-Chyba tyle, co później-poprawił mnie.
-Racja-zaśmiałam się-Co na obiad?
-Twoje ulubione danie-odpowiedział.
-Kurczak smażony?-spytałam.
-Dokładnie-uśmiechnęłam się na te jego słowa.
Moje życie właśnie tak wyglądało. Szkoła,Vanessa, mój chłopak, wujek. Wszystko miało idealną harmonię, było idealne. Takie, jakie sobie wymarzyłam. Cieszyłam się moim własnym szczęściem. Szkoda tylko, że nie na długo...
***
Witajcie kochani! To kolejny rozdział ze wznowionego bloga.
Nie mam pojęcia, kiedy dodam rozdział drugi, ale wiem, że wszystkie napisane rozdziały (których aktualnie jest 15) wstawię dopiero po zakończeniu bloga Mystery.
Mam nadzieję, że będziecie czekać ;)
Komentujcie kochani!
Do napisania!

sobota, 12 września 2015

Prolog

Ludzie przyjmują taką miłość, na jaką w ich mniemaniu zasługują. To szczera prawda, choć nie wszyscy ją sobie uświadamiają. To dlatego jest tyle nieszczęśliwych ludzi, bądź nieświadomych swojego nieszczęścia.
Ja byłam w tej drugiej kategorii. Ale na uświadomienie sobie tak prostej sprawy, potrzebowałam czasu. Mnóstwo czasu...


***

Witajcie kochani! Postanowiłam wznowić tego bloga już teraz.
Dodam zakładkę ,,Rozdziały bloga drugiego". Tam możecie wchodzić w ich spis.
Rozdziały będą rzadko, ale coś musi być na tym blogu.
Mam zamiar rozdział pierwszy wstawić za jakiś czas.
Do nexta!

wtorek, 8 września 2015

TB

Zanim coś powiem na temat nominacji, powiem tylko, że przykro mi, że tak mało osób skomentowało epilog...


Zostałam nominowana przez Paulę Lynch. Wybrałam kategorię Raury, a temat: Internetowa Miłość.
Miałam niestety problem z pisaniem na telefonie, więc mogą być błędy, ale starałam się pisać wolno i dokładnie. Przez... 15 dni -.-
Nominuję:
Invisible
Karcię Lynch
Lauren Coolnes
Mandy Marano
Arię Lynch
Cristal
Ayati Flagrate
Black Angel
Anię Fankę
Weronikę Markowską

Paringi: Auslly/Raura
Kategoria: Szkolna Miłość/Przypadek/Friendzoned/Spotkanie po latach (wybierzcie coś dla siebie)
Czas: 10 październik
I oczywiście - macie mnie o tym poinformować. Chcę je przeczytać :D Już widzę na waszych twarzach euforię :*

No to zaczynamy!

Internetowa miłość

(...) Od zawsze byłam poniżana, wyzywana i ogólnie nie lubiana. Nie wiem, czy było to zasługą mojego wyglądu, ubioru czy ,,rodziny", ale zawsze KAŻDY znalazł powód, by mi uprzykrzyć życie.
Moje życie było porażką, przez wielkie P. Lubiłam wiele rzeczy, ale nigdy nie mogłam ich rozwijać. Zawsze ktoś stanął mi na przeszkodzie.
Oprócz mnie marginesem społeczeństwa było jeszcze pięć osób z naszego technikum, ale żadna z tych osób ze mną nie rozmawiała. My nigdy nie trzymaliśmy się razem, bo to zawsze równało się upokorzenie razy sześć.
Byliśmy poza wszystkimi. Czasem nauczyciele nas ,,katowali", jeżeli mieli zły dzień. Na nikogo innego nie padało. TYLKO na nas.
Jak w każdej szkole przypinane były łatki. Można było dostać łatę Divy, Kujona, Nerda, Hakera, Hipstera, Gota, Luzaka, Fajnego, Głupiego, Ładnego, Normalnego, Szarej myszki i najgorszej łatki, jaką dostałam ja - dziwadła.
Nienawidziłam mojego życia. Dzień w dzień ta sama monotonia: wstać, przeżyć i myśleć o samobójstwie.
Nic nie zapowiadało się na zmianę, ale kiedyś musi to nastąpić. Tak było i tego dnia...
<><><>
- Do naszej szkoły przyszedł nowy uczeń. Będzie na ostatnim roku - takie oto słowa usłyszeliśmy na szkolnym apelu. Słowa dyrektora huczały mi w głowie, kiedy tylko dowiedziałam się, kim jest owy uczeń - Przywitajcie Rossa Lyncha.
Serce stanęło mi w gardle, jak usłyszałam to imię. Ross Lynch - gwiazda... Wszystkiego. Potrafił świetnie tańczyć i śpiewać... W dodatku był w drużynie koszykarskiej.
Bałam się, że to kolejny prześladowca. Okazał się być jednak większym problemem, niż myślałam...
<><><>
- Witaj ofermo - Cassidy jak zwykle dawała o sobie znać, jak tylko przekroczyłam prób szkoły. Nie miałam już nawet siły płakać, bo ostatni łzy wylałam jakieś dwa lata temu.
Bez sensu byłoby odpowiadać, bo to pogorszyło by sytuację.
Spojrzałam na swoje buty i przekroczyłam próg szkoły, zaciskając pięści. Czas na myśli samobójcze.
Kiedy tylko spojrzałam przed siebie ujrzałam jedną z div szkolnych - Amber. Ale ona ominęła mnie szerokim łukiem, ku mojemu zaskoczeniu i podbiegła do drzwi wejściowych.
- To Ross Lynch! - krzyczeli wszyscy, kiedy wysoki blondyn w naszym wieku przeszedł przez korytarz szkolny.
Nawet się nie odwracałam. To i tak byłoby bez sensu.
Doszłam pod swoją klasę i oparłam się o murek. Zdziwiona, że nie dostałam oprócz Cassidy innych zaczepek. To było coś pięknego... Już dawno nikt mnie przez tak długi czas nie wyzywał po przekroczeniu drzwi szkolnych.
Otworzyłam swój blado różowy zeszyt i sprawdziłam, co mieliśmy na ostatniej lekcji Biologi.
- Uczniowie klasy drugiej ,,A"  oraz drugiej ,,B" proszeni są o pójście na świetlicę.
Taki dźwięk usłyszałam z głośników szkolnych. W ten sposób jesteśmy powiadamiani o tym, że nie mamy jakiś lekcji.
Z westchnieniem spakowałam swoje rzeczy do plecaka, ale wcale nie miałam zamiaru iść na świetlicę. Za szkołą miałam swój mały zakątek.
Tam oddawałam się swojej pasji - czytaniu.
Po dzwonku ,,uciekłam" ze szkoły i udałam się w moje sekretne miejsce. Wyciągnęłam uluioną książkę i po chwili zagłębiłam się w lekturze.
- Fajna? - kiedy usłyszałam jakiś głos, myślałam, że serce wyskoczy mi przez gardło.
Spojrzałam na nadawcę głosu, a moje oczy zrpbiły popularny wytrzeszcz.
Przede mną stał w samej osobie... Ross.
Spojrzałam na książkę. W tym zagęszczu drzew byłam jedyną osobą, do jakiej mógł się zwracać, a ja po prostu zaczęłam się gapić na książkę i rozmyślać: ,,uciec czy zostać?".
Ku mojemu większemu zaskoczeniu i spowodowaniem braku oddechu było to, że usiadł koło mnie.
- Mogę? - spytał i delikatnym ruchem zabrał z moich dłoni książkę.
- Niezgodna - szepnął jakby do siebie - Lubię ten film.
Mimowolnie uśmiechnełam się pod nosem. To była moja ulubiona książka.
Spojrzałam na swoje dłonie, które zaczełam mocno wykręcać na różne strony. Oddał mi książkę. Nie chciałam na niego spojrzeć. Nie odważyłabym się.
- Lubisz tu przychodzić? - kolejne pytanie. Pokiwałam tylko głową. Słyszałam jego westchnienie.
- Pięknie tu, prawda? - spojrzałam na jego dłonie. Tylko na tyle się wysiliłam, gdyż siefdział bardzo blisko mnie, co mnie dekoncentrowało.
- Obawiam się... Że... Nie... Powinno cię... Tu być - mówiłam monosylabami, jakbym była niespełna rozumu. Zacisnęłam wargi.
- To zarezerwowane miejsce? - spytał nie rozumiejąc.
Pokiwałam przecząco głową i dodałam:
- Nie powinieneś... Rozmawiać... Ze mną.
Zaśmiał się cichutko, aż zrobiło mi się głupio. Byłam pewna, że zacznie ze mnie szydzić, a on zaskoczył mnie totalnie.
- Masz chłopaka, który jest bardzo zazdrosny?
Oczywiście to, co powiedział było śmieszne dla każdego, a z jego ust to pytanie wyszło, jakby zadawał je mnóstwo razy. Może i tak było, ale zważając na fakt komu je zadawał wydało się to śmieszne.
Pokiwałam przecząco głową.
- To o co chodzi? - spytał. Westchnęłam głośno i wydusiłam:
- Lepiej trzymaj się z daleka. Tacy jak ty nie rozmawiają z takimi, jak ja...
Wstałam szybko i uciekłam z tego miejsca, zostawiając zaskoczonego chłopaka całkowicie samego.
<><><>
Następnego dnia spotkałam Rossa. Okazało się, że będziemy mieć razem w-f. Jakim cudem? Nie wiem.
Cassidy była w jego klasie. Amber też. O dziwo był to drugi dzień, w którym dziewczyny do tej pory mi nie przeszkadzały.
Ale wszystko ma swój czas, prawda?
Kiedy tylko doszłam na boisko, a Ross mnie zauważył... Zaczeło się moje piekło...
- Hej nieznajoma! - podbiegł do mnie. Spuściłam głowę i zacisnęłam powieki, kiedy sobie wyobraziłam, co się stanie za chwilkę.
- Tak szybko wczoraj uciekłaś... Nawet nie powiedziałaś jak masz na imię - powiedział. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Dostrzegłam w jego oczach (pięknych oczach...) taką... Radość? Nie... To niemożliwe...
- Ross, błagam... Odejdź ode mnie - poprosiłam błagalnie. Zmrużył brwi. Ale nadal stał przy mnie, więc zacisnęłam wargi i oczy.
- Ale...
- Witaj ofioaro losu - w tej chwili zaczęły się moje problemy. Amber i Cassidy właśnie do mnie podeszły.
- Cześć Rossy - powiedziała Cassidy i oparła się o jego ramię.
- Już przybłęda do ciebie podchodzi? - spytała Amber. Ross odsunął się od nich i spojrzał na nie.
- Przepraszam - dodałam i uciekłam.
<><><>
W takich chwilach, kiedy człowiek ma myśli samobójcze czasem jeszcze znajdzie siły na internet. Weszłam na jedno z popularnych forów internetowych, gdzie pisało się z ludźmi z pseudonimami.
Mój był Darkness29.
Zaszyta pod kołdrą i laptopem na kolanach weszłam właśnie i połączona zostałam z jakąś osobą.
Po chwili wyświetliła mi się nazwa:
Star29: Cześć
Darkness29: Hejka
Uśmiechnęłam się pod nosem. W internecie nikt nie wiedział kim jestem, jak wyglądam, jaki mam status. Mogłam być za każdym razem kimś innym. Uwielbiałam to. To był jedyny czas, kiedy czułam się wyjątkowa.
Star29: Co u ciebie?
Darkness29: Nie za ciekawie...
Chyba pierwszy raz w życiu napisałam, co tak naprawdę myślę o sobie. Czułam, że zaraz ta osoba się rozłączy. W końcu kto lubi gadać o problemach?
Star29: Co się stało?
Chwilkę wahałam się czy napisać nieznajomej osobie prawdę. Ale w końcu samo to, że mnie nie zna dawało mi dużego plusa.
Darkness29: Mam dość życia.
Czekałam chwilkę na odpowiedź. Jednak w końcu przyszła.
Star29: Każdy w życiu ma taki czas, w którym czuje się beznadziejnie. Nie pozwól by jedna chwila zabrała ci całe życie. Może kiedyś będziesz się z tego śmiał/a?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Było to bardziej z politowaniem dla osoby po drugiej stronie monitora.
Darkness29: Nigdy nie będę miała powodu, by się z tego śmiać. Nigdy.
Satr29: Czyli kobieta :)
Zaśmiałam się. W końcu napisałam ,,nie będę MIAŁA".
Darkness29: Tak. Kobieta :) A ty?
Star29: Płeć brzydsza.
Darkness29: Myślałeś kiedyś czasem o samobójstwie?
Czekałam na odpowiedź, ale w głębi duszy bałam się, że ona nie nadejdzie. Tak bardzo się bałam, że ta osoba uzna mnie za wariatkę.
Star29: I to nie raz. Wydawałoby się, że moje życie jest jak w bajce, że mam wszystko. A tak naprawdę nie mam nic. Ani jednej prawdziwej osoby, której mógłbym zaufać. A czasem są takie dni, kiedy myślę, że to ten ostatni dzień.
Spojrzałam z rozszerzonymi oczyma na ekran monitora. Nie byłam sama? Ktoś jeszcze chce ze sobą skończyć?
Darkness29: Jeżeli najdzie cię taki dzień napisz do mnie. Nie będziesz w tym sam.
Satr29: Może nawzajem się będziemy wspierać? Co ty na to?
Zastanowiłam się chwilkę nad odpowiedzią.
Darkness29: Proponujesz układ?
Star29: Coś w tym rodzaju. Co ty na to? Będziemy dla siebie podporą. W razie problemów będzie nam łatiwej.
Wydawało by się, że to, co mówi ma sens. Ale czy ja dam radę?
Darkness29: Zgoda.
Star29: A powiesz mi co tak naprawdę ci jest?
Dotknęłam palcami klawiatury i zaczęłam się zastanawiać, czy odpowiedzieć. W końcu wystukałam odpowiedź.
Darkness29: Może innym razem.
Star29: Jak chcesz.
Dziwne, ale prawdziwe. Sama pierwszy raz od dwóch lat uśmiechnęłam się.
Darkness29: A ile masz lat?
Satr29: 17, a ty?
Darkness29: Tyle samo. Dlacvzego masz w nicku ,,29"?
Satr29: To dzień moich urodzin. A u ciebie?
Darkness29: Możesz nie uwierzyć, ale mój też!
Uśmiechnęłam się po raz kolejny do monitora.
Od tamtej pory byliśmy nie rozłączni. Pisaliśmy codziennie. Przez rok.
Nie przeszkadzały mi docinki Cassidy i Amber. Nauczyłam się też omijać Rossa. Więcej ze mną nie chciał rozmawiać. No, może pzrze pierwsze pół roku próbował nawiązać ze mną kontakt, ale dał sobie spokój.
Moje życie wreszcie nabierało barw. Mimo, że oprócz Star29 chciałam mieć kogoś ,,prawdziwego", nawet jeżeli miałby być Rossem. Ale praktycznie Ross był ,,niedostępny". Gdybym z nim nawet próbowała pogadać Amber i Cassydy zabiłyby mnie. Bałam się ich. Były o niego zazdorsne.
Podobno coś zrobiły jednej dzioewczynie, która zarywała do niego. Nikt więcej nie widział jej w szkole.
Czy w to wierzę? Jak najbardziej.
<><><>
Darkness29: I wierzysz w takie bzdury?
Właśnie pisałam z moją gwiazdką. Tak go pozwoliłam sobie nazwać. On za to zdrabniał mnie jako Dark. Czasem, by mi dopiec pisał Dakota, czyli imię, którego nienawidzę.
Dowiedziałam się, że ma 183 cm wzrostu i brązowe oczy. Nic więcej mi nie podał z wyglądu. Nawet miesiąca swojego urodzenia.
Częściej ja pisałam o sobie, niż on. Ale potrzebowałam tego.
Czy były sytuację, w których któreś z nas musiało wyciągać z dołka to drugie?
Trzy razy. Star wyciągał mnie dwa. Ja go tylko raz.
Satr29: No oczywiście! Ty nie?
Darkness29: Myślisz, że zadałabym to pytanie, gdybym wierzyła? I napisałabym słowo ,,bzdury"?
Satr29: A któż to wie... :D
Zaśmiałam się prrzekręcając oczyma.
Star29: Ja to wiem.
Darkness29: Muszę kończyć.
Satr29: Napiszesz jutro?
Darkness29: Postaram się.
Rozłączyłam się i z uśmiechem na ustach - zasnęłam.
<><><>
Następnego dnia prawie się spóźniłam do szkoły. Prawie niby robi wielką różnicę, ale ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych.
Pierwszymi lekcjami były dwa w-f. Niby nic szczególnego, ale dla mnie był to jeden z gorszych dni.
Rossa nie było w szkole (na szczęście), a mimo to, myślałam, że Amber i Cassidy dały mi spokój.
- Cześć ofermo - powiedziała Amber. Kiedy tylko zaczęłam się przebierać zabrały moje rzeczy (co za tym idzie zerwały ze mnie również górną część ubrań) i wrzuciły do męskiej szatni. Na domiar złego widziałam przed oczami flesze ich aparatów, które robią mi zdjęcia, a po chwili głośne śmiechy i krzyki, że inni też to zobaczą.
Serce mi zaczynało pękać, a ja wszędzie widziałam ich twarze. Dokoła mnie śmiechy i krzyki...
Musiałam niestety z płaczem wbiec do męskiej szatni i zabrać chociaż moją bluzkę.
Czułam, jak już nie wytrzymuję psychicznie. Śmiechy całej szkoły, klasy... Nie miałam już życia.
Dobrze, że jakiś chłopak podał mi bluzkę z politowaniem na twarzy. Założyłam ją i uciekłam...
<><><>
Zapas żyletek, spokojny most i ostatni raz włączony telefon. Byłam pewna, że nwet jak ktoś zabierze mi paczkę metalowych ostrych przedmiotów, to skoczę z tego mostu.
Miałam tusz na całych policzkach, a oczy spuchnięte jak jeszcze nigdy. Serce ściskało mi się jeszcze mocniej.
Otworzyłam okno chatu.
Satr29: Jesteś?
Satr29: Dark?
Satr29: Martwię się. Proszę, odpisz...
Było jeszcze więcej widomości od niego. Był aktywny.
Darkness29: Gwiazdko?
Odpowiedział natychmiastowo.
Satr29: Darkness! Jej! Jak ja się martwiłem! Co się dzieje?
Rozpłakałam się i to bardzo mocno.
Darkness29: To koniec...
Star29: O czym mówisz?
Darkness29: Mam dość. Już nie wytrzymam. Zrobię to dziś i nie mnie nie powtrzyma.
Star29: To ja dołączam do ciebie.
Darkness29: Też aż tak kiepsko?
Star29: Nie pytał...
Darkness29: Santa Monica 31. kilkunastometrowy most. Piszesz się?
Star29: Daj mi 15 minut.
Zgsiłam telefon. Byłam pewna. W końcu zobaczę Gwiazdkę i razem będziemy mieć ostatnie spotkanie.
Czemu inni ludzie tak bardzo chcą nas skrzywdzić? Czy zdają sobie sprawę, że niszczą im życie? Co za tym idzie - psychikę?
Moje życie już nie miało sensu. Byłam z domu dziecka, a moi rodzice zginęli w wypadku.
To był koniec.
Nie minęło 15 minut, a usłyszałam czyjeś kroki.
Serce mi stanęło, oczy się szeroko otworzyły, podobnie jak usta. Nie mogłam uwierzyć. Oddech mi się przyspieszył automatycznie. Osoba na przeciw mnie stanęła jak wryta.
- Ross? - spytałam nie dowierzając - Co ty tu robisz?
- O to samo chciałem zapytać ciebie - powiedział podchodząc bliżej mnie. Nie miałam oporów by spojrzeć mu w oczy.
- Czekam na kogoś - powiedziałam wpatrując się w jego oczy.
- Ty też? To nie jestem sam.
Wszystko się zgadzało. Wzrost, kolor oczu, dzień urodzin, zainteresowania.
Nadal do mnie nie docierało, że gość, który ma wszystko, a jego życie to bajka może mieć problemy.
- Dlaczego? - spytałam.
- Dziś straciłem ostatniego z rodziców.
Oczy zaniosły mi się płaczem na jego wypowiedź. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Które? - spytałam.
- Mama. Chorowała. Zmarła dziś rano.
- Dlatego nie byłeś w szkole?
Czułam jak zanosi się szlochem. Płakaliśmy sobie w ramionach pokazując wszystkie uczucia, jakie nas łączą.
Nic już nie będzie takie samo.
- A u ciebie? - spytał. Oderwaliśmy się od siebie i stykaliśmy czołami. Nasze oddechy się mieszały.
Znałam go na wylot nie znając go w ogóle. Był mi tak bliski będąc tak dalekim.
- Zostałam po raz ostatni upokorzona.
- Postawisz się im wreszcie? - spytał, a raczej wyszeptał prosto w usta. Przez mój kręgosłup przeszedł dreszcz.
- Mam zamiar umrzeć - teraz to ja wyszeptałam. Ujął moje dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Ale ja ci na to nie pozwolę.
<><><>
Kolejny rok. Dla mnie - koniec liceum. Wreszcie postawiłam się Amber i Cassidy przez co wszyscy zapomnieli o pamiętnej sytuacji z poprzedniego roku.
A co ze mną i wielkim gwiazdorem?
***
- Co zrobisz z tym, że to już nasz ostatni rok? - spytał mój partner z zajęć tanecznych oraz kolega z klasy ,,B". Czytajcie: Ross.
- Hmmm... Chciałabym go najlepiej przeżyć. Ostatni rok, ale w zasadzie, to została nam jego połówka.
Ross zastanowił się chwilkę. Siedzieliśmy razem w naszym sekretnym miejscu koło szkoły. Amber i Cass nie były za bardzo zadowolone, ale Ross z nimi ,,porozmawiał" w najmniej delikatnej formie tego słowa.
- Ja bym chciał, by wydarzyło się coś wyjątkowego. Wiesz... Niedługo matury, studniówka... Właśnie! Z kim idziesz na studniówkę?
- Kto powiedział, że w ogóle idę? - spytałam zaskoczona.
Nasze relacje były bardzo dobre. Mogłam go nazwać najlepszym przyjacielem.
- Ja tak mówię. I mam pytanko - usiadł na przeciw mnie i złapał za dłonie - Czy Laura Marie Marano uczyni mi zaszczyt i pójdzie ze mną na studniówkę?
Prezwróciłam oczyma.
- Czy pan Ross Shor Lynch, gwiazda wszystkiego i mężczyzna, który może mieć każdą chce iść z kimś takim jak ja?
Ross parsknął śmiechem.
- Z tą ,,każdą" przesadzasz. Ale tak. Chcę pójść z kimś wyjątkowym.
Zaśmiałam się cichutko.
- No zgadzam się - powiedziałam jak zaczął wpatrywać się we mnie swoimi szczenięcymi oczami. Wszystkim mówiłam, że one na mnie nie działają, a było wręcz przeciwnie.
- Ale pierw pójdziemy do centrum handlowego - na te słowa zmrużyłm brwi.
- Sugerujesz, że źle się ubieram?
- Tak Laura. To sugeruję - powiedział z sarkazmem.
Tamta sytuacja miała miejsce jakiś czas temu. Ale poróćmy pamięcią do pamiętnej studniówki.
<><><>
Ubrałam się w czerwoną rozkloszowaną sukienkę do kolan z koronkowym tyłem. Do tego białe szpilki i dość mocny jak na mnie makijaż.
Ross przyjechał po mnie punktualnie.
- Laura.. Wyglądasz... Wow - tylko tyle powiedział.
- Tak tak. Już nie słodź - przewróciłam oczyma.
Kiedy jechaliśmy na studniówkę rozmawialiśmy z Rossem o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Ross zajechał nad jakiś pagórek skąd było widać całą pełnię księżyca.
- Po co tu przyjechaliśmy? - spytałam.
- Tak sobie. Chciałem ci pokazać to miejsce. Takie piękne i spokojne...
- Czyli jesteś wrażliwcem? - spytałam z przebiegłym uśmiechem.
- Nie wiedziałaś? - spytał udając zaskoczenie.
- Mój najlepszy przyajciel jest wrażliwy - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- No pięknie, utknąłem we friendzoned - zaśmieliśmy się oboje.
Po chwili Ross nachylił się w moją stronę. Oboje zbliżyliśmy się do siebie i złączyliśmy usta w nieśmiałym pocałunku.
Kto by pomyślał, że od tamtego pamiętnego dnia (w którym i tak nie pojechaliśmy na studniówkę) zostaniemy parą?
Na pewno nie ja. A zaczęło się od internetu...
***
Spaprałam końcówkę, bo już mi się pisać nie chciało. Przepraszam za masę błędów, ale to przez telefon. Do następnej historii!

sobota, 5 września 2015

Epilog

Dedykowany dla najwierniejszych czytelniczek tego bloga, których raczej wymieniać nie muszę, bo one wiedzą, że zawsze były przy mnie i za to im dziękuję :*

Proszę WSZYSTKICH obserwatorów bloga oraz czytelników o choć jeden mały komentarz typu ,,Czytałam". Dziękuję.

<Kilka miesięcy później>
Spojrzałam w moje lustrzane odbicie. Moje długie już włosy były mocno polokowane i uczesane niczym Bella. Na oczach miałam jasne odcienie brązu w postaci cieni. Na policzkach miałam odrobinę różu, ale wcale nie był to puder. Bardziej naturalne wypieki. Na ustach miałam mocno czerwoną pomadkę matową, która podkreślała pełność moich ust.
Na sobie miałam białą, długą suknię z sercowym wycięciem na plecach i koronką oraz wydłużanym, rozkloszowanym tyłem. Gdzieniegdzie były usadzone małe, krwistoczerwone różyczki. Mój bukiet również się składał z takich róż.
Na głowie miałam koronkowy welon do pasa. Na nogach - buty pozłacane na obcasie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Był to bardzo ważny dzień i najlepsza decyzja w moim życiu.
Nie było już Alexa, który zawsze mnie wspierał, przytulił i pocałował w czoło. Nie było już Hope, która zawsze mi pomagała i żartowała, kiedy tylko byłam smutna. Nie było już taty, który mierzwił mi włosy, wiedząc, jak bardzo tego nie lubię. Ale mimo to, śmiałam się. Nie było już mamy, z którą rozmawiałam na wszelkie tematy.
Ale za to był Ross. Chłopak, który w najgorszym momencie mojego życia postanowił jednak dać nam szansę. Który jest przy mnie, a ja przy nim. Razem tworzymy jedną całość.
Zeszłam z mahoniowych schodów urzędu stanu cywilnego i weszłam w głąb hali.
Mój jeszcze narzeczony stał do mnie tyłem. Ale kiedy drzwi się zamknęły, a po przestronnej, jasnej sali rozniósł się huk, spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i spuścił głowę w dół.
Obok stolika stał David - kuzyn rodzeństwa Lynch oraz Naomi. Zrobili wyjątek dla naszej małe kruszynki i mogła być świadkiem na naszym ślubie.
Nie zawsze się to zdarza, ale jednak zdarzyło się.
Wolnym krokiem podeszłam do Rossa i ścisnęłam jego dłoń. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a po chwili składaliśmy przysięgę małżeńską...
<5 lat później>
Gdyby ktoś mi powiedział 7 lat temu, że ja i Ross będziemy małżeństwem i będziemy razem codziennie widywali się z małą, 11-letnią dziewczynką by chodzić z nią jako wolontariusze, nigdy w życiu bym mu nie uwierzyła.
Ale cieszę się, że właśnie tak wygląda moje życie. Tragedie zbliżyły mnie i Rossa do siebie i staliśmy się nie rozłączni.
Nasza miłość z dnia na dzień kwitnie.
Rekompensatą za to, że nie mogę mieć dzieci jest Hope i odwiedziny innych małych pociech.
Razem z Rossem koncertujemy od czasu do czasu.
,,Nasi" rodzice zostali na miejscu. Teraz cieszę się, że można o mnie mówić ,,Pani Lynch".
I że jestem najszczęśliwszą mężatką...

Parę słów Od Autora:
Witam na zakończeniu bloga. Dziś jest ten moment (który niezbyt mnie zadowolił zważając na jakość epilogu, który bądź, co bądź jest po prostu nudny), w którym muszę się z wami pożegnać, ale jak sami wiecie - nie na stałe.
Dziękuję każdej osobie, która choć raz skomentowała rozdział na blogu, bo każdy komentarz mnie motywował i sprawiał uśmiech na twarzy.
Dziękuję każdemu obserwatorowi za to, że po prostu był na tym blogu. Sama świadomość tego, że ktoś to czyta jest po prostu niesamowita.
Dziękuję za to, że potrafiliście w tym opowiadaniu znaleźć zawsze jakiś pozytyw i być promyczkiem na każdy dzień. Dzięki wam miałam lepszy humor. Każda śmierć bohatera była moim niepowodzeniem na dany dzień. 
Dlatego, kiedy humor mi się polepszył Naomi ,,wróciła" do życia.
Dziękuję wam za wszystko.
A teraz chciałam powiedzieć, że jeszcze w tym tygodniu wstawię dla was One Shota z Telephone Blog. Będzie on całkowitym zakończeniem ,,Follow your Dreams" i zarazem wprowadzeniem do ,,nowego" (a raczej starego) bloga, którego zacznę prowadzić po skończeniu ,,Mystery Love". 
Proszę was teraz, aby KAŻDY obserwator tego bloga również ZAOBSERWOWAŁ tamtego bloga.
Nie musicie komentować. Wystarczy obserwacja. To wszystko.
Dziękuję raz jeszcze za wszystko. Do napisania!
NOWY BLOG: http://mystery-love-raura.blogspot.com

wtorek, 1 września 2015

30 ,,W ciągu tych nielicznych dni, dałaś mi prawdziwą wieczność. I za to ci dziękuję"

Ostatni rozdział przed epilogiem...
Z dedykacją dla Pati Czekoladki ;*

<Trzy dni później>
*Pogrzeb*
Jeżeli ktoś by mi kiedyś powiedział, że w moim życiu w ciągu jednego roku nastąpi tyle tragedii wyśmiałabym go i nie potraktowała poważnie. No chyba, że byłby psychopatą.
Moje życie diametralnie się zmieniło od chwili, w której przyszedł do nas policjant i zimnym, beznamiętnym tonem oznajmił, że mój brat właśnie uległ wypadkowi i to w dodatku śmiertelnemu.
Kolejną tragedią, już po jego śmierci i po rozwiązaniu całego zespołu była oczywiście wiadomość, że Hope cierpi na białaczkę. Kolejne, przedstawiła mi małą dziewczynkę imieniem Naomi, która poruszyła nasze serca swoim postępowaniem. Była altruistyczną dziewczynką, dla której inni liczyli się bardziej niż ona. Na szczęście Naomi zdrowieje, a jej stan się polepsza. Ale kto przewidzi, co stanie się w przyszłości?
Kiedy myślałam, że nic gorszego mnie w życiu nie spotka moja mama dostała depresji i przedawkowała leki, tym samym umierając na moich oczach. Tata przez to zerwał ze mną jakikolwiek kontakt, więc zostałam sama.
Dowiedziałam się w międzyczasie, że Ross, chłopak, którego uważałam za przyjaciela, był totalnym egoistą i zostawił mnie, bym cierpiała. Ale z nim również jest już dobrze.
Ostatnią i jedną z najgorszych tragedii (bowiem zacieśniła mi pętlę i wbiła gwóźdź do trumny) była przegrana walka Hope z białaczką.
Teraz stoję obok Rossa i jego rodziców, którzy łaskawie się pojawili na pogrzebie córki dziś rano, ubrana w czarną sukienkę do kolan, dopasowaną u góry i rozkloszowaną na dole, a w dłoniach trzymam bukiet czerwonych róż.
Ross trzyma moją dłoń, łkając co chwilę, a państwo Lynch nie mogą się pogodzić z tragedią.
Sama patrzę w trumnę z beznamiętnym wzrokiem i opuchniętymi powiekami.
Trzy dni temu było okropieństwo...
- Dziękujemy za koncert! - krzyknął Ross, choć to nie on powinien dziękować.
Szybkim krokiem poszliśmy do Hope, aby zobaczyć jej reakcję. Ale szokiem było dla nas to, że w szpitalu było ogromne zamieszanie, lekarze biegali w tę i z powrotem i ciągle coś krzyczeli.
Nie mogliśmy wejść do sali przez 15 minut, a nikt nam nic nie mówił. Wreszcie wyszedł osobisty lekarz Hope, ze łzami w oczach i pokiwał głową.
Nie wierzyłam w to. Wiedziałam, że to nastąpi, ale żeby tak szybko?
Weszliśmy powoli do sali. Hope leżała na łóżku, a ekran maszyny EKG miał długą linię, oznaczającą koniec pracy serca.
Wtuliłam się w Rossa, bo nie mogłam nic innego zrobić, gdyż serce właśnie zaczęło mi mocno bić i bardzo, ale to bardzo boleśnie ściskać.
Nie ma nic gorszego niż ból psychiczny.
Nie wiem, ile tak trwaliśmy, ale oderwałam się od niego, kiedy zobaczyłam zieloną kopertę. Napisane na niej było: ,,Przeczytajcie na pogrzebie ~Hope"
Mimo, że minęły aż trzy dni, ja nadal nie mogę się pogodzić z jej odejściem.
- Teraz poprosimy, by najbliżsi mogli wyrazić swój ból.
Ross spojrzał na mnie. Jego rodzice nie byli w stanie mówić. Ross też nie. Zostałam tylko ja. Stanęłam więc na środku, nadal trzymając Rossa za dłoń. Stanął ze mną.
- Witajcie. Jestem Laura. W imieniu całej rodziny Lynch jestem bardzo wdzięczna za to, że tyle osób przybyło. Hope była wyjątkową osobą. Wzorową córką, kochającą siostrą, wspaniałą przyjaciółką... Jej stratę odczuliśmy aż za mocno i do teraz nie możemy się z nią pogodzić. Dla Rossa i mnie to jakby... Jakby część nas została oderwana. Tej pustki nic nie zapełni. Hope przed swoją śmiercią spisała list, którego nie widzieliśmy. Ale prosiła, by przeczytać go dopiero na pogrzebie. Więc pragnę spełnić jej prośbę.
Na chwilę wzięłam głęboki wdech, a Ross mocniej uścisnął moją dłoń. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Po chwili zaczęłam czytać:
- ,,Jestem Hope Lynch. Zapewne, kiedy to czytacie ja już leżę w trumnie, a ludzie, którzy przyszli na mój pogrzeb opłakują mnie. Chciałabym zobaczyć was po raz kolejny. Twój Lauro uśmiech, spojrzenie Rossa czy słodkie marszczenie nosa Alexa. Ale niestety nic już nie będzie możliwe. Chciałam dodać, że zawsze bolał mnie brak rodziców przy mym boku, ale wybaczam im to. Nie musieli być ze mną tyle czasu. Wychowali nas najlepiej, jak tylko potrafili. Cieszę się, że przez całe życie, a także do końca niego otaczali mnie moi najbliżsi. Miałam kochającego chłopaka, najwspanialszego brata na świecie, cudowną przyjaciółkę - tu głos mi się załamał na chwilkę, ale kontynuowałam dalej - I kochanych rodziców. Dziękuję, za te 20 lat życia. Że mogłam je właśnie tak spędzić. Dziękuję za małą Naomi, która pomogła mi pogodzić się z chorobą. Za brata, który do końca we mnie wierzył. Za rodziców, którzy mnie wychowali. Za Alexa, który potrafił rozśmieszyć każdego. I za Laurę. Wiem, że możesz mieć do mnie żal za Alexa, ale wiedz, że bardzo cię kocham. Najlepsza przyjaciółko. Dziękuję wszystkim ludziom za bycie ze mną. Za cudowne życie. Za wszystko".
Teraz rozpłakałam się na dobre i wtuliłam w Rossa. Nie sądziłam, że Hope napisze tyle słów i że ujmie mnie tyle razy w swoim liście oraz, że wspomni Alexa...
<Kilka dni później>
- A pamiętasz, jak siedzieliśmy na tym drzewie, a Hope spadła i złamała sobie nogę? - spytałam z lekkim uśmiechem.
Jedyne, co mi zostało, to spędzanie czasu z Rossem. Hope i Alexa nie było, więc praktycznie nasza paczka się rozpadła. Ale wyszło nam to na dobre.
- A jakże mógłbym zapomnieć - zaśmiał się.
Oboje pogodziliśmy się z odejściem naszych bliźniąt. Brata i siostry. Drugiej połówki.
- Zastanawiasz się kiedyś, co by było, gdybyśmy się nie kłócili przez te dwa lata? - spytałam.
Ross zastanowił się chwilkę.
Leżeliśmy obok siebie. Wpatrywaliśmy w niebo, a cień z dużego drzewa jabłoni zasłaniał nasze ciała.
- Codziennie - odpowiedział po chwile, zerkając w moją stronę.
- Ja też. Myślisz, że byłoby lepiej?
- Na pewno.
Zastanowiłam się chwilkę.
- Myślisz, że wtedy też mogłoby ci przejść? - spytałam.
Zaśmiał się.
- A skąd pewność, że mi nie przeszło?
Spojrzałam na niego. A konkretnie rozdziwaiając usta spojrzałam w jego oczy. Uśmiechał się. To też widziałam.
Poczułam dziwne ciepło od środka. Coraz częściej mi się to zdarza. Zresztą każda dziewczyna wie, co mi jest...
- A nie przeszło? - spytałam.
Uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową na ,,nie". Przeniosłam wzrok na jego usta, które rozchylały się w szerokim uśmiechu.
- Mówiłeś, że znów zaczęliśmy się przyjaźnić, bo ci przeszło - zagadnęłam znów spoglądając w jego oczy. Byliśmy blisko.
- Nie. Przyjaźniliśmy się z powrotem, bo ty bardzo tego chciałaś. Od wtedy, na plaży. Ale nikt nie mówił, że uczucia da się wykorzenić.
Dziwiło mnie, że mówił to z taką swobodą. A co jak on żartuje? Albo gorzej! Mówi mi to, bo się dowiedział, że też umrze?
Laura, stop z czarnymi myślami.
- Zdobyłeś się na przyjaźń, bo ja tego chciałam? - spytałam.
- Tak. Właśnie dlatego.
- I nic nie mówiłeś o swoich uczuciach?
Zaśmiał się i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie pytałaś.
Przewróciłam oczami. Dziwne było leżeć obok kogoś, kto właśnie wyznał ci uczucia.
- A co teraz zamierzasz?
- Nie śpieszyć się.
Zmrużyłam brwi.
- To znaczy?
- Jak będziesz gotowa, lub nie, odpowiesz mi.
Zastanowiłam się chwilkę. Uśmiechnęłam się ładnie. Teraz to ja miałam władzę. Fajne uczucie.
- Czy pan Lynch właśnie powiedział, że to ode mnie zależy, czy będziemy razem?
- Czytasz między wierszami? - spytał z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Mam zamiar się z tobą podroczyć.
- Czy raczej mnie przetestować?
Sprytny był. Aż za bardzo.
- Może... A co? Wytrzymałbyś?
- Wytrzymałem dwa lata. Obawiam się, że dłużej nie potrafię.
Zaśmiałam się głośno i szczerze. Teraz liczyliśmy się tylko my. TYLKO my.
- A opowiedz mi o swoich uczuciach.
Westchnął, ale postanowił spełnić moją prośbę.
- Zakochałem się w tobie, nie wiem jakim cudem, przez dwa lata tylko sobie pogorszyłem, bo odwrotny skutek był niż zaplanowałem, a teraz jest jeszcze gorzej, bo przy mnie siedzi cały mój świat i postanowił mnie wystawić na próbę.
Zaśmiałam się na jego słowa.
- Chce mi pan Lynch coś powiedzieć?
Westchnął z ponownym uśmiechem i zapytał:
- Czy pani Laura Marie Marano, najpiękniejsza osoba jaką znam, najbardziej inteligentna i sprytna z nutką przebiegłości, która skradła moje serce i robie z moimi uczuciami co chce, ma pragnienie zacząć się ze mną spotykać, a w niedalekiej przyszłości dzielić ze mną los do końca życia? - spytał, ale mnie zamurowało.
- Czy ty właśnie mi się oświadczasz? - spytałam.
- Tak. To co? Zgadzasz się?
Z lekkimi łzami szczęścia w oczach spojrzałam na niego. Po chwili zbliżyłam swoją twarz do jego twarzy, a nasze usta złączyły się w dość niezdarnym pocałunku.
- Przyjmuję to za tak - uśmiechnął się szczerze. Od tego właśnie zaczęło się moje szczęście...
***
Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni rozdział na blogu. Już niedługo epilog...
Rozdział ten pisałam jakieś 5 dni temu. Było mi ciężko, ale nie mówię, że teraz jest lekko.
Pamiętajcie, że tu będzie jeszcze jedna historia (przywrócona) więc nie musicie odobserwowywać bloga.
Mam nadzieję, że rozdział jako tako się podoba. Dziś poznałam nową klasę w liceum i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona, bo to naprawdę fajni ludzie.
No i z podobnymi zainteresowaniami! W końcu mamy ten sam profil :p
Zostałam też nominowana do TB (telephone blog) i od razu mówię:
Jeżeli się pojawi, będzie w NOWEJ ZAKŁADCE, gdzie będziecie mogli go przeczytać ;)
Ja się żegnam.
Do epilogu... Kochani.