Tego dnia miał odbyć się koncert i akurat mieli przyjechać, a raczej przylecieć rodzice Hope i Rossa. Cieszyłam się, że wreszcie uświadomili sobie, jak ważne jest zacieśnianie więzi rodzinnych, tym bardziej, że Hope umiera, a Ross jest zagubiony.
Ja tego już nie mogę doświadczyć, a sama po części była winna temu, że mama zachorowała i też z tego powodu nie miałam ojca.
Ross i Hope wspierali mnie jak mogli. Tym bardziej, że coraz częściej zdarzało mi się płakać.
Bałam się okazywania uczuć. Bałam się nie tyle tego, aby płakać publicznie. Bardziej miałam obawy, że ludzie mogą to wykorzystać. A to jest znacznie gorsze od samego upokorzenia. Bo to jakoby podwójne upokorzenie.
Coś typu łatka z plusem.
Hope była zbyta słaba, by wejść na scenę, czy chociażby na widownie. Ale cieszyłam się, że może obserwować cały ,,koncert" powitalny z okna swojego pokoju szpitalnego.
Zdjęła perukę. Postanowiła już jej nie nosić. Tym bardziej, że ona jej przeszkadzała, a nie pomagała.
Miała bladą cerę i oczy bez wyrazu. Patrzyła się na nas, ale jakby jej w środku nie było. Jej oczy nie wyrażały emocji i z trudem wodziły wzrokiem za naszymi oczyma.
Ledwo poruszała ręką, by poprawić sobie kroplówkę, która co chwilkę ją uwierała.
Naprawdę bałam się o nią, patrząc na jej opłakany stan. Alex miał szybką śmierć, a Hope męczyła się w bólach. I to nie przez jeden czy dwa dni. Jej męczarnie trwały aż za długo.
Dziwne, że pod koniec czyjegoś życia możemy innym wybaczyć wszystko. Ja wybaczyłam jej śmierć Alexa, bo to moim zdaniem ona ponosiła największą winę. Życie za życie nie jest uczciwe, ani pod żadnym pozorem fajne. Ale jednak...
Co innego fakt, gdyby go zabiła. Byłaby mordercą. Wtedy sama pewnie bym ją zabiła, albo życzyła tego, by umierała w bólach. Ale czy to normalne, skoro osąd należy tylko do Boga?
***
Koncert. Nawet nie sądziłam, że tylu ludzi przyjdzie.
Ja i Ross byliśmy nie na scenie, a jeszcze za nią. Ostatecznie przygotowywaliśmy sprzęt, mikrofon oraz ćwiczyliśmy.
- Jak się czujesz? - spytałam.
- Dobrze. A ty? Stresujesz się? - spytał z lekkim uśmiechem w dłoniach trzymając gitarę.
- Tak. Dużo czasu już nie grałam. Myślę, że ,,Over Here" możemy zagrać specjalnie dla Hope. Ucieszy się.
Ross uśmiechnął się słabo poprzez westchnienie. Coraz rzadziej mam wspomnienia o Alexie, ale mam wrażenie, że on zaczyna traktować Hope jako wspomnienie.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Hope jeszcze nie wie, ale rodziców dziś nie będzie. Z nią jest coraz gorzej. Boję się, że ona umrze szybciej, niż oni tu dojadą.
Spojrzałam na niego z zaszklonymi oczami. Ross miał rację. Wiedziałam o tym. Skoro on się pogodził z tym, że ona umrze, to dlaczego ja nie mogę?
- Dlaczego ich nie będzie?
Ross zaśmiał się ironicznie, i tym samym tonem mi odpowiedział.
- Bo mają dużo pracy.
To było straszne. Traktować pracę lepiej niż własne, umierające dziecko.
- Wiedzą o jej stanie?
Ross dał upust kilku łzą, które robiąc mokry szlak, spłynęły po jego bladym policzku. Podeszłam do niego i mocno się wtuliłam.
- Będzie dobrze. Pamiętaj, że masz mnie. Jesteś dla mnie ważny.
Czułam jak się uśmiecha. Kiedy on się uśmiechał na mej twarzy uśmiech też się pojawiał. Ale co mogłam mu powiedzieć? Kiedyś mógł liczyć na całą rodzinę i Alexa. A teraz?
- Dziękuję... Ty też zawsze masz mnie - powiedział ściskając mnie mocniej.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a ja otarłam wierzchem dłoni jego policzki.
Złapał mnie mocno za dłoń i spytał:
- Gotowa?
- Gotowa - odpowiedziałam z uśmiechem i po chwili już znajdowaliśmy się na scenie.
***
Światła sceny, tłumy ludzi i zapalone światło w oknie Hope - to właśnie towarzyszyło mi tego ciepłego wieczoru, kiedy ja i Ross pierw podpisywaliśmy płyty, autografy i robiliśmy zdjęcia, a następnie mieliśmy mieć koncert.
Wiem, że kolejność zazwyczaj jest odwrotna, ale liczyliśmy się z tym, że chcemy spędzić jak najwięcej czasu z fanami. I ze sobą.
Kiedy tylko moje palce dotknęły pianina, a Ross zaczął wydawać dźwięki z gitary zaczęłam śpiewać pierwsze słowa utworu ,,Love soul". Tłumy zaczęły gwizdać, ja zamknęłam oczy i przeniosłam się do innego świata...
- Pamiętasz tą piosenkę?
- Ale jaką? - spytałam patrząc na bruneta.
- Tą z... Tego serialu... No... Co gra ta blondi...
- Chodzi o Night soul? - spytałam z uśmiechem.
- Tak. Dokładnie. Tam jest taka piosenka. Ten sam tytuł, co nie? - spytał z uśmiechem.
- Alex, do czego dążysz?
- Myślę, że następną piosenkę nazwiemy ,,Love soul".
To było dzień przed jego śmiercią. Jedna łza spłynęła po moim policzku.
W refrenie, dość spokojnym i melodycznym, dołączył do mnie Ross. Nasze głosy idealnie ze sobą harmonizowały. Uśmiechnęłam się lekko.
To zdecydowanie jedna z piękniejszych piosenek, jakie udało nam się wykonać.
***
Pod koniec koncertu spojrzałam w okno szpitalne, a po chwili wzrok przeniosłam na Rossa. To był znak, by teraz on kontynuował.
- Tę piosenkę chcieliśmy zadedykować mojej siostrze i naszej przyjaciółce, z którą spędziliśmy niezapomniane chwile. Jedna z najukochańszych osób w moim życiu. Ktoś, kto jest wiecznym optymistą i zawsze potrafi nas rozśmieszyć. Sprawia, że uśmiech pojawia się na twarzy, a mroczna noc staje się przecudownym dniem. To dla ciebie Hope - powiedział i zaczął śpiewać ,,Over Here", kiedy po chwili do niego dołączyłam..
*Oczami Narratora*
<Z konieczności, pierwszy i ostatni raz w opowiadaniu>
Spojrzała przez okno i uśmiechnęła się, próbując zatamować potok łez, który zaczął wydostawać się spod jej powiek, kiedy tylko Ross zaczął o niej mówić.
Wzięła głęboki wdech i zatrzymała go na kilka chwil. Kochała zapach powietrza. Kochała jego zawartość. Dzięki niemu nasze życie jest możliwe. Doceniała ten najmniejszy element.
Zamrugała kilkakrotnie powodując, że łzy wydostały się spod jej spuchniętych powiek. Nie czuła już bólu. Nie czuła już pustki. Czuła radość.
Otworzyła oczy i ostatni raz spojrzała na swojego brata, swoją przyjaciółkę i cały ten tłum. Zapaliła ekran telefonu, patrząc na zdjęcie swoich rodziców, które ustawiła na tapecie.
Spojrzała na jedną, zieloną kopertę leżącą na jej stoliku i uśmiechnęła się.
Ponownie przeniosła wzrok na ekran telefonu i wyszeptała słabym głosem ,,Kocham was" i zrobiła to samo patrząc przez okno.
Uśmiechnęła się i oparła o wysoko ułożoną poduszkę. Po chwili delikatnie zaczęła zamykać oczy, robiąc to powoli i zapamiętując każdy szczegół.
Życie i piękne chwilę mignęły przed jej zamkniętymi powiekami, a ona biorąc głęboki wdech usłyszała w tle długi dźwięk maszyny, oznaczający koniec pracy jej serca.
Nie zrobiła już wydechu. Nie zdążyła...
***
Witajcie kochani! Nie spodziewałam się, że tak trudno zajmie mi pożegnanie się z tym blogiem :/ A raczej z tą historią.
Pamiętajcie, że kiedy ją skończę, zaczynam bloga mystery-love-raura.blogspot.com, a potem zaczynam ponownie tego bloga z poprzednią historią.
Dlatego nie odchodźcie, bo ja będę jeszcze tu prowadziła tamtą historię ;)
Przykry rozdział i przykry będzie też następny - ostatni rozdział przed prologiem.
Przykry rozdział i przykry będzie też następny - ostatni rozdział przed prologiem.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Z dedykacją dla Invisible, I love Anonimek i Lauren Coolnes oraz Karci Lynch. No i Mandy Marano ;)
Do napisania!